Historia Gabrieli: „Chłopak z Maroka rozkochał mnie, a potem naciągnął na kilka tysięcy złotych!”

Niech jej wyznanie będzie dla Was przestrogą...
Historia Gabrieli: „Chłopak z Maroka rozkochał mnie, a potem naciągnął na kilka tysięcy złotych!”
źródło: Allef Vinicius / Unsplash
22.08.2017

O tym, że Polki lubią obcokrajowców, wszyscy wiedzą od dawna. Wraz z możliwościami, jakie daje program Erasmus, wejściem do Unii Europejskiej oraz modą na podróżowanie, ludzie poznają wzajemnie swoje kultury, nawiązują znajomości i zakładają rodziny. Niewątpliwe są to pozytywy. Jednak jak w każdym przypadku bywa, szybko pojawiły się też minusy tego zjawiska. Więcej mogą o nich opowiedzieć kobiety, które zostały wykorzystane przez obcokrajowców. Jedną z nich jest Gabriela. Niech jej historia będzie dla Was przestrogą.

- Zawsze myślałam, że jestem z rodzaju tych rozsądnych, niezależnych kobiet. Już jako nastolatka więcej się uczyłam niż imprezowałam. Dzięki temu dostałam się do najlepszego liceum w mieście, a potem na prestiżowy kierunek studiów. Dyplom skończyłam z wyróżnieniem, a potem podjęłam pracę w dużej korporacji. Liczne wyrzeczenia i brak kontaktów towarzyskich sprawiły, że stałam się wygłodniała uczuciowo. Koleżanki wychodziły za mąż, rodziły dzieci, a ja pracowałam do późna. Potem wracałam do pustego mieszkania. Miałam pozycję, pieniądze i zero życia uczuciowego. Oczywiście przez ten cały czas w moim życiu przewijali się różni mężczyźni, ale zawsze coś mi w nich nie pasowało. Miałam wysokie wymagania nie tylko do siebie – także w stosunku do życiowego partnera. Z perspektywy czasu, po licznych przejściach, mimo wszystko mówię – nie żałuję. Chociaż inny mężczyzna mógł mnie uchronić od największej życiowej porażki...

Zobacz także: Exclusive: Mój chłopak z Egiptu

romans z Marokańczykiem

Fot. unsplash.com

Trzy lata temu Gabriela wyjechała na wycieczkę do Maroka. Zawsze fascynowały ją odmienne kultury.

- Wyjazd do Maroka marzył mi się od jakiegoś czasu, ale dopiero gdy znajoma wróciła z wycieczki, zachwalając uroki tego kraju, postanowiłam ostatecznie, że pojadę. Na wczasy wybrałam się razem z koleżanką z pracy i naszym wspólnym znajomym.

Już pierwszego dnia udaliśmy się na słynny targ w Marrakeszu. Chodziliśmy od stoiska do stoiska. Widziałam piękną biżuterię, dziwne, sproszkowane mikstury, rodzaje oliwek, o których nie miałam pojęcia, a nawet zaklinaczy węży. Co chwila ktoś podchodził i proponował swoj towar albo usługi, oczywiście za wygórowaną cenę. Moją uwagę zwrócił mężczyzna z tresowaną małpką. Był bardzo przystojny, mniej więcej w moim wieku i w przeciwieństwie do innych - niezbyt nachalny. Zrobiłam sobie zdjęcie z małpką. Okazało się, że mężczyzna, który przedstawił się jako M., dobrze zna angielski. Oczarował mnie tak bardzo, że następnego dnia wróciłam na targ. I kolejnego również. Wkrótce zrozumiałam, że zauroczyłam się w M., podobnie jak on we mnie. W dniu wyjazdu obiecałam, że niedługą wrócę. Kilka miesięcy później byłam w Maroku z powrotem. Spotkaliśmy się z M. i spędzaliśmy ze sobą większość czasu. Kiedy tylko on miał wolną chwilę. Dowiedziałam się, że sytuacja w kraju jest trudna i on musi zarabiać, jak tylko się da. Pomimo wyższego wykształcenia nie znalazł pracy i dlatego przychodzi na targ.

M. był wobec Gabrieli bardzo szarmancki. Pomimo niewielkich środków materialnych, on płacił za wspólne posiłki i przynosił kobiecie drobne prezenty. Czasami był to kwiat, innym razem orientalna herbata albo miejscowy przysmak.

romans z Marokańczykiem

Fot. unsplash.com

- Znajomi ostrzegali mnie przed podobnymi znajomościami. Mówili, że Marokańczycy wykorzystują kobiety. Nie chodzi im o sam seks, chociaż skwapliwie korzystają z okazji, ale bardziej o pieniądze. Znani są też poszukiwacze wiz.

M. dawał mi jednak na każdym kroku do zrozumienia, że jest inny. Zdarzało się, że nie miał wystarczającej ilości pieniędzy. Od razu to zauważałam, ponieważ nie zamawiał dla siebie nic do jedzenia. Było mi głupio, że ja mam jeść, a on siedzi bez niczego, dlatego pokrywałam rachunki. On nie chciał, protestował, ale ja nalegałam. Wówczas nie wiedziałam, że to jedna z taktyk. Mężczyzna zachowuje się perfekcyjnie, ale gra w taki sposób, że kobieta sama robi to, czego on oczekuje. Niestety spotkało to też mnie – rozsądną, niezależną, wykształconą bizneswoman.

Kiedy pojechałam do Maroka po raz trzeci, kupiłam mu portfel i włożyłam do niego pieniądze. Nie chciałam, aby czuł się głupio, że to ja pokrywam rachunki. Na początku nie chciał o tym słyszeć, więc w końcu sama wcisnęłam mu portfel do kieszeni. Byłam tak beznadziejnie głupio zakochana...

Gdy wróciłam do kraju, nie mogłam przestać o nim myśleć. Proponowałam mu, żeby przyjechał do Polski, ale nie chciał. Stwierdził, że to w Maroku jest jego miejsce. Kilka dni później dostałam od niego wiadomość, że chce zacząć nowe studia, ale brakuje mu trochę pieniędzy. Powiedział, że przemyślał moją propozycję i może przyjedzie do Polski, ale najpierw musi skończyć studia, po których będzie mógł podjąć w Europie normalną pracę. Tak bardzo się ucieszyłam, że bez mrugnięcia okiem wysłałam mu 5000 zł, nawet nie sprawdzając, ile mogą kosztować studia w Maroku. 

romans z Marokańczykiem

Fot. unsplash.com

Potem kontakt pomiędzy M. a Gabrielą się urwał. Kobieta pisała do niego, ale odezwał się dopiero po miesiącu. Okazało się, że rodzice zmusili go do ślubu z miejscową dziewczyną.

- Płakał i przepraszał mnie. Do dziś nie mogę uwierzyć, jak świetnym był aktorem. Udawał przejętego i powiedział, że nie odzywał się do mnie tak długo, bo nie mógł znieść myśli, że to ostatni raz, kiedy mnie usłyszy. Oczywiście płakałam razem z nim. Proponowałam, żeby uciekł i wziął ślub ze mną. On wtedy obiecał, że się postara, a ja wysłałam my kolejne kilka tysięcy złotych.

Byłem okropną naiwniaczką. Nikomu nie mówiłam o tym romansie, ponieważ znajomi reagowali śmiechem i twierdzili, że biedni mężczyźni z turystycznych krajów często wykorzystują kobiety. Nie wierzyłam, bo przecież M. na początku sam pokrywał rachunki i robił mi prezenty. Ja pierwsza zaoferowałam mu pieniądze. Z perspektywy czasu, gdy naczytałam się o naciągaczach, wiem już, że to jedna z taktyk. Wyciągnie pieniędzy poprzez wzbudzanie litości. Dałam się nabrać tak samo jak inne kobiety. Uważałam, że mój ukochany jest inny, wyjątkowy. Oczarował mnie klimat Maroka, który sprzyjał nawiązywaniu romansów. Sądziłam, że spotkało mnie w życiu coś magicznego. Najgorsze jest to, że tak łatwo dałam się wkręcić. Po kilku miesiącach dowiedziałam się, że żadnego ślubu nie było, a M. znalazł sobie inną turystkę.

Zobacz także: Poruszające wyznanie Dagmary: „Cudem uniknęłam gwałtu podczas wycieczki do Egiptu. Nie polecam tego kierunku!”

 

Polecane wideo

Komentarze (19)
Ocena: 4.37 / 5
gość (Ocena: 5) 23.08.2017 20:10
Haha, "wykształcona" kobieta i takie coś? :D tyle się o tym słyszy... Myślę, że już nawet gimnazjalistki są mądrzejsze niż ty :))
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 23.08.2017 11:27
Skoro jak to mówi ,,nie żałuję z perspektywy czasu'' to szkoda że więcej chajsu nie wyciągnął od tej naiwniaczki :)
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 23.08.2017 10:03
Kobiety, które jeżdżą do krajów arabskich, w wiadomym celu, leczą w ten sposób swoje kompleksy. Myślą, że wszystkie koleżanki będą zazdrościły im arabów i że jest to jakieś osiągnięcie, którym można się szczycić. W końcu to chłopak obcokrajowiec XD.
zobacz odpowiedzi (1)
gość (Ocena: 1) 23.08.2017 09:41
"rozsądną, niezależną, wykształconą bizneswoman". Hahahahahaha dobre! ale się uśmiałam! Kobieto, ty twierdzisz, że jesteś "rozsądna i wykształcona"? Od kiedy praca w korpo to "bizneswoman". Od czego jesteś "niezależna"? Od swojej ci.ki czy od rozumu?" Przynosisz nam wstyd!
zobacz odpowiedzi (1)
On (Ocena: 1) 23.08.2017 09:28
Mocno się wykosztował biedak na tą "Gabryjelę" (pisownia celowa) - "Czasami był to kwiat, innym razem orientalna herbata albo miejscowy przysmak". "Spotkaliśmy się z M. i spędzaliśmy ze sobą większość czasu. Kiedy tylko on miał wolną chwilę" - no to go "Gabryjelo" wymęczyłaś (Kiedy tylko on miał wolną chwilę"). Ale jak się jedzie do takiego M. parę tyś. km to oznacza, że nie po to aby oglądać romantyczne zachody słońca tylko na "miejscowy przysmak". Taki M. to jednak atrakcja, nie to co jakiś "Janusz" z Bydgoszczy (z całym szacunkiem do Bydgoszczy).
odpowiedz

Polecane dla Ciebie