Według prawa kanonicznego, para, która pragnie zawrzeć związek małżeński, musi odbyć kurs. W rzeczywistości to „odbycie” lepiej byłoby nazwać „odbębnieniem”, bo rzadko nauki przedmałżeńskie prowadzone są w sposób ciekawy i faktycznie dający wiedzę, jak żyć ze sobą w zgodzie i miłości. Głównym warunkiem uczestnictwa w kursie jest obecność obojga narzeczonych.
Celem kursu jest pogłębienie wiedzy zakochanych o rodzinie, przygotowanie do wspólnego życia i posiadania potomstwa. Prowadzący uczą metod naturalnego planowania rodziny oraz zasad odpowiedzialnego rodzicielstwa. Istnieją różne formy przygotowania do małżeństwa - konferencje w kościele, nauki w poradni rodzinnej oraz kursy weekendowe. Nam najbardziej przypadła do gustu ta trzecia opcja :).
Weekendowy kurs przedmałżeński trwa trzy dni i zazwyczaj jest w formie wyjazdowej. Prowadzi go ksiądz wraz z małżeństwem, które zostało do tego upoważnione przez Kurię Biskupią. Jako że czasu jest mało, program jest bardzo intensywny. Organizatorzy nalegają, by narzeczeni na te trzy dni wyłączyli się całkowicie z życia, więc spędzają w miejscu prowadzenia kursu nie tylko całe dnie, ale i noce. Każde spotkanie obejmuje trzy części: wstęp, animację małżeństwa oraz rozmowę par. Prowadzące małżeństwo opowiada o swoim wspólnym życiu, a ksiądz potwierdza ich słowa, nawiązując do nauki Kościoła. Celem jest ukazanie przyszłym małżonkom sensu sakramentu, który chcą przyjąć. Kurs kończy msza święta.
Narzeczeni powinni zgłosić chęć odbycia kursu najpóźniej trzy miesiące przed planowanym terminem ślubu, żeby zdążyć na czas przed tym wielkim dniem.
A Wy, Papilotki - mężatki, jakie macie doświadczenia z naukami przedślubnymi? Czy prowadzące je osoby faktycznie dały Wam cenne rady, które mogłyście potem wykorzystać?