Agnieszka (imiona bohaterek zmieniłam) dobrze wie, co to znaczy. Wtedy była jeszcze w związku z Błażejem, mieli po 20 lat. Na początku wiadomo – bajka. Ale po trzech miesiącach, gdy euforia opadła, Błażej pokazał swoje prawdziwe oblicze. „Podczas jednej z imprez moja przyjaciółka zwróciła mi uwagę, że Błażej często mnie krytykuje. Na początku pomyślałam, że coś sobie wymyśliła, ale nie zapomniałam o tym i z czasem zaczęło do mnie docierać, że to prawda”.
Zobacz także: Historia Pawła: „Szukam kobiety, która nie chce i nigdy nie będzie chciała mieć dzieci”
Teoretycznie to nie było nic wielkiego – ot, zwykłe codzienne uszczypliwości dotyczące wagi, wyglądu, stroju itp. Później na celowniku znalazły się jej przyjaciółki i krewni. Błażejowi przestała smakować kuchnia Agnieszki. Nie odpowiadał mu jej kolor włosów. Uważał, że za mało ćwiczy. Krytykował jej pracę, choć Agnieszka była z niej zadowolona. Wpędzał ją w kompleksy i nigdy nie doceniał. „Punktem kulminacyjnym były święta. Narobiłam się jak wół, nagotowałam z mamą, przygotowałyśmy pięknie mieszkanie, a Błażej przy stole, niby żartem, wciąż coś komentował, że tu za mało soli, że tam za dużo cukru, że okna niedomyte i że zapomniałam iść do fryzjera. Miałam dość”.
Kiedy się rozstawali, Błażej nie wiedział zupełnie, w czym rzecz. Stwierdził, że Agnieszka wyolbrzymia i na zakończenie jeszcze ją obraził. „Musiałam ten związek odchorować, co nie było łatwe. Dopiero po paru miesiącach doszłam do siebie”. Dziś Agnieszka dobiega trzydziestki, od czterech lat jest szczęśliwą żoną i mamą małej Agatki. Z mężem są najlepszymi przyjaciółmi.
Konstruktywna, uzasadniona krytyka od czasu do czasu jest potrzebna każdemu – bez niej nie byłabyś w stanie dostrzec swoich błędów, naprawić ich i się rozwijać. Krytyka to konieczny przystanek na drodze do celu. Ale nieustanna krytyka ze strony stałego partnera z tą konstruktywną nie ma nic wspólnego. W żaden sposób nie motywuje. Przeciwnie – niszczy atmosferę, wprowadza do związku nerwy i wrogość, obniża samoocenę i może wywoływać poczucie winy.
Niedobra jest sytuacja, w której partner próbuje narzucić ci swój sposób bycia – a twój opór wywołuje lawinę krytyki. Pisze o tym jedna z internautek: „Jestem ze swoim facetem półtora roku, między nami jest raz lepiej, raz gorzej, ale jest kwestia, która daje mi dużo do myślenia. Moj facet mnie krytykuje, najbardziej drażliwy temat między nami to uprawianie sportu, ja sportu raczej nie uprawiam, lubię iść spacer, popływać, potańczyć, ale włączać sobie video w domu i machać rękami i nogami to nie moja bajka, nudzi mnie to, po prostu tego nie lubię, ale do mojego faceta to po prostu nie dociera. On uwielbia sport, uważa, że powinnam robić cokolwiek, aby moje ciało nie starzało się tak bardzo itd. Cały czas wytyka mi, że mam odstający brzuch i spory tyłek”.
Autorka wypowiedzi dodaje, że krytykowana jest codziennie; ostatnio usłyszała któryś raz z kolei, że ma krzywe zęby i powinna coś z nimi zrobić, a także że ma krzywy nos, niedostatecznie jędrną pupę, za duże piersi. Nie kryje, że ciężko jej żyć w takiej relacji i zastanawia się, czy powinna zakończyć związek.
Tak – twierdzi większość internautek. „Nawet jak zrobisz pięćdziesiąt operacji i zaczniesz ćwiczyć, to dostaniesz kolejną listę rzeczy do poprawki” – odpowiada jedna z nich. „Za karę jesteś z tym typem?” – pyta inna forumowicza.
Uczestniczki dyskusji stwierdziły zgodnie, że to on ma coś ze sobą. Bo tak to właśnie jest – krytykujący może mieć kompleksy albo niskie poczucie własnej wartości, a krytyką próbuje dodać sobie animuszu. Bywają również osoby, które krytykują partnera, bo chcą w ten sposób mieć pewność, że nie zostaną opuszczone. Albo taką mają naturę, że lubią czuć wyższość względem partnera. W żadnym z powyższych przypadków to nie jest zdrowy związek. A jeśli jesteś krytykowana, możesz się spodziewać, że wkrótce twoja samoocena spadnie do zera.
„Przerobiłabym takiego buraka na ćwikłę – pisze jedna z forumowiczek. – Facet dowartościowuje się twoim kosztem, próbuje osłabić twoją wiarę w siebie, żeby móc cię zdominować i błyszczeć na twoim tle. Każdy ma prawo mieć własne wymagania pod względem wyglądu potencjalnego partnera, ale wychodzę z założenia, że skoro dwoje ludzi decyduje się żyć w związku, to znaczy, że się akceptują takimi, jakimi są. To nie w twoim wyglądzie jest problem, tylko w głowie twojego faceta. Moim zdaniem ciągłą krytyką próbuje zachwiać twoją wiarą w siebie, poczuciem wartości, żebyś stała się taką niepewną siebie szarą myszką. Taka nieustanna krytyka to zwykła przemoc psychologiczna. Osłabianie przeciwnika”.
Zobacz także: LIST: „Prostytutka miała sprawdzić wierność mojego chłopaka. Coś poszło nie tak”
Autor książek motywacyjnych i wykładowca Wayne W. Dyer w poradniku „Pokochaj siebie” (Czarna Owca 2012) podkreśla, że nie potrzebujesz aprobaty innych. „Musisz pozbyć się potrzeby bycia aprobowanym! Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Musisz wyrwać z korzeniami ten nawyk ze swego życia, jeśli chcesz osiągnąć pełnię osobistego zadowolenia. Taka potrzeba jest psychiczną ślepą uliczką, w której nie znajdziesz żadnych korzyści dla siebie”. Dyer jest też zdania, że osądzając innych, wcale nie pokazujemy, jacy oni są: pokazujemy, jacy my jesteśmy.
Jeśli partner cię krytykuje, a ty wciąż szukasz u niego aprobaty, wasz związek nie ma fundamentów niezbędnych, by mógł być silny i trwały. Szukając ciągłej aprobaty, twoja osobowość – jak podkreśla Dyer – zostaje złożona w ofierze ludziom o innych opiniach i upodobaniach. Nieustanna krytyka prędzej czy później zniszczy związek. Czy chcesz jednak, by zniszczyła też ciebie?