Od początku marca tego roku Polska, podobnie jak reszta świata, zmaga się z epidemią koronawirusa. Choć rządowe obostrzenia zostały już zdjęte z obywateli, zachorowań niestety nadal nie ubywa. Co więcej, COVID-19 zbiera swoje żniwo nie tylko w sferze zdrowotnej, ale także związkowej. Mogłoby się co prawda wydawać, że miesiące spędzone w towarzystwie ukochanej osoby to romantyczna sielanka, ale nic bardziej mylnego: na przestrzeni ostatnich tygodni dwukrotnie wzrosła liczba wniosków o mediacje rozwodowe. Z całą pewnością przybyło także rozstań w niesformalizowanych związkach.
Kasia* niestety zalicza się do tej grupy. Gdyby nie koronawirus, dzisiaj najprawdopodobniej byłaby już żoną. Stało się jednak inaczej.
Zobacz także: LIST: „W akcie desperacji napisałam anonim do sąsiadów. Ich dzieci zakłócają ciszę”
„13 czerwca miałam wziąć ślub. Data była szczególna dla mnie i narzeczonego, rezerwowaliśmy ją z dwuletnim wyprzedzeniem. Poznaliśmy się w czerwcu 6 lat temu, więc było dla nas oczywiste, że pobierzemy się właśnie w tym miesiącu, mimo że 13-tka może kojarzyć się z pechem (nigdy nie byliśmy przesądni).
Przed wybuchem pandemii wszystko szło jak z płatka. Mieliśmy gotowe zaproszenia, wybrane dekoracje, umówiony zespół. Dla wielu par przygotowania do ślubu to stresujący czas, ale u nas w ogóle nie było z tego powodu kłótni. Mam wrażenie, że oboje cieszyliśmy się z tych przygotowań.
To, co zaczęło się dziać potem z powodu koronawirusa, kompletnie nas jednak przerosło. Mój narzeczony stracił pracę i wszystkie swoje frustracje zaczął wyładowywać na mnie. Kłóciliśmy się bez przerwy, tylko za każdym razem o coś innego. O drobnostki, które nagle urastały do rangi wielkiego problemu. Narzeczony wypominał mi jakieś głupie przewinienia sprzed lat, czepiał się o wszystko. Miałam wrażenie, że wspólne siedzenie w mieszkaniu zamiast nas do siebie zbliżać, tylko nas od siebie oddala. Doszło do tego, że nie byliśmy w stanie znieść swojego towarzystwa i potrafiliśmy przez kilka dni w ogóle się do siebie nie odzywać. Przed rodzicami udawałam, że wszystko jest w porządku. Oni zresztą doradzali nam, żebyśmy nie odwoływali ślubu z powodu pandemii, bo sytuacja w każdej chwili może się zmienić. Mieli rację, bo gdybyśmy się nie rozstali, to 13 czerwca nasze wesele odbyłoby się bez przeszkód.
Szczerze mówiąc to nie wiem, czy żałuję rozstania. Ostatnie tygodnie pokazały mi, że ja chyba w ogóle nie znałam swojego narzeczonego. W sytuacji kryzysowej jego zachowanie zmieniło się o 180 stopni. Wiem, że utrata pracy to cios i stres, ale czy z tego powodu trzeba wyżywać się na najbliższych? Zwłaszcza że ja starałam się go pocieszać i wspierać, a on odpłacał mi tylko kłótniami. Jeśli tak miałoby wyglądać nasze życie po ślubie, to chyba dobrze się stało, że w ogóle do niego nie doszło.
W połowie maja w czasie jednej z awantur wykrzyczał mi, że nie zniesie mojego widoku do końca życia. To był gwóźdź do trumny. Stwierdziłam na zimno, że w takim razie odwołujemy wesele. Miałam wrażenie, że się trochę zawahał, ale za moment znowu wpadł w furię i powiedział, że to dobry pomysł.
Z odwoływaniem sali, zespołu i dzwonieniem do gości pomagali mi rodzice, bo oczywiście na niego nie mogłam liczyć w tej kwestii. Tak bardzo zresztą działał mi na nerwy tymi swoimi humorami, że spakowałam się i wyprowadziłam do rodziców.
Dziwnie jest być singielką po 6 latach, zwłaszcza gdy myśli się o tym, że dzisiaj byłabym już żoną. Mam mieszane uczucia. Może powinnam być wściekła na wybuch pandemii, że pokrzyżował moje ślubne plany, a może wręcz przeciwnie? Może tak miało być i los oszczędził mi małżeństwa z człowiekiem, który nie zdał egzaminu przy pierwszym większym kryzysie.
Teraz w ogóle nie mamy ze sobą kontaktu. Nie wiem, co u niego, choć czasem zastanawiam się, czy udało mu się znaleźć jakąś pracę i jak sobie radzi. Wątpię jednak, że on w ogóle myśli o mnie.
Staram się nie analizować zbytnio tego, co się wydarzyło. Cieszę się również, że mam wsparcie ze strony rodziny, bo jakby nie patrzeć, odwołany ślub to trochę wstyd. Widocznie tak jednak miało być.
Kasia
*Imię zmienione na życzenie bohaterki.
Zobacz także: LIST: „W Polsce trudno być bezdzietną singielką. Nikt się z nami nie liczy”
https://www.papilot.pl/zycie/historie-czytelniczek/50747/zycie-bezdzietnych-singielek