W ostatnich dniach ogromne emocje wzbudził wpis przyszłego ojca. 32-latek twierdzi w nim, że jego ciężarna żona wykorzystuje stan błogosławiony, by nic nie robić. Wprost sugeruje jej lenistwo. Młody lekarz ma pretensje, że ta coraz mniej pracuje, przestała prać, gotować, prasować, sprzątać, a nawet wynosić śmieci. W komentarzach zawrzało.
Zobacz również: Twierdzi, że jego żona jest LENIWA. Bo w ciąży przestała sprzątać, gotować i prać
Internauci bardzo skrajnie ocenili postawę autora. Jedni zarzucają mu, że próbuje wykorzystywać umęczoną kobietę, czym może zagrozić zdrowiu dziecka. Inni przyklaskują. Ich zdaniem kobieta w perfidny sposób wykorzystuje sytuację. Nic jej nie dolega - jest zwyczajnie leniwa.
Relacje pomiędzy ciężarną matką a ojcem dziecka to jednak znacznie szerszy problem. Dowodem na to są wyznania moich rozmówców, którzy borykają się z tym aktualnie albo dopiero co to przeżyli. Wszyscy bez wyjątku proszą o zachowanie anonimowości. Co mają co zarzucenia swoim partnerkom?
Trzeba się z nią obchodzić jak z jajkiem. Najchętniej leżałaby bez ruchu, bo przecież wszystko może zaszkodzić naszemu nienarodzonemu dziecku. Chodzenie po schodach, sprzątanie, oddychanie i można tak jeszcze długo wymieniać. Rozumiem jej strach, ale to już paranoja. Zanim cokolwiek zrobi, najpierw sprawdza w Internecie, co na ten temat piszą inne matki.
Mam wrażenie, że przestałem się dla niej liczyć. Od kiedy jest w ciąży, moje potrzeby i emocje nie mają żadnego znaczenia. To ona jest najważniejsza, bo nosi w sobie nowe życie. Obraża się, kiedy ktoś zapyta przy niej, co u mnie słychać. Rozmówca powinien mówić tylko o jej brzuszku, dzieciątku, mdłościach, porodówkach. Nie interesuje jej, co ja czuję.
Nasz syn ma już 2 lata, ale to jej niestety pozostało. Zawsze trzymała linię i odżywiała się zdrowo. Kiedy tylko zobaczyła na teście ciążowym dwie kreski - dała sobie rozgrzeszenie na wszystko. Rozumiem wzmożony apetyt, ale te słodycze, chipsy, gazowane napoje i naleśniki nie są dobre ani dla niej, ani dla dziecka. Przez kilka miesięcy jej życie kręciło się wokół kulinarnych zachcianek i to się po porodzie nie zmieniło.
Kiedyś potrafiliśmy przegadać całą noc. O filmach, naszej przyszłości, polityce, muzyce, wspomnieniach. Zawsze znalazł się jakiś temat. Dziś już nawet nie próbuję, bo i tak wszystko sprowadza się do naszego potomka. Od czasu do czasu dla odmiany wspomni o horrorze, jaki czeka ją na porodówce. A tak to tylko jakie dać imię dzidziusiowi, jak urządzić pokój dzidziusiowi, w jakim wózku dzidziusiowi będzie najwygodniej…
W czasie ciąży jej libido spadło praktycznie do zera. A nawet jeśli miała na coś ochotę, to tego nie zdradzała. Dostała obsesji, że tak nie można. Zawsze istnieje bowiem ryzyko, że uszkodzę maleństwo. Swoje robiło także to, że sporo przytyła i nie czuła się tak atrakcyjna, jak wcześniej. Pierwszy raz zrobiliśmy to 7 miesięcy po rozwiązaniu.
Ciężarną kobietę naprawdę trudno zrozumieć. Jedno mówi, a drugie robi. Najbardziej jaskrawy przykład to głoszone przez nią hasło: ciąża to nie choroba. Nie musicie mnie we wszystkim wyręczać, jestem zdrowa, mam sprawne ręce, nie traktujcie mnie jak niepełnosprawnej. A później pretensje, że nie otworzyłem jej drzwi w samochodzie albo sama musiała rozpakować zakupy. Można dostać pomieszania z poplątaniem.
Zobacz również: LIST: „Dlaczego mam ustępować miejsca brzuchatym? Przecież ciąża to nie choroba!”
Nigdy nie podejrzewałem, że to będzie tak trudny okres. Kiedy tylko dowiedziała się, że będziemy mieli dziecko - od razu poprosiła o zwolnienie lekarskie i położyła się w łóżku. Wymagania miała spore: przynieś, podaj, pozamiataj. A sama nie kiwnęła nawet palcem. Nie oczekiwałem, że będzie dźwigała ciężary albo myła okna. Ale czy włączenie pralki to taki straszny wysiłek? Albo ugotowanie czegoś prostego? Później i tak ja bym to powiesił lub pozmywał.
Z zazdrością patrzę na facetów, których ciężarne partnerki promienieją. Są ładnie ubrane, uczesane, nie stronią od makijażu. Moja żona wygląda jak strach na wróble. Sama tak mówi i nie zamierzam temu zaprzeczać. Kiedyś myła włosy codziennie, a dziś raz na tydzień. Nosi na sobie obwisłe worki, zamiast dopasowanych ciuchów ciążowych. Z makijażu zrezygnowała, bo „przecież już złapała mnie na dziecko, więc nie musi się starać”. Mam nadzieję, że to żart.
Nie mam prawa dyskutować, ani się przeciwstawić. W odpowiedzi zawsze usłyszę, że jestem facetem i nie mogę jej zrozumieć. Zapłodniłem ją, ale to ona musi teraz cierpieć. A jak chcę, to ona chętnie mi odda ten wielki brzuch, rozstępy i poranne mdłości. Wahania hormonalne to nie przelewki.
Zobacz również: Mam dość ciężarnych. Domagają się specjalnego traktowania, a nic im nie dolega