Jeszcze kilka lat temu randkowanie przypominało casting do reklamy perfum. Wszystko musiało pachnieć sukcesem, wyglądać idealnie i brzmieć jak dobrze przemyślany opis z LinkedIna. Liczyła się estetyka, filtry, „vibe” i dobre wrażenie. Teraz to już przeszłość, bo wśród młodego pokolenia coraz częściej dominuje „shrekowanie”.
Zobacz więcej: Kupujesz książki, ale ich nie czytasz? Oto, co psychologowie sądzą o „stosie hańby”
Zmęczeni ciągłym udawaniem, dopieszczaniem zdjęć profilowych i rozmowami o „pasji do podróży” randkowicze zaczęli masowo uciekać w kierunku... bagna. I to dosłownie.
Na TikToku i w aplikacjach randkowych coraz częściej pojawia się hasło: „shrekowanie”. To nowy mikrotrend, który staje się poważnym manifestem autentyczności. Zamiast grać księcia z bajki, użytkownicy wolą być jak Shrek; trochę nieokrzesani, nieco zgryźliwi, pełni dziwactw, ale prawdziwi do szpiku kości. Zero koloryzowania, zero idealizowania siebie. Tu liczą się tylko szczere emocje, a nie udawanie na pierwszej randce kogoś, kim nie jesteśmy.
Młodzi ludzie nie boją się podzielić swoimi niedoskonałościami, dziwnymi hobby i wszystkimi swoimi „warstwami”, niczym słynna metafora cebuli z filmu „Shrek”.
Dlaczego akurat Shrek?
Bo Shrek to symbol. Jest nieidealny, trochę burkliwy, ma swoje granice, ale jednocześnie jest lojalny, wrażliwy i autentyczny. Nie wpisuje się w żadne społeczne normy, a mimo to odnajduje miłość swojego życia w Fionie, która również okazuje się inna, niż się wydawało.
Shrekowanie to swoiste anti-dating culture. Ludzie mają dość napompowanych profili na Tinderze i udawania, że „kochają jogę o 6 rano i brunch z awokado”. Zamiast umawiać się z kolejnym ideałem, coraz więcej osób szuka kogoś, przy kim można zdjąć maskę, założyć dres i po prostu być sobą.
Zobacz więcej: Jak wybrać t-shirt damski i męski, aby stworzyć bazę każdej garderoby?
Shrekowanie jest zatem szczerym, głębokim przekonaniem, że w świecie pełnym iluzji i filtrów najpiękniejsze, co możesz dać drugiej osobie, to prawdziwy obraz siebie.