Matka Natura niestety nie dała kobietom tylu przywilejów, co mężczyznom. Oni nie muszą co 28 dni miesiączkować, nie martwią się nieplanowaną ciążą, cellulit nie spędza im snu z powiek. Nie muszą także symulować orgazmów, ponieważ rozkosz przeżywają praktycznie przy każdym stosunku. My, kobiety, musimy w tej ostatniej kwestii napracować się o wiele bardziej. A kiedy nie wychodzi… cóż, wtedy robimy dobrą minę do złej gry i udajemy przed partnerem, że zafundował nam najlepszy orgazm w życiu.
W jaki sposób symulujemy? Poszperałyśmy na forach internetowych i już wszystko wiemy. Trzeba przyznać, że dziewczyny w tym temacie są naprawdę kreatywne!
Taaaak!
„Udaję orgazm tak, jak większość kobiet, czyli po prostu krzyczę: „Taaaak! Cudownie! Nie przestawaj! Mocniej! Taaaaaaaak!”. Działa za każdym razem. Po wszystkim jeszcze szepczę facetowi na ucho: „Odleciałam”. I gotowe” – Lolita, 22 lata.
Wbijanie paznokci w plecy
„Mój facet ma mnóstwo blizn na plecach, a wszystko przez moje udawane orgazmy. Kiedy niby szczytuję, wbijam mu mocno paznokcie w skórę. On to uwielbia! Czasem chwali się zadrapaniami swoim kolegom, przez co uznawany jest pewnie w towarzystwie za boga seksu. I dobrze. Tak go kocham, że mi to nie przeszkadza” – Mimi, 21 lat.
Głośny krzyk
„Kiedy wiem, że z orgazmu nici, nie chcę robić mojemu mężowi przykrości i drę się wniebogłosy. Im głośniej krzyczę, tym jego bardziej rozpiera duma, że jest mi tak dobrze. Zazwyczaj drę się przez jakieś 10-15 sekund, aż wreszcie on zaczyna mnie ze śmiechem uciszać. Mówi np. „cicho, kochanie, bo sąsiadki ci zaczną zazdrościć”. Nie wyprowadzam go z błędu. Minus jest taki, że podczas prawdziwego orgazmu też muszę tak głośno krzyczeć. Inaczej by się zorientował, że coś jest nie tak” – A., 29 lat.
Dreszcze i konwulsje
„Mam jedną, sprawdzoną metodę na symulowany orgazm. Otóż udaję, że moim ciałem wstrząsają dreszcze. Cała drżę i rzucam się po łóżku, jakbym miała konwulsje. Czasami dodaję do tego jakieś jęki. Ten sposób zawsze się sprawdza” – Eliza, 24 lata.
Ooooch!
„Przyzwyczaiłam mojego faceta, że jak mam orgazm, to po prostu jęczę. Najczęściej jest to standardowe „ooooch” albo „aaaaaach”. Kiedy więc udaję, robię dokładnie to samo. Jeszcze nigdy się nie zorientował. Albo jestem taką dobrą aktorką, albo on nie chce dostrzec prawdy” – Alicja, 20 lat.
Sapanie w milczeniu
„Po co się wydurniać i drzeć jak jakaś kretynka? Orgazm można przecież przeżyć również w milczeniu i ja właśnie to powtarzam moim partnerom. Jak się pytają, czy szczytowałam, to kłamię, że tak. Dodaję wtedy: „Było mi tak dobrze, że zatraciłam się w totalnej ciszy”. I tyle” – Marcela, 28 lat.
Popieracie udawanie orgazmów, dziewczyny?