Pewnie cię to nie zaskoczy, ale jednego, wspaniałego sposobu w dramatycznej sytuacji, gdy miłość życia umiera, nie ma. Wielu osobom taki rozwój wydarzeń wydaje się nieprawdopodobny – śmierć wciąż należy do tematów tabu, o których mówimy niechętnie.
Myśl o śmierci naszej czy naszych bliskich odsuwamy, bagatelizujemy, choć niesłusznie. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, od kilku lat liczba zgonów stale rośnie. Jednocześnie stale wzrasta liczba małżeństw rozwiązanych przez śmierć jednego z partnerów (dla przykładu, w roku 2007 było ich aż 162 tys.).
Statystyki mogą wydawać się nieprawdziwe, bo faktem jest, że często zacierają rzeczywisty obraz świata. Tym bardziej że większość małżeństw rozwiązanych przez śmierć to związki z długoletnim stażem, w których jeden z partnerów umiera w późnym wieku, co jest zresztą naturalne. Ale nie zmienia to faktu, że śmierć – tragiczna lub naturalna – może zabrać nam ukochaną osobę, bez której nie potrafimy sobie poradzić.
W takiej sytuacji znalazł się Karol, dziś 32-latek (w dniu tragedii - po dwudziestce), który przez kilka lat był w związku ze swoją ukochaną dziewczyną. Mieli poważne plany na przyszłość, chcieli się pobrać i nigdy się nie rozstawać. Niestety, rozdzielił ich los. Ona zginęła w wypadku samochodowym, a on już nigdy nie był tym samym człowiekiem. Zmienił się w seryjnego podrywacza, który skakał z kwiatka na kwiatek, nie potrafiąc obdarzyć głębokim uczuciem żadnej dziewczyny. Dopiero po latach udało mu się uspokoić emocje, rozprawić z przeszłością. Dziś jest szczęśliwym mężem i ojcem.
Co zatem robić, gdy i my podzielimy los Karola? Przede wszystkim musimy zdać sobie sprawę, że życie „po” nie będzie łatwe. Zwłaszcza dla osób, które kochały szalenie i miały z wybrankiem ułożone życie nie tylko w sferze uczuciowej, ale także ekonomicznej. Długo wyczekiwane dziecko wreszcie przyszło na świat, a kredyt na wspólny dom trzeba będzie spłacać przez 20 lat… Najważniejszą, fundamentalną sprawą jest rozprawienie się z emocjami. Taka tragedia może odbić się echem na całym życiu opuszczonej osoby, dlatego żadne ważne decyzje nie powinny być wtedy podejmowane. Trzeba dać sobie czas na ból oraz pokonanie go, oczywiście stopniowe. To tak delikatna, tragiczna, wyjątkowa sytuacja, że ten okres może trwać naprawdę bardzo długo… W takim momencie wszelkie rady zdają się bezsensowne, a człowiek, który stracił ukochaną osobę, najczęściej opuściłby ten świat razem z drugą połową. Dlatego musisz wyrzucić z siebie negatywne emocje. Kumulowanie ich to najgorsze rozwiązanie. Pewna internautka pisze na jednym z forów:
„Krzycz, wyżyj się na poduszce, wypłacz się… Po prostu skup gdzieś te emocje, przecież nie można ich ukrywać, składać w sobie. Pisz pamiętnik, jeśli masz przyjaciółkę – zwierzaj się jej, jeśli nie – nagrywaj to, rób cokolwiek, bylebyś tylko mówiła o swoich emocjach”.
Trudno nie przyznać jej racji, choć w ciężkiej sytuacji człowiek nie potrafi myśleć racjonalnie. Życie zmieni się nieodwracalnie i na pewno o tym wiesz, ale nie oznacza to, że dla ciebie świat się skończył. Żyjesz dalej dla ukochanej osoby. Jeśli macie dziecko, wychowaj je najlepiej, jak potrafisz. Przelej na nie całą swoją miłość do jego ojca. Twój ukochany chciałby, żebyś była silna, prawda?
Po śmierci bliskiej osoby do głowy przychodzą najczarniejsze myśli i pomysły – śmierć samobójcza, samookaleczenie, pogłębiająca się depresja, leki… Wiele osób rzuca wtedy studia, pracę, zmienia miejsce zamieszkania. Może się okazać, że to też jest sposób na pogodzenie się z odejściem ukochanego. Niewykluczone, że myśli o nim będą powracały zawsze, ale rozpoczęcie wszystkiego od nowa jest równoznaczne z zamknięciem za sobą poprzedniego etapu życia. Jeśli jesteś gotowa na zmianę pracy lub mieszkania, świadczy to o tym, że jesteś na tyle silna, by podjąć jakieś kroki, które pozwolą ci oswoić się z tragedią, jaka cię spotkała. Bo każda z nas jest silna, choćby nieważne jak bardzo się załamała.
Nadpobudliwość i przeprowadzka do innego miasta po stracie bliskiej osoby są radykalne, ale mogą być sposobem na załamanie nerwowe. Utrata męża, chłopaka, ojca czy narzeczonego (tak samo jak żony, córki, dziewczyny czy matki) nigdy, przenigdy nie jest łatwa. Ale jesteśmy ludźmi, którzy po czasie bólu i zwątpienia stają na nogi. W takiej sytuacji niezwykle ważną rolę odgrywają bliscy, którzy wspierają opuszczoną osobę w tym ciężkim dla niej momencie.
Najgorsze z możliwych rad to „wszystko będzie dobrze” lub „jakoś się ułoży”. Wszystko dobre nie będzie – bo nie będzie ukochanego, a „jakoś” na dobrą sprawę nie oznacza nic konkretnego. Jeśli przyjdzie ci rozprawić się z utratą ukochanej osoby, ważne, żeby wspierali cię ludzie, którym ufasz i którzy będąc przy tobie, zachowają milczenie. Sama ich obecność pomoże ci się odbić od emocjonalnego dna, chociaż może to trwać naprawdę długo…
Choć zabrzmi to prozaicznie, zapamiętaj, że twoim sprzymierzeńcem w takiej dramatycznej sytuacji zawsze był, jest i będzie czas. „Czas leczy rany” - to powiedzenie stare jak świat i niezwykle silne. Ono naprawdę działa. Przypomnij sobie cierpienia, jakie cię spotkały w życiu – z różnych powodów. Początkowo wydawało ci się, że to absolutny koniec świata, ale powoli rany zaczęły się zabliźniać. Niektórym wystarczył miesiąc, inne z nas potrzebowały roku, jeszcze inne - dziesięciu lat. Z każdym dniem stawałyśmy się jednak coraz silniejsze, byłyśmy w stanie pogodzić się z tragedią. Dziś na wspomnienie wydarzeń z przeszłości, które obudziły w nas myśli samobójcze, prawdopodobnie nie ronimy nawet łez. A wtedy przecież płynęły nam z oczu jak woda w strumieniu…
* imię bohatera zostało zmienione
Zobacz także:
Ewa Podsiadły