Istnieją różne sposoby, żeby zaimponować znajomym. Ten wydaje się najdziwniejszy i najbardziej niebezpieczny. Nieco ponad miesiąc temu dotarła do nas wiadomość od Eweliny, w której skarżyła się na swoje „nudne życie”. Dziewczyna poinformowała nas o wyzwaniu, jakie zaproponowała jej bliska koleżanka. Rywalizacja miała polegać uwodzeniu kolejnych mężczyzn. Której z nich uda się „zaliczyć” ich więcej, ta wygrywa.
Autorka tego wyznania wahała się, czy przyjąć zakład. Obawiała się kompromitacji i tego, że któryś z partnerów mógłby jej zrobić krzywdę. Dziś wiemy na pewno, że obie nastolatki spróbowały swojego szczęścia w tej szokującej „grze”. Kiedy otrzymaliśmy potwierdzenie od naszej czytelniczki, postanowiliśmy zapytać ją o efekty. Czy jest z siebie dumna? A może z perspektywy czasu zrozumiała, że nie był to najlepszy pomysł?
W rozmowie z nami zdradza, jak w praktyce wyglądał ten eksperyment. I czego się w trakcie nauczyła.
Zobacz również: Jak zachowuje się ŁATWA dziewczyna? (Męskie opowieści BEZ CENZURY)
fot. Unsplash
Papilot.pl: Najpierw informowałaś nas o swoich planach, a później zamilkłaś. Wróciłaś z informacją, że jednak to zrobiłaś. Co cię do tego skłoniło?
Ewelina: Sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Pomysł wydawał się chory. Jak z głupiego amerykańskiego filmu dla nastolatków. Ale z drugiej strony - w moim życiu naprawdę nic ciekawego się nie działo. Miałam prawie 19 lat, niewielu znajomych i jeszcze mniej doświadczeń. Koleżanka też chciała przeżyć coś ekscytującego.
Ostatecznie podjęłaś wyzwanie. Nie bałaś się?
Podchodziłam do tego jak do zabawy. A może akurat poznam kogoś ciekawego albo przynajmniej będzie miło. Ale z czasem zaczęło mi coraz bardziej zależeć na tym, żeby wygrać. Wśród znajomych uchodzę za szarą myszkę, która nie lubi ryzyka i raczej zanudza, niż prowokuje jakieś szalone akcje. Chciałam wszystkim udowodnić, i sobie też, że nie jestem taka drętwa. Strach był spory.
Czego dotyczył?
Tu jednak chodzi o spotkania z nieznajomymi. Zawsze można trafić na świra, czymś się zarazić albo wpaść. Zabezpieczenia bywają zawodne. Ale ekscytacja okazała się silniejsza, niż zdrowy rozsądek. Wyznaczyłyśmy pierwszy i ostatni dzień zakładu oraz podstawowe zasady.
Co obejmował „regulamin”?
Nie można dwa razy spotkać się z tym samym kolesiem. Każdego trzeba uwiecznić na zdjęciu, na którym oboje jesteśmy widoczni. Zabawa trwała dokładnie miesiąc - od weekendu do weekendu.
Zobacz również: 18 rzeczy, których powinnaś spróbować w łóżku w 2018 roku
fot. Unsplash
Wierzyłaś w swoją wygraną? Zależało ci na niej?
Niby traktowałam to jako zabawę, ale im dalej w las, tym bardziej chciałam zwyciężyć. Żeby udowodnić wszystkim, że nie jestem taka nudna. Siebie też chciałam przekonać, że coś potrafię. Już w pierwszy weekend udało mi się zdobyć 3 punkty, a moja koleżanka tylko jeden. Poczułam wiatr w żagle. Nawet nie przypuszczała, że to może być dla mnie tak łatwe.
Uwodziłaś, kogo chciałaś?
Nie każdy był tak odważny, ale jak upatrzyłam sobie cel, to pracowałam nad nim do skutku. Chyba, że chłopak uciekał. Byli w różnym wieku. Od 18 do maksymalnie 30. Nie każdy był dokładnie w moim typie, ale w czasie zawodów nie można wybrzydzać. Potraktowałam to jak sport. Zrobić swoje, zdobyć punkt i biec dalej. Spotykaliśmy się w bardzo różnych miejscach, ale szczegóły niech zostaną tajemnicą.
Minął tydzień, a ty miałaś na koncie…
O ile pamiętam, to 5 facetów. Koleżanka dobiła do 3 i żaliła się, że to chyba nie dla niej. Ale też nie dawała za wygraną. Przez miesiąc miałam w sumie 17 takich spotkań, a moja konkurentka tylko 10. Każde z nich mogłam udowodnić zdjęciem, które robiłam w trakcie.
Oni wiedzieli, że ich fotografujesz?
Niektórzy tak i jeszcze robili przy tym głupie miny. Innych udało się złapać po kryjomu. Każde zdjęcie udowadnia, że to nie było tylko koleżeńskie spotkanie przy kawie.
Zobacz również: Seks wyzwanie: baaardzo erotyczny miesiąc
fot. Unsplash
Co masz na myśli?
Tu też nie chcę się wdawać w szczegóły, ale każda fotka ewidentnie wskazuje na to, że było coś więcej. Tego elementu wyzwania bałam się najbardziej, ale szybko przestałam się krępować. Wyciągałam telefon i pstryk. Teraz mam fajną galerię. Będę wracała do tych zdjęć, jak przestanę wierzyć w siebie.
Wygrałaś zakład. Szacunek koleżanki i znajomych też?
Niektórzy pukają się po głowach, ale widzę, że im zaimponowałam. Nikt nie wróżył mi sukcesu, bo koleżanka zawsze była tą bardziej odważną, ładniejszą, rozchwytywaną. Okazało się, że ja też nie jestem taka zła. Może to głupio zabrzmi, bo to nie była do końca normalna i bezpieczna zabawa, ale w pewnym sensie jestem z siebie dumna. Dzięki temu nabrałam pewności siebie i pod tym względem eksperyment okazał się sukcesem.
A co poszło nie tak?
Teraz czeka mnie wizyta u lekarza, żeby zrobić wszystkie te krępujące badania. Jestem pewna, że nic nie złapałam, ale trzeba to sprawdzić. Mam też wyrzuty sumienia, że potraktowałam ich jak kawałek mięsa. Zaliczyć i porzucić. Sama też nie zachowywałam się jak dama i trochę mi głupio.
Nigdy więcej tego nie rób.
Spróbowałam i wystarczy. Mnie się poszczęściło, ale innym nie musi. To jednak duże ryzyko.