Znam w swoim otoczeniu pary, którym faktycznie się udało. Małżeństwo dało im coś w rodzaju zwieńczenia uczucia już na całe życie. W dzisiejszych czasach jednak zaczęłam poważnie się zastanawiać, czy ta instytucja nadal ma sens.
Tyle mówi się o rozwodach, a obrączka na palcu zdaje się nie zmieniać niczego w statystykach. Po co właściwie się „obrączkować”? Partner ma wtedy pewność, że go nie zdradzimy? A może my mamy wówczas większe wyrzuty sumienia...?
Zobacz również: Tak naprawdę wygląda pierwszy rok małżeństwa. Nie zawsze jest cukierkowo
Mam wrażenie, że większość mężczyzn uważa, że po ślubie mają za zadanie jedynie utrzymywać swoje partnerki i opiekować się nimi. Zwykły układ finansowy.
Kobiety próbują być niezależne i wyzwolone, ale tak naprawdę w relacji do zaoferowania mają często jedynie bliskość i intymność.
Później pojawiają się dzieci i widmo rozstania staje się coraz bardziej przerażające. W końcu sprawa rozwodowa, podział majątku i rozdzielenie z jednym z rodziców to prawdziwy koszmar. Te obawy nie są nieuzasadnione, tylko widoczne wokół gołym okiem.
Nie zdziwię się, jeśli faceci w obawie przed ryzykiem takiego scenariusza i wiążących się z nim alimentami przestaną chcieć zawierać małżeństwa. Z kolei gdy kobieta zostaje samotną matką, nic już nie jest takie samo.
Co więcej, wiele osób coraz częściej ulega presji ze strony rodziny i bliskich, a chyba nie chodzi o to, co „pomyślą o nas inni ludzie”, prawda? Skoro nie na tym nam zależy, po co w ogóle brać na siebie tak dużą odpowiedzialność?
Jeżeli ufamy sobie i jesteśmy pewni swoich uczuć, to ślub nie musi być żadną pieczątką, która sprawia, że mamy drugą osobę na własność.
Obawiam się, że pary zaczną wkrótce odchodzić od tej wieloletniej tradycji. Mężczyźni będą bali się konsekwencji w przypadku rozwodu (jakby nie patrzeć, sprawy są zazwyczaj rozstrzygane na korzyść matek), a partnerki wybiorą własny rozwój oraz wolność.
Dzisiaj nie jesteśmy już zmuszeni wiązać się ze względu na klasyczny podział ról, ponieważ każdy z nas jest samowystarczalny.
Wszystkie osoby po rozwodzie, jakie znam, żyją na tzw. „kocią łapę”. Nagle sakrament przestał mieć dla nich taką ważność.
W razie problemów finansowych nie angażujemy automatycznie swojego małżonka, a kiedy będziemy mieli dosyć bycia ze sobą - po prostu rozejdziemy się w różne strony.
Co uważacie na temat instytucji małżeństwa dzisiaj? Czy to ma jeszcze w ogóle jakieś korzyści i sens?
Bo moim zdaniem, jedyna rzecz, której nie można mieć bez ślubu, to rozwód.
Sylwia
Zobacz również: W tym wieku Polki najczęściej wychodzą za mąż. Czy to idealny moment na ślub?