Tradycyjne polskie wesele ma bardzo rodzinny charakter. Zaproszeni są wszyscy najbliżsi i to bez względu na wiek. Nie każdemu to jednak odpowiada i coraz częściej młode pary decydują się na organizację przyjęcia tylko dla dorosłych. Dzieci nie są mile widziane, bo nie potrafią się zachować, trzeba im zapewnić dodatkowe atrakcje, a na dodatek za bardzo zajmują swoich rodziców.
Zobacz również: EXCLUSIVE: Nie zaprosiłam na wesele dzieci. Jak zareagowali goście?
Marta nigdy nie widziała w tym żadnego problemu. Organizując ślub nawet nie brała pod uwagę, by wprowadzić podobny zakaz. Wiedziała, że to mogłoby się spotkać z negatywną reakcją zwłaszcza jej dwóch bliskich koleżanek. Obie niedawno zostały matkami i raczej nie zdecydowałyby się na rozłąkę z dzieckiem. Prędzej nie przyjęłyby zaproszenia.
Z perspektywy czasu świeżo upieczona mężatka uznaje to za swój błąd. Jak twierdzi, niemowlaki zrujnowały najważniejszy dzień w jej życiu.
Papilot.pl: Na pewno słyszałaś wcześniej o weselach bez dzieci. Co o tym myślałaś?
Marta: Wydawało mi się to strasznie nieludzkie. Na ślub zaprasza się zazwyczaj najbliższe osoby, a ich dzieci także powinny być nam bliskie. Sytuacja, gdy przyjaciółka rodzi, a ja zakazuję wstępu jej maluchowi, brzmiała dla mnie absurdalnie. Zwłaszcza, że dwie bliskie koleżanki urodziły chwilę przed uroczystością. Jedna pół roku, a druga 3 miesiące przed wielkim dniem.
Czy któraś z nich miała obiekcje, by pojawić się w kościele i na sali weselnej z niemowlakiem?
Jeśli tak, to o tym nie słyszałam. Dla mnie naturalne było to, że przyjdą całymi rodzinami, więc nie drążyłam tematu. One też nie dopytywały, czy to na pewno dobry pomysł. Jak założyłam, tak się faktycznie stało. Już przed kościołem zauważyłam dwa wózki. Pamiętam, że uznałam to za urocze.
Czar jednak szybko prysł.
Czekałam na wejście do środka i usłyszałam bardzo głośny płacz. Ten towarzyszył nam przez resztę dnia. Nawet jeśli matka oddalała się z zawodzącym maluchem, to i tak przeszkadzało. Kiedy tata prowadził mnie do ołtarza, wszyscy byli skupieni bardziej na jęczącym dziecku, niż na mnie.
Zobacz również: Rozżalona mama: „Zaproszenie dzieci na wesele to OBOWIĄZEK pary młodej!”
Maluch skradł ci show?
Dla niektórych zabrzmi to absurdalnie, ale tak właśnie było. Na pewno nie czułam się jak największa gwiazda. Goście oczywiście zauważyli moją obecność, ale wózki, płaczące niemowlaki i uspokajające je matki wzbudzały większe zainteresowanie. Zarówno w kościele, jak i później w restauracji. Moje przyjaciółki na pewno niewiele pamiętają z tego dnia, bo były zajęte czymś innym. Z jednej strony im współczuję, ale z drugiej - nadal jestem na nie wściekła.
Nie można było tego przewidzieć?
Pewnie można, ale łatwo się mówi po fakcie. Wierzyłam, że nie będzie tak źle. Dzieciaki szybko zasną, a przez resztę czasu będą spokojne. Obecność najmłodszych łagodzi obyczaje i sprawia, że uroczystość staje się bardziej rodzinna. Na tym mi zależało, a wyszło zupełnie inaczej. Momentami czułam się tam wręcz niepotrzebna. Trudno wygrać z tak rozczulającym widokiem.
Niemowlaki płakały i odwracały od ciebie uwagę, ale podobno nie to było najgorsze.
Z wesela zrobił się kinderbal. Było oczywiście więcej dzieci, takich kilkuletnich, ale one grzecznie się bawiły. Za to gdy przyszła pora na drzemkę najmłodszych - trzeba było się dostosować. Miały spać w wózkach na piętrze, ale koleżanki żaliły się, że tam też jest za głośno. Wtedy musieliśmy zrobić godzinną przerwę. Zespół poszedł coś zjeść i było cicho jak na stypie.
Nie uważasz, że hałas na weselu to był problem młodych mam i ich pociech, a nie twój?
Uważam, ale człowiek w takich sytuacjach traci resztki asertywności. One też chciały się pobawić, więc było mi ich zwyczajnie żal. Bardzo nie chciałam, żeby nasza przyjaźń w jakikolwiek sposób ucierpiała. Stwierdziłam, że lepiej posiedzieć chwilę w ciszy i za chwilę wszystko wróci do normy. Oczywiście nie wróciło, bo później znowu był płacz, a synek koleżanki zwymiotował na stół. Trzymała go na rękach i nagle cała zawartość żołądka wylądowała na obrusie. Zrobiło się straszne zamieszanie, bo trzeba było wszystko ściągnąć i zaaranżować od nowa.
Cała nadzieja w tym, że małe dzieci chodzą wcześnie spać i nie były tam zbyt długo.
Łudziłam się, ale obie mamy opuściły lokal dopiero po 22. Całkiem zadowolone z imprezy, w przeciwieństwie do mnie. Goście naprawdę skupili się na słodkich bobasach, a nie na mnie. To one były największą atrakcją. Drugi raz bym na to nie pozwoliła i to nie dlatego, że jestem chorobliwie zazdrosna. Po prostu ślub i wesele to nie żłobek.
Co poradzisz tym, którzy dopiero planują ceremonię?
Zasugerujcie dzieciatym znajomym, żeby nie zabierali ze sobą niemowlaków. Przedszkolaki i nieco starsze dzieci potrafią się ładnie bawić. Zwłaszcza, gdy ktoś zadba o animację dla nich. Kilkumiesięczna istota to naprawdę zwiastun ogromnych kłopotów. Męczy się i maluch, i wszyscy wokół.
Zobacz również: Świadkowa oburzona na pannę młodą. Kazała jej zostawić małe dziecko w domu