Na temat weselnych prezentów krąży sporo mitów. Jeden z nich dotyczy tego, jak bardzo para młoda jest w stanie się wzbogacić na słynnych już kopertach. Wydaje nam się, że te wypełnione są pieniędzmi. Nowożeńcy są w stanie spłacić wszystkie długi i nie pracować przez dłuższy czas dzięki hojności gości. A przynajmniej kupić mieszkanie, samochód i wejść na nową drogę życia ze sporymi oszczędnościami.
Zobacz również: Najbardziej skąpi goście weselni w Polsce (Nie uwierzysz, ile dostała od nich młoda para!)
Tak się oczywiście zdarza, ale rzeczywistość tysięcy par wygląda zazwyczaj zupełnie inaczej. Jak bardzo różni się od wyobrażeń - potwierdza nasza rozmówczyni. Agata pobrała się we wrześniu 2018 roku. Od tego czasu minęło już kilka miesięcy, a pieniądze zebrane w czasie uroczystości to już tylko wspomnienie, bo błyskawicznie się rozpłynęły. „Życie kosztuje” - tłumaczy młoda mężatka i przedstawia bardzo szczere rozliczenie.
Kobieta zdradziła nam, ile tak naprawdę znalazła w kopertach i czy liczyła na to, że wesele jej się zwróci.
Papilot.pl: Zacznijmy od wydatków. Jaki budżet miało twoje wesele?
Zamknęliśmy się w kwocie około 25 tysięcy złotych, co w naszej sytuacji finansowej było naprawdę szaleństwem. Gdyby nie pomoc rodziny, to pewnie skończyłoby się na okolicznościowym obiedzie, a nie zabawie na 150 osób. Trudno jednak powiedzieć, ile z tego musieliśmy pokryć z własnej kieszeni. Do dziś nie potrafię tego obliczyć.
Jak to możliwe?
Na szczęście wspierali nas rodzice z jednej i drugiej strony. Bywało i tak, że potajemnie wpłacali jakieś zaliczki. Dzień przed weselem teść poszedł do lokalu i spłacił połowę należności. Ktoś kupił alkohol, ktoś inny załatwił ciasta. Wydaje mi się, że my jako para nie wydaliśmy więcej, niż 5 tysięcy na organizację imprezy. Także nie był to dla nas jakiś ogromny koszt, choć i tak znaczący dla budżetu domowego.
Można pomyśleć, że to idealna sytuacja. Wchodzicie na nową drogę życia bez długów.
Ja też byłam dobrej myśli, ale przecież sala, zespół i napitek to nie wszystko. Gdzie suknia, garnitur, transport, dekoracja, upominki dla gości. Około 5 tysięcy zł musieliśmy jeszcze pożyczyć w banku, żeby to jakoś ogarnąć. Choć i tak trzeba przyznać, że to niewiele, bo znam takich, którzy zapożyczali się na dziesiątki tysięcy.
Zobacz również: Poszłam na ślub z pustą kopertą
Czas ujawnić najbardziej istotną kwestię w całym tym rozliczeniu - ile pieniędzy znaleźliście w kopertach?
Nie nastawiałam się na żadną konkretną kwotę. Po prostu wierzyłam, że ludzie znając naszą sytuację okażą odrobinę hojności. Zacznę może od tego, że pustych kopert nie było, ale zdarzały się takie z 10 czy 20 zł. Wiem od kogo. Chociaż w niektórych przypadkach to dla mnie niezrozumiałe - nie chcę oceniać. W sumie wyszło 14 770 zł. Pamiętam dokładnie, bo te siódemki miały przynieść nam szczęście.
Przyniosły?
Zależy, jak na to spojrzeć. Długów już co prawda nie mamy, ale wbrew wyobrażeniom niektórych - w luksusy nie opływamy. Sytuacja jest taka sama, jak przed weselem. To nie jest kwota, z którą można zrobić coś wielkiego. Zwłaszcza, gdy ma się pożyczkę w banku i kilka niespełnionych potrzeb. Takich naprawdę podstawowych.
Wesele kosztowało 25 tys zł., organizacja pochłonęła kolejne 10. Zebraliście prawie połowę.
Z tym, że większą część wydatków pokryli rodzice i było to w ramach prezentu. Nie chcą żadnego zwrotu. Wręcz by się obrazili na taką propozycję. Dlatego w pierwszej kolejności poszliśmy do banku spłacić pożyczone 5 tysięcy. Zostało jeszcze 10. Doszły jakieś kolejne rachunki po fakcie na prawie 3 tys. Kwota skurczyła się do 7. Trudno powiedzieć, żebyśmy się jakoś strasznie obłowili.
A znasz kogoś, kto się znacznie wzbogacił?
Tak, ludzie dostają w kopertach nawet po 30-40 tys. zł. Z tym, że mają ogromne długi i żyją ponad stan, więc i tak niewiele z tego zostaje. Myślę, że kilkanaście, może do 20 tysięcy to taka polska średnia. Co nigdy nie oznacza, że para młoda wpłaca sobie te pieniądze na konto i wydaje na przyjemności.
Z twojego rozliczenia wynika, że zostało jeszcze 7 tysięcy.
Te pieniądze rozpłynęły się w kilka tygodni. Wydatki konieczne i raczej mało romantyczne. Nasza podróż poślubna to był weekend w Warszawie, bo mąż akurat miał tam coś załatwić. Kupiliśmy sobie większy telewizor za 1,5 tys. Kończył nam się przegląd rejestracyjny samochodu, wyszły usterki, więc trzeba było zrobić remont za prawie 2 tysiące. Udało się jeszcze odmalować kuchnię i wstawić najtańsze szafki. Pozostałe grosiki po prostu się rozeszły.
Ludzie wyobrażają to sobie zupełnie inaczej.
Pamiętam, jak koleżanka marzyła o kupnie nowego auta i żeby jej jeszcze starczyło na wkład własny, bo chcieli kupić mieszkanie. Dostali jeszcze mniej, spłacili długi i szczytem marzeń był brak debetu na koncie. Tak to zazwyczaj wygląda, ale trudno mieć do kogokolwiek żal. Otrzymaliśmy ogromne wsparcie od rodziców, a gościom nie mamy zamiaru zaglądać w zęby. Dali, ile mogli. Na przyjemności trzeba zarobić własnymi rękami.
Zobacz również: Kontrowersyjny plan Magdy: „Moi goście weselni dali w kopertach ZA MAŁO. Wymyśliłam, jak się zemszczę!”