Podpisana przez prezydenta Warszawy „Karta LGBT+” wywołała ogólnonarodową dyskusję. Nie tylko na temat tolerancji wobec mniejszości, ale także wychowania seksualnego w szkołach. Przeciwnicy mówią o deprawowaniu najmłodszych i przypominają, że każdy rodzic powinien mieć prawo wychowywania dzieci wedle własnego uznania.
Zobacz również: Tego uczą na WDŻ: Ciało kobiety to gleba, prezerwatywy są złe, a dziewczynki wolniej myślą (Cytaty z podręcznika)
W domyśle: jeśli nie mam takiej ochoty, to nie muszę rozmawiać z dzieckiem na takie tematy albo dostosuję przekaz do jego indywidualnych potrzeb. Nasza rozmówczyni wie najlepiej, czym może się to skończyć. Dorastając w głęboko wierzącej rodzinie od najmłodszych lat utwierdzano ją w przekonaniu, że intymność zawsze prowadzi do grzechu.
Dziś Ewelina ma 28 lat, ale trudno jej zapomnieć o kontrowersyjnych teoriach głoszonych w domu. Jak przekonuje, brak elementarnej wiedzy i religijne zakazy bardzo utrudniły jej dorosłe życie.
Papilot.pl: Przeciwnicy powszechnej edukacji seksualnej nie chcą, by ich dzieci zdobywały taką wiedzę w szkole. Ich zdaniem od tego są rodzice.
Jestem skłonna przyznać im rację, ale to tylko teoria. W praktyce oznacza to, że w ogóle nie rozmawia się na takie tematy albo przekaz jest tak zniekształcony jak w moim domu. Moi rodzice też chcieli robić wszystko po swojemu. Nie dość, że niczego mnie nie nauczyli, to jeszcze wpędzili w kompleksy i nerwicę.
W jaki sposób?
Tak się kończy mieszanie nauki i religii. Mam ogromny szacunek do ich głębokiej wiary, ale jestem zwolenniczką teorii, że biologii należy uczyć się z fachowych podręczników, a nie katechizmu czy Biblii. W tej kwestii lepiej sprawdzi się edukator z prawdziwego zdarzenia, niż kaznodzieja. Jako młoda dziewczyna oczywiście nie do końca to rozumiałam.
Kiedy zdałaś sobie sprawę, że przekazywana ci wiedza może nie być wystarczająca?
Prawdziwym wstrząsem była dla mnie lektura podręcznika do wychowania seksualnego. Nie znalazłam go we własnym domu, ale u koleżanki. Czytałam po kryjomu i z wypiekami na twarzy. Tam były absolutnie podstawowe informacje, ale dla mnie okazały się zupełną nowością. U mnie w domu takie słowa jak penis, macica czy prezerwatywa nikomu nie przechodziły przez usta. Pierwszy bliski kontakt z chłopakiem wstrząsnął mną jeszcze bardziej.
Zobacz również: Organizacja pro-life oskarża liceum o “seksdemoralizację” - bo na zajęciach “głoszono, że prezerwatywy zapobiegają chorobom wenerycznym”
Co masz na myśli?
Wtedy zrozumiałam, że żyję pod jakimś kloszem. Nie mam żadnej wiedzy i kompletnie nie potrafię się zachować. Już nie mówiąc o tym, że cały czas miałam wrażenie obserwowania. Dosłownie czułam na sobie spojrzenie rozgniewanego Boga. On kiwał palcem: Ewelina, nie rób tego. Skończyło się na kilku pocałunkach i niczym więcej. Jego dotyk mnie obrzydzał i paraliżował. Miałam 19 lat. Prawie 20.
Dziś otwarcie mówi się o mniejszościach seksualnych. Czego uczyli cię na ten temat rodzice?
Nie nazywali tego żadną mniejszością, ale dewiacją. Według nich niektórzy zostali w dzieciństwie skrzywdzeni i dlatego nie wiedzą kim są. Gejostwem czy lesbijstwem nie można się chwalić, bo to tak, jak gdybym szczyciła się ciężką chorobą. Trzeba leczyć, a nie akceptować. Tak długo wbijali mi to do głowy, że byłam skłonna napluć w twarz każdemu takiemu zboczeńcowi. Do czasu, kiedy mój przyjaciel z dzieciństwa powiedział mi o swojej orientacji.
A czego dowiedziałaś się na temat relacji damsko-męskich?
Katolicki standard. Chłopak nie ma prawa mnie dotknąć, a ja też nie mogę do tego dążyć. Seks zarezerwowany jest dla osób dorosłych i oczywiście po ślubie. Służy prokreacji. Nie powinno czerpać się z niego zbytniej przyjemności, bo celem samym w sobie jest przedłużenie gatunku. Seks oralny jest zły, antykoncepcja jeszcze gorsza, a Bóg cały czas patrzy.
Przyjmowałaś to bez żadnych zastrzeżeń?
Przez wiele lat nie miałam wyjścia. Rodzice mieli na mnie ogromny wpływ, a szkoła tylko to potęgowała. Chodziłam do katolickich szkół, więc nauczyciele tam mieli bardzo podobne poglądy. Wątpliwości pojawiły się po lekturze tej książki. Zaczęłam też rozmawiać z koleżankami. Powoli traciłam wiarę w to, że seks naprawdę jest taki zły. Gdyby tak było, to przecież nikt by go nie uprawiał.
Wspomniałaś o pierwszym bliższym kontakcie z chłopakiem. Ta sytuacja cię sparaliżowała. Czy dziś jest lepiej?
Tylko trochę. Oczywiście nie żyję już według zasad głoszonych przez rodziców, ale taka indoktrynacja pozostaje gdzieś z tyłu głowy. Tak, mam 28 lat i często czuję się winna, że uprawiam seks. Nawet jeśli robię to z partnerem, którego kocham. Musiałam się wszystkiego uczyć na własną rękę, a wizyta u ginekologa po pigułki była dla mnie straszną traumą. Mentalnie jestem o przynajmniej 10 lat młodsza i to nie jest fajne.
Jak wychowasz własne dzieci, jeśli kiedyś powiększysz rodzinę?
Zupełnie inaczej, niż rodzice mnie. Nie będę się wstydziła mówić w domu o takich sprawach i nauka będzie ważniejsza od religii. Co ciekawe, wiary wcale nie straciłam i uważam siebie za katoliczkę. Jednak postępową, bo przekonałam się na własnej skórze jak przemilczanie niektórych tematów i propaganda zamiast wiedzy rujnują psychikę i pewność siebie. Dlatego popieram słynną Kartę oraz edukację seksualną. A wszystkich przeciwników zachęcam do zapoznania się ze szczegółami, zamiast ulegania dezinformacji.
Zobacz również: Ojciec Rydzyk uczy o seksie: „Unikać spotkań sam na sam, kawy i ostrych przypraw”!