Kiedy decydujemy się na ślub, zawsze mamy nadzieję, że to właśnie ten jedyny. Jedyny partner na zawsze oraz jedyna taka uroczystość w życiu. Rzeczywistość często weryfikuje nasze plany i marzenia. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy przynajmniej co trzecie małżeństwo się rozpada. Dlaczego tak się dzieje i nie jesteśmy w stanie dotrzymać przysięgi złożonej przed ołtarzem lub deklaracji wypowiedzianej przed świeckim urzędnikiem? Czy źle wybieramy partnerów, czy może sami nie wiemy, czego oczekujemy od życia? Postanowiliśmy zapytać o to doświadczoną pannę młodą i żonę. Na ślubnym kobiercu stawała już cztery razy, miała tyle samo mężów i przeżyła tyle samo rozwodów.
Wszystko wskazuje na to, że to nie koniec. Agata, jak twierdzi, ma w sobie mnóstwo miłości. Nie potrafi żyć samotnie, a kiedy postanawia się z kimś związać, zależy jej na zalegalizowaniu tej relacji. Kilka razy już się pomyliła, ale pomimo to wierzy, że przyjdzie wreszcie czas na tego jedynego. Nie ma problemu wspominać tych, z którymi się rozstała. Każdego z nich szanuje do dzisiaj, z niektórymi wciąż utrzymuje kontakt. Nie ma do nich żalu, a oni nie mają pretensji do niej. Są dorosłymi ludźmi, którzy poszukiwali szczęścia, ale okazało się, że to jednak nie to. Specjalnie dla nas opowiada o swoich ślubnych doświadczeniach, byłych mężach i planach na przyszłość. Wolałaby zakochać się raz, a dobrze, ale może tak właśnie miało być?
- Przyjęłam to całkiem spokojnie. Spakowałam jego walizki, wystawiłam za drzwi i życzyłam powodzenia. Ten głupek płakał i przepraszał. Na szczęście nie zmiękłam i zakończyłam ten etap mojego życia. Zbyt dobrze znam facetów. Oni się nie zmieniają. Skoro już teraz szukał wrażeń gdzie indziej, to później będzie już tylko gorzej. To jednak pierwszy rozwód z orzeczeniem o jego winie. Nie protestował. Nie chodziło o pieniądze czy majątek, bo niewiele miał. Chciałam mieć jednak na piśmie, że tym razem nie przyłożyłam do tego ręki. 35. urodziny świętowałam już jako wolna kobieta. I taką wciąż jestem. Niczego nie żałuję. Może nie tak wyobrażałam sobie życie, ale czego mam się wstydzić? Ja tylko szukałam szczerej miłości – twierdzi.
Agata zaprzecza, jakoby jej życie było pasmem porażek. Każdy kolejny rozwód uznaje za przykry moment, ale przecież nie żyła od rozstania do rozstania. Pomiędzy tym wszystkim byli mężczyźni, wspólne życie, wspaniałe wspomnienia. Kiedy kolejny ślub? Na to pytanie reaguje tylko uśmiechem. Zapewnia, że w tym momencie nie jest z nikim związana i nie ma takich planów. Ale wszystko może się zdarzyć.
Na rozmowę nie trzeba było jej długo namawiać. - Wychodzę z założenia, że nie mam się czego wstydzić. Dla większości rozwód to ogromna porażka i koniec świata, ale nie ma sensu tak do tego podchodzić. Gdybym tak myślała, to nie byłoby kolejnych partnerów, lat pełnych miłości i szansy na to, że jeszcze kiedyś poznam tego, z którym się zestarzeję. Nadal w to wierzę, choć wiem jak jest. Nie przekonują mnie już romantyczne bajeczki, które snuje każda kobieta przed pierwszym ślubem. To ten jedyny, do grobowej deski, na amen. To się zdarza i bardzo dobrze, ale jeśli coś nie wyjdzie, to nie ma się co załamywać – twierdzi Agata.
Ostatnie małżeństwo rozpadło się oficjalnie latem tego roku. Chwilę później Agata skończyła 35 lat. Nie jest więc staruszką, która z nudów zmienia partnerów, jak rękawiczki. To wciąż młoda kobieta, która chciałaby stworzyć związek na zawsze. Dlaczego jej nie wyszło? - Inni pewnie stwierdzą, że nie wiem, czego chcę i muszę mieć jakieś koszmarne humory. Nie potrafię się zdecydować i uciekam od problemów. Tak wcale nie jest. To nie moja wina, że już cztery razy dochodziłam wspólnie z mężami do wniosku, że nie ma sensu się razem męczyć. Rozstańmy się w przyjaznej atmosferze i szukajmy szczęścia gdzie indziej. Ja wciąż szukam – mówi nam.
- Pierwszy był Tomasz. To była szczenięca miłość z czasów liceum. Byliśmy tak strasznie zakochani, że nie dało się normalnie funkcjonować. On przysięgał mi na kolanach wierność już w pierwszej klasie. Ślub wzięliśmy na pierwszym roku studiów, na które jakimś cudem się dostaliśmy. Wcześniej zapominaliśmy o nauce i obowiązkach. Zamiast uczyć się do klasówki, woleliśmy leżeć wtuleni godzinami i patrzeć sobie w oczy. Rodzice oczywiście mówili, że to za wcześnie, ale nam się tak śpieszyło. To była skromna uroczystość wśród najbliższych. Byliśmy przekonani, że nic nas nie rozłączy. A rozłączyła proza dnia codziennego. Wspólne życie okazało się trudniejsze, niż sielanka nastolatków – wspomina.
I tak oto Agata została rozwódką w wieku 23 lat. To na pewno nie miało się tak skończyć. - Byliśmy trochę naiwni i myśleliśmy, że miłość wystarczy. Nie wystarczyła. Chcieliśmy studiować, mieszkać razem, cieszyć się życiem, realizować swoje marzenia i niczym się nie przejmować. Fantastyczne plany, ale trzeba było jeszcze zadbać o swój byt. O tym chyba nie pomyśleliśmy. Rodzice nam pomagali, ale to nie było to. Zaczęły się pierwsze sprzeczki. Dorabialiśmy sobie po zajęciach, byliśmy wykończeni, nie mieliśmy siły na nic. Nie mówiąc o bliskości między nami. Do dzisiaj pamiętam naszą rozmowę pewnego wieczoru. Uznaliśmy, że nie daliśmy rady. Nic z tego nie będzie. To koniec – opowiada nasza rozmówczyni.
Rodziny Agaty i Tomasza były bardzo rozczarowane. Nalegali, żeby dali sobie jeszcze szansę. Nie mogli się pogodzić, że ich ukochane dzieci w tak młodym wieku zostaną gardzonymi przez wszystkich rozwodnikami. Dla naszej bohaterki to nie był aż taki problem. Większą wagę przykładała do własnego komfortu psychicznego. - Już po roku byłam poważnie związana z nowym partnerem. Kamila poznałam w czasie konferencji naukowej. Nie, nigdy nie byłam jakaś wybitna, ale uczelnia mnie na coś takiego wysłała. Musiałam słuchać starszych ode mnie nudziarzy, którzy popisywali się swoją wiedzą. Wydawało mi się, że umrę z nudów, ale szybko stwierdziłam, że inteligencja może być seksowna. Kamil nie wyglądał jak amant z filmów, ale miał to coś – twierdzi.
- Był starszy ode mnie. Robił doktorat, dodatkowo pracował. Zaimponowało mi to. Nie dość, że mogliśmy swobodnie rozmawiać, to do tego on był taki zaradny, pewny siebie, oczytany. I tak stałam się dziewczyną intelektualisty. Szybko wprowadziłam go do rodziny. Wszyscy byli nim zachwyceni, bo urzekał swoim spokojem i jasnością umysłu. Nie wiem, kiedy pierwszy raz pomyślałam, że to może być właśnie ten, ale po kilku miesiącach się oświadczył i nie miałam innego wyjścia. Może nadal miałam w papierach rozwód, ale nie miałam nic przeciwko, by znowu zostać żoną. Zwłaszcza kogoś takiego. Mama ostrzegała, że powinniśmy zaczekać, bo sama dobrze wiem, jak to się ostatnio skończyło. Nie posłuchałam. - wspomina Agata.
- Tym razem ślub był wystawny, z pompą. Miałam poczucie, że nikt lepszy nigdy mi się nie trafi. Jeśli z Kamilem mi się nie uda, to naprawdę jest ze mną coś nie tak. Było wspaniale, bo tym razem nie musieliśmy się martwić o przyziemne sprawy. Wprowadziłam się do jego pięknego mieszkania, mogłam spokojnie dokończyć studia. Snułam plany na przyszłość, ale jak się domyślacie, skończyło się podobnie. Kiedyś mi imponował, a wtedy zaczął mnie dosłownie drażnić. Uważał, że jego tytuły i wykształcenie upoważniają go do wszystkiego. Decydował nie tylko za siebie, ale też za mnie. Nie mogłam tego dłużej znosić, bo jestem indywidualistką. Rozstaliśmy się w zgodzie i mam z nim kontakt do dzisiaj. Ostatnio nawet zaprosiłam go do współpracy przy pewnym projekcie – opowiada.
Agata twierdzi, że właśnie tak powinny wyglądać rozstania. Coś nie wyszło, ale to nie oznacza, że byli małżonkowie muszą skakać sobie do gardeł. To był rozwód dwóch świadomych i odpowiedzialnych ludzi. - Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy to na pewno była dobra decyzja. Gdybym zacisnęła zęby, to może bym go sobie jakoś wychowała. Nadawał się na męża i ojca dzieci. Nie wspomniałam jednak o tym, że kiedy ten związek zaczął się rozlatywać, poznałam kogoś innego. W dzień 29. urodzin poślubiłam Jana. Nie chcę o nim za dużo mówić, bo to dla mnie dalej bolesny temat. Był znacznie starszy, poznaliśmy się w czasie spotkania biznesowego. Tego samego wieczoru powiedział, że muszę zostać jego żoną – nasza rozmówczyni nie kryje uśmiechu.
- Tak, tylko tego mi brakowało. Trzydziestka dopiero przede mną, a ja mam na koncie dwa małżeństwa i tyle samo rozwodów. Co mi tam, może być i trzeci. A tak serio, popukałam się w głowę, ale on wreszcie dopiął swego. Był mądrzejszy, bogatszy, bardziej doświadczony ode mnie, ale ani razu tego nie podkreślił. Potrafił się cieszyć z małych rzeczy, a cała reszta to były szczegóły. Przy nim na nowo rozkwitłam i mogłam myśleć o lepszej przyszłości. Teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że to był okres w moim życiu, kiedy od mężczyzny oczekiwałam nie tylko oddania, ale też nauki. Tak, chciałam się uczyć bycia kimś lepszym, niż sama o sobie myślałam. Dużo mu zawdzięczam – twierdzi.
- Niestety, Janek dał się podejść swojej byłej żonie. Tak go omotała, że wrócił do niej po 10 latach od rozwodu. Powiedział mi o tym uczciwie, spakowałam walizki i po małżeństwie. Nie płakałam, nie wrzeszczałam. Wiadomo, że bardzo mnie to zraniło, ale co ja mogłam. Załatwił wszystkie formalności. Musiałam tylko przyjść do sądu i powiedzieć, że na wszystko się zgadzam. Pokazał jednak klasę i dostałam od niego mieszkanie. Wcale tego nie oczekiwałam, ale stwierdził, że chociaż tak chce mi wynagrodzić rozczarowanie i zmarnowany czas. Ale wcale tego tak nie postrzegam. Nie zmarnowałam czasu. Kolejny związek jest na to dowodem – opowiada nam Agata.
Nasza rozmówczyni nie szukała kolejnych wrażeń. Chciała zastanowić się nad swoim życiem i przysięgła sobie, że kolejnego ślubu nie będzie. Przynajmniej do momentu, kiedy będzie już zupełnie pewna. Czas zaleczył rany i w jej życiu pojawił się Maciej. - Można było o nim wszystko powiedzieć, ale na pewno nie to, że był doświadczonym przez życie facetem. To zupełne przeciwieństwo dwóch poprzednich. 28 lat, do końca studiów mieszkał z rodzicami, później wynajął sobie kawalerkę, pracował. Kilka związków na koncie, żaden na tyle poważny, by stawać na ślubnym kobiercu. Wolny, bez przeszłości, młodszy ode mnie. Zachwyciła mnie ta jego niewinność i fajne podejście do życia. Nie miał ciśnienia na żadnym punkcie. Skoro uznał, że właśnie ze mną chce spędzić resztę życia, to przecież nie mogłam go rozczarować – twierdzi.
Agata w wieku 33 lat czwarty raz wyszła za mąż. Pierwszy mąż był jej rówieśnikiem, dwóch kolejnych w metrykach miało nieco więcej, niż ona. Maciej był o 5 lat młodszy, bez bagażu przykrych doświadczeń. Ten związek przetrwał jednak najkrócej. - Tego się po nim absolutnie nie spodziewałam. Myślałam, że wiek nie ma tu żadnego znaczenia, zwłaszcza, że dobrze się trzymam. Kilka miesięcy po ślubie dowiedziałam się, że lubi skakać na boki. Im młodsza, tym lepsza. No cóż, trochę rozminęliśmy się w oczekiwaniach. Nie mogłam doskoczyć do tych wszystkich nastolatek, które chętnie wskakiwały mu do łóżka. Gdybym nie miała takiego doświadczenia i naiwnie wierzyłabym, że to musi być ten jedyny, do końca życia, to wtedy chyba bym go zabiła – mówi nam.