Z roku na rok spada liczba udzielanych w Polsce ślubów. Coraz mniejszą popularnością cieszą się także uroczystości o charakterze kościelnym, choć nadal stanowią większość. Niektórzy próbują tłumaczyć to zjawisko coraz mniejszym znaczeniem instytucji małżeństwa oraz postępującą laicyzacją społeczeństwa. To nie tak - przekonuje Ewelina, świeżo upieczona żona.
Zobacz również: LIST: „Mam problem ze znalezieniem świadkowej. Żadna koleżanka nie jest już dziewicą”
Młoda kobieta w ostatniej chwili musiała zmienić plany, a konkretnie - lokalizację. Pierwotny plan zakładał, że przysięgę złoży w zabytkowym kościele w centrum miasta. Klimatyczna świątynia od zawsze była jej marzeniem. Kiedy jednak przyszło co do czego, okazało się, że to dla nowożeńców zbyt droga atrakcja ze sztywno określonym cennikiem usług.
Na nic prośby i negocjacje. Nieugięty duchowny doprowadził do tego, że małżonkowie musieli wrócić do swojej parafii. Jak do tego doszło?
Papilot.pl: „Jeżeli przyjdą młodzi ludzie i poproszą o udzielenie ślubu, a ksiądz wyciąga cennik, to jest to barbarzyństwo. Tego nie można nazwać duszpasterstwem” - miał powiedzieć papież Franciszek w czasie zamkniętego spotkania z polskimi biskupami.
O ile pamiętam, to ponad 3 lata temu w czasie Światowych Dni Młodzieży. Nie mogłam być wtedy w Krakowie, ale z przejęciem śledziłam to wydarzenie. Pomyślałam sobie wtedy, że jeśli Franciszek nie potrząśnie Kościołem, to już nic się nie zmieni. Moje ostatnie doświadczenia pokazują jasno - szef swoje, a pracownicy swoje. Jeśli można tak powiedzieć o duchowieństwie. Sporo czytałam na ten temat i nie tyko ja w 2019 roku poczułam się w świątyni jak klientka, a nie wierna.
Skąd pomysł, żeby zorganizować ślub poza kościołem parafialnym?
Po pierwsze - nie wiedzieliśmy, który powinniśmy wybrać, bo oboje pochodzimy z różnych części miasta. Po drugie - jest jednak coś wyjątkowego w uroczystości, która odbywa się w zabytkowej świątyni w centrum miasta, a nie nowym budynku na środku osiedla. Spodziewaliśmy się wielu przyjezdnych gości i chcieliśmy pokazać nasz świat z najlepszej strony. Takie małe, stare kościółki są niezwykle klimatyczne. Sakrament ten sam, ale oprawa zupełnie inna.
Takie popularne „miejscówki” zazwyczaj nie mają zbyt wielu wolnych terminów. Pary młode muszą się bardzo postarać, żeby zasłużyć na ten zaszczyt.
W czasie spotkania wspomnieliśmy, że babcia wtedy jeszcze narzeczonego mieszkała w tych okolicach i to był jej kościół parafialny. To akurat prawda, co ksiądz potwierdził przeglądając księgi. A skoro jesteśmy prawie stąd, to w drodze wyjątku możemy się dogadać. Wszystko było już prawie ustalone, ale wtedy padły straszne słowa dotyczące zapłaty.
Zobacz również: Czarna lista piosenek na ślub kościelny. Biskup zakazał kolejnych hitów!
Chyba spodziewaliście się, że wyjątkowa lokalizacja wymaga wyjątkowej zapłaty?
Może jesteśmy naiwni, ale właśnie nie. Ślub ma wyglądać dokładnie tak samo, jak wyglądałby w każdej innej świątyni. Nie oczekiwaliśmy fajerwerków i specjalnego traktowania. Przygotowaliśmy tysiąc złotych, co i tak uważaliśmy za spory gest. W parafii zostawilibyśmy pewnie połowę tego. Księdzu od razu zrzedła mina i zaczął opowiadać, ile dają inni. Niby klasyczna sytuacja, ale nigdy nie byłam świadkiem czegoś takiego. Dosłownie użył sformułowania „co laska, ale nie mniej, niż 6 tysięcy”. Jeszcze mydlił nam oczy, że to na fundusz remontowy, bo to zabytek i zawsze jest coś do zrobienia. Może i tak, ale tym się zajmuje miejski konserwator, a nie on.
Nie mieliście i - co najważniejsze - nie przewidywaliście w ślubnym budżecie takiego wydatku. Jak udało się z wybrnąć z tak niezręcznej sytuacji?
Odpowiedziałam mu, że ma absolutną rację. Dajemy co łaska i dziękujemy za przyspieszenie sprawy. Wtedy znowu spojrzał z politowaniem na naszą kopertę i nie wytrzymałam. Schowałam pieniądze do koperty, podziękowałam za rozmowę i wyszliśmy. Wymsknęło mi się tylko, że poszukamy świątyni, gdzie słowa papieża traktuje się poważnie. Chyba zrobiło mu się głupio, bo od razu zmiękł. Ale ja już nie chciałam z nim rozmawiać i straciłam ochotę na ślub w tym miejscu. Miałabym poczucie, że coś tu nie gra.
Wróciliście do parafii?
Tak i tam proboszcz nawet nie zajrzał do koperty. Mieliśmy dać 500 zł, ale został tysiąc. Powiedział tylko „Bóg zapłać”, schował do koperty i nie liczył łapczywie banknotów, jak tamten. Najpierw straciłam wiarę w instytucję, a dzięki niemu znowu ją odzyskałam. Jednak zdarzają się porządni duszpasterze i to bliżej, niż myślimy.
Chyba w każdym mieście są kościoły, które stały się modne wśród nowożeńców. Młodzi chcą ślubować sobie miłość w wyjątkowym miejscu z klimatem, a nie osiedlowej kaplicy. Chętnych jest wielu, a terminów brakuje, więc może stąd ten cennik?
Tak, ale wiara to nie ekonomia. Nie powinno być tak, że skoro jest popyt, to sprzedawca podnosi cenę do zaporowego poziomu, który odpowiada tylko najbogatszym. A z taką sytuacją się spotkaliśmy. Ksiądz żąda wielokrotnie więcej, choć powinien służyć zupełnie za darmo. Powinien przynajmniej zmienić ton, kiedy zderzył się z naszym oporem. Ale nie, wciąż brnął, co można nazwać nawet bezczelnością. Zapewne mało kto mu odmawia, więc nagle się zdziwił. I to nie jest tak, że poszłam do niego z konfrontacyjnym nastawieniem, wiedząc jak to się skończy. Chciałam uniknąć skandalu.
Na tym sprawa się zakończyła?
Z naszej strony nie, ale dla Kościoła chyba tak.
Co masz na myśli?
Napisaliśmy list do arcybiskupa. Odbiór potwierdzono ponad miesiąc temu. To nie była skarga, ale raczej informacja, żeby był świadomy, jak niektórzy jego podwładni wykonują swoje obowiązki. Opisałam sytuację i do dziś nie otrzymałam odpowiedzi. Prawdopodobnie to nigdy nie nastąpi, ale przynajmniej mam czyste sumienie. Jako wierni nie możemy się zgodzić na to, że z posługi kapłańskiej robi się biznes. Nawet jeśli jest to zabytkowy kościół na starym mieście. W każdym obowiązują te same zasady.
Zobacz również: LIST: „Skąd to oburzenie na księdza, który chciał 700 zł za ślub kościelny? Należy mu się!”