Zaręczyny to jeden z tych dni, które każda kobieta chciałaby zapamiętać na całe życie. Niektórzy twierdzą nawet, że są one ważniejsze od ślubu – bo bardziej intymne i romantyczne, spędzane tylko we dwoje.
W filmach i książkach moment oświadczyn zazwyczaj bywa bardzo wzruszający. Czy w prawdziwym życiu może być równie pięknie? Oto pięć historii, które stanowią najlepszą odpowiedź na to pytanie…
Zobacz także: „Z taką fryzurą szybko znajdziesz męża”. Teoria blogerki wywołała ogromny skandal
Agnieszka, 31 l.: Kocham Paryż. Jest to absolutnie jedno z najpiękniejszych i najbardziej romantycznych miejsc na świecie. Po tym, jak mój mąż oświadczył mi się właśnie tam, mam do Francji jeszcze większy sentyment.
Pięć lat temu pojechaliśmy tam na wakacje. Przez większość czasu zwiedzaliśmy okolicę i jeździliśmy na wycieczki. Ostatniego wieczoru postanowiliśmy wybrać się na romantyczny spacer. Długo chodziliśmy wśród małych, bocznych uliczek, z dala od zatłoczonych i hałaśliwych miejsc. Było już ciemno, a my trzymaliśmy się za ręce i całowaliśmy. Nagle Robert spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: „Chciałbym, żebyśmy przyjechali tu za rok w naszą podróż poślubną”. Potem uklęknął, wyjął z kieszeni malutkie czerwone pudełeczko w kształcie serca i poprosił mnie o rękę. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana i nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. W końcu się rozpłakałam, kiwnęłam twierdząco głową i rzuciłam mu się na szyję. Oboje byliśmy wtedy bardzo wzruszeni. A miesiąc miodowy spędziliśmy oczywiście w Paryżu.
Kamila, 27 l.: Kuba zaproponował mi wieczorny seans w kinie. Była sobota wieczorem i zupełnie nie chciało mi się wychodzić z domu, ale on tak nalegał, że w końcu dałam za wygraną i poszliśmy. Na sali kinowej była zaledwie garstka osób, ale cieszyło mnie to, bo zazwyczaj głośne tłumy mnie irytują.
Kiedy światła w kinie przygasły, z niedowierzaniem zauważyłam, że na ekranie - zamiast reklam i filmu - wyświetlają się… zdjęcia moje i Kuby! Z imprez, wspólnych wycieczek, z domu. Na wszystkich byliśmy oczywiście przytuleni. W tle leciała piosenka Davida Gray’a This years love, a na końcu tego pokazu slajdów na ekranie ukazał się napis: Czy zostaniesz moją żoną? W tym momencie Kuba wyjął pierścionek i powtórzył to pytanie, tym razem patrząc mi prosto w oczy. Byłam taka szczęśliwa, zaskoczona i wzruszona jednocześnie, że zaczęłam krzyczeć „Tak, tak, tak!”. Na sali rozległ się śmiech i brawa. Do dziś nie wiem, jak Kuba to wszystko zorganizował, ale oświadczyny wyszły mu perfekcyjnie.
Izabela, 25 l.: Kiedy obroniłam swoją pracę magisterską, mój chłopak uznał, że należy mi się solidny wypoczynek i nagroda – podróż na Rodos. Najpierw byłam temu przeciwna, chciałam sfinansować połowę wycieczki, ale Jacek nie chciał o tym słyszeć. Powiedział, że zrobię mu przykrość, jeśli się nie zgodzę, więc w końcu uległam.
W dniu wyjazdu strasznie marudziłam, że boję się latać, że na pewno będą jakieś turbulencje, itp. Jak dzisiaj wspominam swoje zachowanie, to tym bardziej podziwiam Jacka, że miał do mnie tyle cierpliwości. Gdy siedzieliśmy już na swoich miejscach i samolot wystartował, przez cały czas trzymałam kurczowo mojego faceta za rękę. Zabroniłam mu też odpinać pasy, nawet kiedy było to już dozwolone. W pewnym momencie Jacek wyswobodził się jednak z mojego uścisku i mimo moich protestów, wstał z siedzenia. Nie zważając na ciekawskie spojrzenia innych pasażerów, uklęknął przede mną i spytał, czy zostanę jego żoną. Kiedy wyjąkałam, że tak, rozległy się gromkie brawa. Jeden chłopak krzyknął nawet „Gorzko, gorzko!” i musieliśmy się przy wszystkich pocałować. Od tamtej pory latanie samolotem kojarzy mi się już wyłącznie pozytywnie!
Ania, 26 l.: Z pewnością większość z nas kojarzy reklamę czekolady, w której mężczyzna prosi swoją wybrankę o rękę, przy wtórze śpiewających kelnerów. Choć trudno w to uwierzyć, takie scenariusze są możliwe nie tylko w wirtualnym świecie.
Miesiąc temu mój ukochany zaprosił mnie do restauracji. Początkowo nie działo się nic nietypowego, zamówiliśmy jedzenie i rozmawialiśmy tak jak zwykle. W pewnym momencie jeden z kelnerów zaczął śpiewać „All you need is love”. Zafascynowana szepnęłam Tomkowi: „Pewnie jakiś facet zaraz się oświadczy dziewczynie!”. Stopniowo do kelnera zaczęli się dołączać pozostali, a nawet niektórzy goście restauracji. Ani się obejrzałam, a ten, nazwijmy to chór, stał już przy naszym stoliku. Kiedy piosenka dobiegła końca, Tomek wyjął pierścionek i powiedział: „Tym facetem, który zaraz oświadczy się swojej dziewczynie, jestem ja. Wyjdziesz za mnie?”. Rozpłakałam się i oczywiście powiedziałam „tak”. Mój narzeczony wyjaśnił mi potem, że śpiewający kelnerzy to jego znajomi z Uniwersytetu Muzycznego, których poprosił o zainscenizowanie całego przedstawienia. Nie mogę uwierzyć, że Tomek zadał sobie tyle trudu, żeby to wszystko dla mnie przygotować. Czy jakakolwiek kobieta mogłaby mu w tym momencie odmówić?
Olga, 29 l.: Tego dnia wróciłam z pracy bardzo zmęczona. Marzyłam o tym, żeby mój facet był w domu i przygotował mi coś do jedzenia. Jego oczywiście jak na złość nie było, a w mieszkaniu panowała zupełna ciemność. Kiedy zapaliłam światło w przedpokoju, zauważyłam, że do drzwi przyklejona jest karteczka z napisem: „Skarbie, zajrzyj do łazienki”. Podekscytowana pobiegałam we wskazane miejsce i zauważyłam, tym razem na lustrze, kolejną wskazówkę: „Niespodzianka czeka na Ciebie w kuchni”. Zabawa zaczęła mnie coraz bardziej intrygować. Weszłam do wyznaczonego pomieszczenia i na lodówce zauważyłam wiadomość: „Kochanie, jeszcze odrobina cierpliwości. Wejdź do sypialni”. Roześmiałam się, zapaliłam światło w naszym pokoju i… moim oczom ukazał się Rafał!
Był ubrany w garnitur i klęczał na podłodze z pierścionkiem zaręczynowym w dłoni. Z uśmiechem podał mi kopertę, w której znalazłam ostatni liścik: „Wyjdziesz za mnie?”. Te oświadczyny były tak słodkie i romantyczne, że chyba każda kobieta na moim miejscu powiedziałaby „tak”!
A jak wyglądały Wasze zaręczyny? Może podzielicie się swoimi historiami w komentarzach?