Tak jak do tanga trzeba dwojga, tak żaden ślub nie odbędzie się bez wspólnej woli kobiety i mężczyzny. To niby oczywiste, ale chyba jednak nie do końca… Przeglądając poradniki związane z tym tematem, odnoszę wrażenie, że to kobieta organizuje, planuje, przysięga. Facet nie ma kompletnie nic do gadania. Jego rola ogranicza się do potulnego stania przed ołtarzem i przytaknięcia, kiedy ksiądz zada sakramentalne pytanie. Zagrabiłyście ślub i wesele dla siebie. Z nami już nikt się nie liczy!
Czy wyobrażasz sobie sytuację, kiedy pan młody ma równie duży wpływ na organizację uroczystości, jak Ty? Czy pozwalasz mu wybierać, liczysz się z jego zdaniem, bierzesz pod uwagę jego upodobania? Czy w ogóle interesuje Cię, że udający twardziela facet, który za chwilę będzie Ci ślubował miłość na wieki wieków amen, tak naprawdę jest strzępkiem nerwów i przeżywa najbardziej stresujący moment w życiu? Skądże. Liczy się tylko kto, dlaczego, jaki tort i kolor sukni ślubnej.
Pan młody to tylko kwiatek do kożucha. Pominięty, nieważny, niemal zbędny. Gdybyś mogła całkowicie przejąć jego rolę, okazałby się kompletnie niepotrzebny. Mogłabyś wziąć ślub sama ze sobą. Na szczęście, jeszcze do czegoś się przydajemy, więc doceń ogromne poświęcenie z naszej strony. Paraliż i drżenie całego ciała towarzyszy niemal każdemu elementowi tej uroczystości, chociaż udajemy pewnych i spokojnych. A co krępuje nas najbardziej? Możesz się zdziwić…
UDAWANIE ŚWIĘTSZEGO, NIŻ JESTEM
Podobno jesteśmy znacznie bardziej śmiali, ale nawet dla nas ta szczególna wizyta w kościele wiąże się z podwyższonym tętnem. Cała ta otoczka pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Musisz siedzieć w bezruchu, a tłum gości świdruje Ci plecy wzrokiem. Potem wstawanie, siadanie, klękanie – trudno się w tym połapać. A pomylić się nie można, bo nie dość, że przyszła żona patrzy, to jeszcze nowa teściowa…
I tak nie ma nic gorszego, niż kulminacyjny moment – składanie przysięgi. Tyle razy widziałem „zabawne” pomyłki w stylu „nie dopuścić” zamiast „opuścić”, że podświadomie zrobię dokładnie to samo. Skompromituję się, bo trudno tego uniknąć. Godzina stresu przed ołtarzem na nikogo nie wpływa rozluźniająco. Problem w tym, że to dopiero początek!
WILGOTNE ŻYCZENIA GOŚCI
Kiedyś wydawało mi się, że to najbardziej pozytywny element całego ślubnego dnia. Sam sakrament jest nudny i stresujący, wesele może się nie udać, a kolejka ludzi, którzy mają dla mnie dobre słowo i jeszcze lepszą kopertę ukoi cały ten ból. Tak, to byłoby do zniesienia, gdyby chodziło o 5-10 osób. Najlepiej takich, które widzieliśmy przynajmniej raz w życiu. Tutaj nie możesz na to liczyć, bo do wycałowania masz przynajmniej stu ludzi.
Kto jest kim? Komu wystarczy podać rękę, a kto liczy na wymianę śliny? Skąd ja znam tę kobietę? A może widzę ją na oczy pierwszy raz? Każda kolejna postać wzbudza w nas postrach. Boimy się, że kogoś nie zapamiętaliśmy i wielki dzień rozpocznie się od wielkiej wpadki. To proces męczący pod względem emocjonalnym, ale także fizycznym. Obolała twarz gwarantowana.
PIERWSZY I KAŻDY KOLEJNY TANIEC
Wydaje się, że nic gorszego od nerwowej uroczystości i irytującego zwyczaju obcałowywania nieznanego tłumu już nas nie spotka. Błąd. To wszystko nic, kiedy na horyzoncie czai się nasz największy senny koszmar, który za chwilę ziści się na jawie. Pierwszy taniec to stała wizja wszystkich zaręczonych mężczyzn szykujących się do ślubu. Tak jak Wy wyobrażacie sobie, że spadacie z przepaść, tak my widzimy weselny parkiet i naszą kompromitację.
Maserak jest tylko jeden. Umiejętności taneczne większości z nas ograniczają się do tupania stopą i machania rękami w rytm dyskotekowej muzyki. Nie jesteśmy aż tak wylewni, by pokazywać swoje uczucia poprzez ruch. Nie lubimy sytuacji, kiedy jesteśmy w centrum uwagi i goście tylko czekają na nasz błąd. Na nic Wasze zapewnienia, że „nie ma się czego bać”. Każdego przeciętnego faceta wizja publicznego tańca paraliżuje.
CHWILOWA ABSTYNENCJA
Tak się jakoś dziwnie przyjęło, że na weselu jedynymi trzeźwymi osobami są zazwyczaj państwo młodzi. I gdzie tu sprawiedliwość? Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo chciałbym się wtedy napić. Kilka kolejek i byłbym jak nowo narodzony. Zeszłoby całe ciśnienie i wreszcie mógłbym się cieszyć chwilą. Ale nie. Świeżo upieczona małżonka zabrania, teściowa patrzy, ciocia Marysia kontroluje.
To nie jest normalna i naturalna sytuacja w życiu mężczyzny. W takich momentach zazdroszczę wszystkim, którzy mogą się po prostu bawić. Ode mnie oczekuje się, bym całą noc spędził sztywny jak struna. A to nie jest łatwe, bo instynkt podpowiada co innego, a na dodatek – naprawdę trudno się dogadać z tymi, którzy za kołnierz w czasie wesela nie wylewali.
MAŁO ZABAWNE ZABAWY
Zaraz po pierwszym tańcu, to właśnie weselne zabawy i obrzędy znajdują się na drugim miejscu najbardziej kłopotliwych i stresogennych sytuacji związanych z weselem. Do tej pory wydawało mi się to całkiem sympatyczne, ale co innego być tego świadkiem, a co innego – głównym bohaterem. Biorąc pod uwagę przymusową abstynencję tego wieczoru, wyzwanie to jest trudniejsze, niż wielu się wydaje. Robienie z siebie idioty na trzeźwo wiąże się niemal z fizycznym bólem.
Pal licho, jeśli cały ten cyrk ogranicza się do rzucania krawatem. Gorzej, jeśli obyczaj nakazuje ściąganie podwiązki zębami, albo nie daj Boże coś bardziej kompromitującego. Uwielbiamy obserwować cudze zażenowanie, więc nawet nie dziwią mnie zachęty gości, którzy klaszczą, krzyczą i domagają się show. Co najgorsze, wspomnienia o tym będą wracać. Zdjęcia i film pozostaną.
Jeśli mimo wszystko wybranek Twego serca nie kręci nosem i staje na wysokości zadania, powinnaś być mu wdzięczna do końca życia. Mniejsza z deklaracjami i przysięgami. Sam fakt, że zgodził się na uczestnictwo w tak wątpliwej jakości spektaklu dowodzi, że naprawdę mu na Tobie zależy.
Zwłaszcza, że od lat ślub jest uroczystością koncentrującą się przede wszystkim na pannie młodej. To Ty ustalasz reguły i to Tobie ma się podobać. Ja jestem tylko drobnym (choć mimo wszystko koniecznym) dodatkiem. Nikogo nie interesuje mój strach i stres. Jedynym pocieszeniem pozostaje fakt, że zazwyczaj nie musimy tego przeżywać nigdy więcej…
Powiem Wam w tajemnicy, że to jeden z powodów naszej późniejszej wierności. Mało który facet, który przeżył ślub i wesele, chciałby to kiedyś powtórzyć. I może właśnie o to w tym wszystkim chodzi?
Grzegorz Lawendowski