Monika, pracownica jednego z radomskich urzędów, to klasyczny przykład nietrafionej decyzji o wspólnym zamieszkaniu. Co gorsza, taką fatalną decyzję podjęła dwukrotnie. Najpierw gdy poznała chłopaka, dla którego rzuciła swoją młodzieńczą miłość. – Zawrócił mi w głowie, kompletnie oszalałam na jego punkcie. Mój ówczesny chłopak przestał się liczyć. Z dnia na dzień rzuciłam go po trzech latach licealnego związku. Byłam totalnie zakochana – wspomina Monika. Po trzech miesiącach ze swoim nowym partnerem podjęła odważną decyzję o wprowadzeniu się do niego. – Może i szybko, ale wtedy wydawało mi się, że jesteśmy dla siebie stworzeni – wyjaśnia. Niestety, prędko przebudziła się z pięknego snu. Kilka tygodni po wspólnym zamieszkaniu zaczęły się sprzeczki o wszystko, potem kłótnie, awantury, podejrzenia, a wreszcie zmęczenie swoim towarzystwem. Związek nie przetrwał roku.
Nie popełnić błędu
Inaczej było za drugim razem. Monika związała się z nieco starszym od siebie mężczyzną, znowu bardzo się zakochała. Tym razem obiecała sobie jednak, że nie podejmie pochopnie decyzji o wspólnym zamieszkaniu. Że poczeka, że najpierw nabierze pewności. – Układało nam się świetnie, ale rzuciłam się w wir pracy i odsunęłam od siebie myśl o przeprowadzce. Wiedziałam, że przyjdzie na to lepsza pora, mimo że nie miałam żadnych wątpliwości co do tego związku. Nie chciałam po prostu drugi raz popełnić tego samego błędu – wspomina nasza rozmówczyni. Zwlekała przez dwa lata. W końcu jej partner otrzymał propozycję świetnej pracy w stolicy i wyjechał. – Bardzo to przeżyłam. Drugi raz porażka, trochę na własne życzenie. Myślę, że wspólne mieszkanie mogłoby umocnić nasz związek, zatrzymać nas przy sobie. A tak każdy poszedł w swoją stronę. Zupełnie, jakbyśmy żyli sobie wcześniej bez zobowiązań – smuci się Monika. I przyznaje, że dwa razy decyzja o mieszkaniu zaważyła na jej związkach.
Odarci z tajemnicy
Historię Moniki warto wziąć sobie do serca – ku przestrodze. Zbyt wczesne albo zbyt późne uwijanie wspólnego gniazdka może mieć poważne konsekwencje dla związku. Nawet jeśli jesteśmy absolutnie pewne partnera i łączącego nas z nim uczucia. Kiedy jest za wcześnie? Przyjmuje się, że namiętność w związku zaczyna gasnąć po siedmiu miesiącach. Warto zatem przeczekać ten czas zanim zamieszkacie razem. To pozwoli wam uniknąć późniejszych rozczarowań. Nie jest bowiem prawdą, że im szybciej zamieszkacie ze sobą, tym szybciej się dotrzecie i sprawdzicie, czy jesteście dla siebie stworzeni. – Taka pochopna decyzja skutkuje obdarciem się z początkowej tajemnicy, niepewności i niewinnego etapu randkowania, który uważa się za najpiękniejszy – twierdzi dr Anna Chotecka, psycholog i socjolog. Co jeszcze? Zbyt wczesne uwijanie własnego gniazdka może doprowadzić do szybkiego znudzenia się sobą, pretensji najpierw o błahostki, a później o coraz poważniejsze kwestie. – Trzeba się najpierw dobrze poznać. I upewnić się, że to coś więcej niż chwilowa satysfakcja – dodaje dr Chotecka. Z osobnego tekstu dowiesz się, co jeszcze powinnaś zrobić, zanim będziecie mieszkać razem.
Ewolucja zamiast rewolucji
Ktoś może jednak powiedzieć, że najlepiej upewnić można się właśnie wprowadzając się do jednego mieszkania. Owszem, tylko w ten sposób sprawdzimy, jaki partner jest na co dzień, czy akceptujemy jego przyzwyczajenia i czy tolerujemy permanentne swoje wzajemne towarzystwo. Ale każdy związek powinien rozwijać się ewolucyjnie, nie rewolucyjnie. Przejście przez randki, potem wspólne wyjazdy, wakacje i weekendy, a w końcu mieszkanie to naturalna droga rozwoju związku, która pozwala cieszyć się ukochaną osobą i zagłębić się w uczuciu. – Wspólne mieszkanie nie może być decyzją podejmowaną naprędce. Może dojść do sytuacji, że para będzie tkwić w takim układzie tylko dlatego, że wynajęli razem mieszkanie albo nie chcą znowu mieszkać z rodzicami. To sprawia, że związek staje się sztuczny – zauważa dr Chotecka. Więcej o etapach w związku w zabawnym video. Jest wiele potwierdzonych przypadków, w których wspólne mieszkanie bardziej szkodzi, niż pomaga. Szczególnie gdy taka decyzja jest nieprzemyślana, a podejmują ją osoby, które aktualnie nie mają lepszego pomysłu na życie.
Dom dla narzeczonych
A co z parami o długim stażu? Również one powinny zastanowić się dwa razy zanim zaczną mieć wspólny adres. Czekanie do ślubu jest dobrym rozwiązaniem, ale nie idealnym. Warto jednak wcześniej zadbać o wspomniane „dotarcie się” i sprawdzenie. Poza tym dla osób, które chcą być ze sobą, to naturalny krok. Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że najlepszym momentem na wspólne zamieszkaniu jest narzeczeństwo. Potwierdza to dr Anna Chotecka. – Narzeczeństwo to moment, w którym kończy się tak zwane chodzenie, a zaczyna naprawdę poważny związek z wyraźną perspektywą na przyszłość. Dobrze jest zatem podjąć decyzję o zamieszkaniu ze sobą, żeby być bliżej siebie, jeszcze lepiej się poznać, szczególnie w prostych, codziennych sytuacjach, które mówią o człowieku najwięcej – tłumaczy Chotecka. Narzeczeństwo ma poza tym przygotować kobietę i mężczyznę do ślubu. Wspólne mieszkanie, czyli życie we dwójkę, a nie w pojedynkę, pozwala to osiągnąć. A w oddzielnym artykule znajdziesz jeszcze jeden głos w tej sprawie z punktu widzenia psychologii.
Zalety wspólnego mieszkania
- pogłębienie uczucia
- wzajemne, permanentne towarzystwo
- szansa na sprawdzenie się
- szansa na poznanie partnera
- oszczędność czasu: ukochany jest zawsze blisko
- więcej rozmów
- więcej namiętności
Wady wspólnego mieszkania
- ograniczona wolność i swoboda
- obowiązki, rachunki
- ryzyko szybkiego znudzenia partnerem
- znużenie codziennością
- brak randek
- niechęć do małżeństwa (w przypadku mężczyzn, którym dobrze żyje się na kocią łapę)
- rutyna
Julia Wysocka
Zobacz także:
Mieszkanie z teściami pod jednym dachem – tak czy nie?
Taka sytuacja ma wady, ale i zalety.
Zakochani prędzej czy później podejmują decyzję o wspólnym mieszkaniu. Słusznie?