Mówi się, że nie każdy jest stworzony do tego, by trwać w stałym związku. Niektórzy zupełnie się do tego nie nadają. Unikają deklaracji i wolą skakać z kwiatka na kwiatek. Albo nie mają innego wyjścia, bo kiedy wszystkie dotychczasowe próby kończą się niepowodzeniem - zaczynamy wierzyć, że w miłości prześladuje nas pech. Na szczęście można go pokonać. Tak przynajmniej twierdzi pewien amerykański matematyk.
Zobacz również: Faceci nie mają wątpliwości: Kobiety w wieku 18-29 lat są najłatwiejsze
Teoretycznie żaden z niego specjalista, jeśli chodzi o życie uczuciowe. Nauka rzadko idzie w parze z emocjami. On twierdzi jednak, że miłość można sobie wyliczyć. Wystarczy zastosować konkretny wzór, który nazywa Optymalnym Zatrzymaniem. Jego teoria znana jest również jako zasada 37 procent.
Co ciekawe, ta sprawdza się nie tylko w czasie poszukiwania partnera na całe życie. Można ją zastosować w wielu innych dziedzinach życia.
Według naukowca największymi przeszkodami na drodze do szczęścia w miłości są: brak cierpliwości i presja stworzenia stałego związku tu i teraz. Daliśmy sobie wmówić, że musimy jak najszybciej się ustatkować. Najbardziej pożądany scenariusz to ślub jeszcze przed trzydziestką. Wierzymy, że tylko to da nam uczuciowe spełnienie.
To bzdura i nieporozumienie - przekonuje Ted Hill. Matematyk zachęca, by dać sobie czas na poszukiwania. Jego teoria zakłada, by przez 37 procent czasu poświęconego na szukanie miłości pozwolić sobie na bycie singlem, przelotne związki i eksperymentowanie.
Dopiero później jesteśmy gotowi stworzyć relację na całe życie. Tylko co to w praktyce oznacza?
Zobacz również: Najdziwniejsze rzeczy, jakie faceci uwielbiają w kobietach. Marzą o TAKIEJ dziewczynie
Zgodnie z jego wyliczeniami statystyczny człowiek pozostaje „aktywny towarzysko” przez 22 lata. Zaczynamy w wieku 18 lat, czyli tuż po uzyskaniu pełnoletności i jesteśmy w stanie się zakochać mniej więcej do czterdziestki. 37 procent z tego czasu wypada zazwyczaj w momencie, kiedy kończymy 26 lat (i jeden miesiąc).
W praktyce oznacza to, że przez 8 pierwszych lat powinniśmy brać pod uwagę każdą ewentualność. Chodzić na randki, wdawać się w przelotne romanse i niczego z góry nie zakładać. Deklaracje, zaręczyny, a tym bardziej ślub w młodszym wieku to jego zdaniem stracona szansa i nic dobrego z tego nie wyniknie.
Nie oznacza to jednak, że jeśli nie odnajdziemy drugiej połowy w tym konkretnym momencie - jesteśmy skazani na samotność. Czas poszukiwań należy liczyć od chwili, kiedy naprawdę chcemy się zakochać. Jedni zaczynają mając 18 lat, inni dopiero po dwudziestce.
Hill przekonuje, że zasadę 37 procent warto wprowadzić także w innych dziedzinach życia. Według naukowca podobnie jest np. w poszukiwaniach wymarzonej nieruchomości. Decyzja nie powinna być zbyt pochopna. Najpierw warto wynajmować mieszkania, by przekonać się, czego tak naprawdę oczekujemy od miejsca, które chcemy nazwać swoim domem.
Myślicie, że to może się sprawdzić w praktyce?
Zobacz również: Zaborcza dziewczyna stworzyła listę ZAKAZÓW dla swojego chłopaka. To HIT SIECI!