Ślub to poważna decyzja, a zwłaszcza dla osób wierzących. Zdarza się jednak, że jest podejmowana pod presją albo z braku lepszych perspektyw. Kobiety często czują, że lata uciekają im przez palce, więc decydują się na zamążpójście. Ich wybranek to długoletni partner – sprawdzony, przewidywalny, bardziej jak przyjaciel niż kochanek. Są też osoby płci pięknej, które nie dostrzegają wszystkich możliwości. Są przekonane, że kiedyś i tak wyjdą za mąż, więc równie dobrze można zrobić to od razu. Zanim poznają dobrze partnera, od razu pakują się z nim w małżeństwo. To są dwa najbardziej klasyczne przypadki, kiedy kobiety żałują, że wyszły za maż. Zdarzają się też inne, zupełnie nietypowe.
Alicja wzięła ślub w minioną sobotę i już żałuje. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie uświadomiła sobie błąd? Co poszło nie tak? Oto jej wyznanie.
- Piotr i ja poznaliśmy się przez mojego kuzyna. Kiedy zepsuł się mój laptop, kuzyn polecił mi, abym oddała sprzęt właśnie jemu. W ten sposób poznałam Piotra. Bardzo szybko się zakochaliśmy i było nam razem cudownie. Jeździliśmy na wspólne wakacje i spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Piotr wydawał mi się ideałem. Przystojny, z dobrej rodziny, informatyk i złota rączka. Jak tylko miałam jakiś problem w mieszkaniu, za chwilę przyjeżdżał i po kłopocie. Zawsze mogłam na niego liczyć.
Wszyscy powtarzali mi, jakie mam szczęście. Mam tylko średnie wykształcenie i pracuję w rodzinnym lokalu. Moi rodzice co prawda nie są biedni, ale daleko im do wystawnego życia. Zanim wprowadziłam się do Piotra, mieszkałam z nimi. Nie planowałam przeprowadzki na swoje, bo jako jedyne dziecko miałam odziedziczyć dom i niewielki, rodzinny biznes. Piotr oraz jego rodzina to zupełnie inna bajka. Wszyscy po studiach, zamożni... W moim mieście uchodzili za porządnych, wpływowych ludzi. Po kilku latach widzę, jak bardzo mylą pozory.
Zobacz także: REPORTAŻ: Mistrzowski tekst, na jaki poderwał mnie obcy facet
Fot. iStock.com
Po dwóch latach idyllicznego życia Piotr zaproponował Alicji, aby się do niego wprowadziła.
- Zamieszkałam w jego rodzinnym domu. Nadal pracowałam u swoich rodziców, chociaż Piotr naciskał, żebym zrezygnowała. Jest właścicielem serwisu komputerowego i bez problemu by nas utrzymał, ale mimo to wolałam pozostać niezależna. Na początku wszystko grało, tak jak wcześniej. Kilka miesięcy potem pojawiły się pierwsze zgrzyty. Piotr zaczął mieć pretensje o drobiazgi. Np. o to, że nie odłożyłam rzeczy na miejsce, nie ugotowałam tego, o co prosił, nie miałam ochoty wyjść z nim do kina, itd. To takie drobiazgi i nie zawsze wynikały z mojej winy.
Pierwsza poważna kłótnia dotyczyła wyjazdu urlopowego, który był ich corocznym rytuałem.
- Nie chciałam jechać, bo rozchorowała się moja mama i musiałam przejąć większość obowiązków w pracy. Niestety wcześniej wykupiliśmy bilety do Bułgarii. Piotr wściekł się, gdy powiedziałam mu, że nie mogę jechać. Stwierdził, że rodzice mogą załatwić sobie zastępstwo. W ogóle nie wziął pod uwagę tego, że z dnia na dzień jest to praktycznie niemożliwe. Poza tym miałabym się bawić na wczasach, gdy moja mama znajdowała się w szpitalu? Nie ma mowy! Wyraźnie mu się postawiłam, a on na mnie nawrzeszczał. Powiedział coś w stylu, że „trzymam się maminej spódnicy, jestem niepoważna, niedorosła i zawiodłam go”. Bardzo mnie zabolały te słowa, ale po kilku godzinach ochłonął i przeprosił. To był pierwszy sygnał, że coś nie jest nie tak, ale byłam zakochana, zaślepiona i zbagatelizowałam go. Czułam się jak Kopciuszek, który zwrócił uwagę księcia. Piotr czasami, bardzo subtelnie, dawał mi do zrozumienia, że mógł mieć każdą, ale wybrał mnie. Myślałam sobie, że mam szczęście. Teraz mam świadomość, że to nie szczęście, a życiowy pech.
Fot. iStock.com
Niedługo potem okazało się, że Alicja jest w ciąży. Dla obu rodzin było nie do przyjęcia, aby w takiej sytuacji Piotr i Alicja nadal żyli w związku partnerskim. Rodzice dziewczyny naciskali na ślub kościelny.
- Przygotowania ruszyły pełną parą. W naszym życiu nie była to jedyna zmiana. Relacja zaczęła się psuć. Piotrowi coraz częściej poszczały hamulce. Krytykował mnie, a nawet nie szczędził obraźliwych epitetów typu idiotka, niezdara. Płakałam po cichu w nocy. Więcej było dobrych momentów i starałam się nimi pocieszać. Przeważnie Piotr zachowywał się jak dawniej, tylko czasami puszczały mu nerwy. Nigdy nie wiedziałam, kiedy wróci do domu w dobrym humorze, a kiedy w złym. Czasami zaskakiwał mnie bukietem kwiatów albo wielkim misiem dla dziecka. W takich chwilach wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze, a każdy ma prawo się czasami zdenerwować.
Na około dwa tygodnie przed ślubem Piotr uderzył mnie. Zrobił to otwartą dłonią. Tamtego dnia źle się czułam. Byłam bardzo senna i drzemałam, gdy wrócił z pracy. Rozjuszyło go, że w domu nieposprzątane i nikt nie otworzył bramy, żeby mógł bez problemu wjechać. Nie wiedziałam, co się dzieje. Jego rodzice wyjechali i byliśmy w domu sami. Leżałam skulona w kącie i nie mogłam uwierzyć, że to zrobił. Na szczęście szybko się uspokoił. Przeprosił, pocałował w głowę i ugotował dla mnie zupę. Jednak tym razem nie udobruchał mnie. Zorientowałam się, z jakim człowiekiem mam do czynienia.
Fot. iStock.com
Myślałam, żeby odwołać ślub, ale wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Poza tym nie wiedziałam, jak mam powiedzieć o wszystkim rodzicom. Mama nie była całkiem zdrowa. Miała problemy z sercem i nerwowo reagowała na złe wieści, więc staraliśmy się oszczędzać jej przykrości. Bardzo się cieszyła na ślub i wnuka. W końcu postanowiłam, że wyjdę za Piotra, a potem porozmawiam z nim na temat terapii. Mimo wszystko napady zdarzały mu się rzadko i zawsze przepraszał.
Alicja wzięła ślub. Niestety pożałowała tego kroku już kilka dni później.
- Nigdzie nie wyjechaliśmy w podróż poślubną, bo nie najlepiej znosiłam ciążę. Nie musiałam czekać długo, żeby znowu wpadł w jeden ze swoich złych nastrojów. Poleciały wyzwiska i przekleństwa.
Zupełnie się w nim odkochałam. Teraz myślę tylko o tym, aby schodzić mu z drogi. Staram się skupić na dziecku i na sobie. Nie wiem, jak daleko to zabrnie i czy wytrzymam z tym człowiekiem. Zrozumiałam, jaka byłam naiwna, gdy myślałam, że porozmawiam z nim na temat terapii, a on się zgodzi. Boję się poruszać ten temat, bo jeszcze się wścieknie. Staram się nawet stąpać jak najciszej po domu, żeby go nie zdenerwować. Nigdy nie wiadomo, co wyprowadzi go z równowagi. Niech moja historia będzie dla was przestrogą.
Zobacz także: EXCLUSIVE: Zerwałem z dziewczyną po 8 latach związku