Co jest niezbędne do stworzenia trwałego związku? Chyba każdy stwierdzi, że przede wszystkim miłość. Bez tzw. chemii zdrowej relacji damsko-męskiej po prostu nie będzie. Banał? Dopiero od niedawna. Zdążyliśmy już zapomnieć o czasach, kiedy partnera dla kobiety wybierała rodzina lub miała prawo nie zgodzić się na bliską znajomość z mężczyzną, którego wybrałyśmy same, ale nie spełniał jej oczekiwań. Dzisiaj mamy w tym względzie pełną swobodę, co wcale nie oznacza, że tak jest lepiej.
Także współcześnie zdarza się, że to rodzice mają decydujący wpływ na nasze wybory miłosne. Czasami wręcz wybierają za nas. Julita, choć żyje w XXI wieku i ma dopiero 21 lat, mówi wprost – to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Chłopaka wskazali jej najbliżsi. I chociaż mogła go odrzucić – uległa tym namowom i wcale tego nie żałuje. W rozmowie z nami zdradza kulisy tej niezwykłej znajomości.
Dlaczego, jak większość młodych kobiet, nie zdecydowała się związać z kolegą z klasy lub chłopakiem poznanym na imprezie? Oto jej historia...
Co było dalej?
Spotkanie się zakończyło, wyszli we trójkę i myślałam, że długo się nie zobaczymy. Potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Moja własna matka zaczęła dopytywać o Roberta, dlaczego się do niego nie odzywam, może byśmy gdzieś razem wyszli... Potem on pojawił się w naszym domu, bo przyniósł jakąś przesyłkę od jego mamy dla mojej. Skończyło się na tym, że znowu mogliśmy pogadać. Później spotkałam jego ojca na mieście i zapytał mnie, co sądzę o jego synu. Im wszystkim zależało na to, żeby nasza znajomość się nie urwała.
A Tobie zależało?
Wtedy było mi raczej wszystko jedno. Fajny chłopak, ale jednak to znajomy rodziny i nie wyobrażałam sobie nic więcej. Na dodatek byłam zajęta myśleniem o maturze.
Kiedy zrozumiałaś, że te wszystkie zbiegi okoliczności nie są wcale przypadkowe?
Byłam już po maturze, czekałam na wyniki i wtedy mama wyskoczyła z propozycją, że mogłabym gdzieś wyjechać i się rozerwać. Jeśli chcę, to mogę z Robertem, bo coś słyszała, że on też się gdzieś wybiera. Nie sprzeciwiłam się i tydzień później mieliśmy już załatwione wspólne wakacje.
Papilot.pl: Opowiedz nam coś o swoim chłopaku...
Julita: Od 2 lat jestem związana z Robertem. Jest ode mnie starszy o rok, aktualnie studiuje filologię angielską, a w wolnych chwilach pomaga rodzicom w prowadzeniu firmy. Uwielbia jeździć samochodem, słucha ciężkiej muzyki, co nie wszystkim się podoba i jest prawdziwym dżentelmenem. Nigdy nie spotkałam kogoś tak dobrze wychowanego. Przy nim naprawdę mogę poczuć się jak księżniczka. To wszystko brzmi jak bajka i sielanka, ale mnie zdarzyło się naprawdę.
Czy to miłość?
Teraz już zdecydowanie tak, ale oboje musieliśmy do tego dorosnąć. Na początku znajomości, nawet kiedy już był moim oficjalnym chłopakiem, nie mogłam tego powiedzieć. Był po prostu dobrym kumplem, który zabierał mnie w różne fajne miejsca i interesował się moim życiem. Po dwóch latach przekonałam się, że to nie jest zwykły kolega, bo ktoś taki na pewno nie wytrzymałby ze mną tyle czasu (śmiech).
Ktoś niezorientowany w temacie mógłby zapytać, gdzie go poznałaś – w szkole, na imprezie czy wakacjach...
Tak zaczynają się związki większości moich koleżanek, ale u mnie było trochę inaczej.
Trochę? Rzadko się zdarza, żeby to rodzice przedstawiali córce jej „przyszłego chłopaka”.
Nie przesadzajmy, to nie było do końca w ten sposób. Nie pamiętam sytuacji, żebym siedziała sobie w domu, a rodzice przyprowadzili chłopaka i powiedzieli, że od dzisiaj jesteśmy razem, bo tak postanowili. To się działo w bardziej naturalny sposób. Prawdą jest, że dzięki nim go poznałam i oni od początku nam kibicowali. Czasami wręcz aranżowali nasze spotkania i namawiali, żebym się do niego odezwała.
Czujesz, że miałaś wybór i mogłaś go na wstępie odrzucić?
Oczywiście, że tak! To nie są czasy, kiedy zdanie rodziców jest święte i nie ma od niego odwołania. Nie wiem, jakie oni mieli dokładnie zamiary. Nigdy nie padło zdanie, że „musimy zostać parą”, bo im się tak podoba. Do niczego nie byłam zmuszana. Wyglądało to dziwnie, nie przeczę, ale skoro to syn ich znajomych, to znaczy, że musieli go wcześniej dobrze poznać.
Mimo wszystko nie zbuntowałaś się...
Bo nie jestem głupia i potrafiłam zobaczyć w nim coś więcej, niż tylko kolesia, z którym próbują mnie zeswatać rodzice.
Kiedy się poznaliście i jak dokładnie to wyglądało?
Miałam wtedy 19 lat, to było na chwilę przed maturą. Pamiętam, że byłam z rodzicami na jakichś zakupach i tam oni spotkali swoich znajomych. To nie byli jacyś wielcy przyjaciele, bo przez tyle lat nawet ich nie kojarzyłam. I staliśmy tak przez chwilę – ja z rodzicami i znajomi z synem. Fajny chłopak, widać że trochę starszy. Umówili się, że muszą się spotkać. Tydzień lub dwa później przyszli do nas na kolację w komplecie i wtedy mogłam go lepiej poznać.
Nie często się zdarza, że rodzice przyprowadzają dorosłego syna na spotkanie ze swoimi znajomymi...
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co się święci. Nawet pomyślałam, że to jakiś mięczak, skoro tak wszędzie z nimi łazi. Wreszcie wyszło na to, że on ma być moim doradcą, bo rok wcześniej zdawał maturę, wybrał już studia i może mi o tym opowiedzieć. Tak żebym się wreszcie na coś zdecydowała, bo jeszcze nie wiedziałam, którą uczelnię wybrać. Miałam już dosyć rozmów dorosłych, więc wzięłam go do swojego pokoju.
Rozmawialiście o maturze i studiach?
Oczywiście, że nie. Okazało się, że to fajny, dowcipny chłopak. Żaden sztywniak, a za takiego go jeszcze chwilę wcześniej miałam.
Dalszego ciągu można się domyślić...
Skoro się zgodziłam, to znaczy, że już wtedy miałam się ku niemu. Jeszcze tylko się do tego nie przyznawałam. Ten wyjazd utwierdził mnie w przekonaniu, że to naprawdę materiał na chłopaka. Wróciliśmy już oficjalnie jako para i można powiedzieć, że nasi rodzice dopięli swego. Do dzisiaj to zaszło już tak daleko, że chociaż ślubu nie było, mam już teściów. Oni mnie uwielbiają i robią wszystko, żebym się przypadkiem nie rozmyśliła. Moi rodzice też pielęgnują nasz związek.
Usłyszałaś kiedyś wprost, że o to im chodziło?
Tylko raz mama stwierdziła, że „wiedziała, co robi”. Wiem dobrze, że jestem w zaaranżowanym związku, ale wcale mi to nie przeszkadza. Wyjątkowo dobrze trafili. Nie ma się co śmiać, że to średniowieczne zwyczaje. Takiego chłopaka możecie mi pozazdrościć!