Mówi się, że uroda nie jest dana raz na zawsze. Łatwo ją stracić, a dowodów na słuszność tej tezy jest sporo. To nie tylko kwestia zaniedbania czy upływającego czasu. Można też starać się za bardzo, a efekt okazuje się równie przygnębiający. Przykładów nie trzeba daleko szukać - wystarczy rozejrzeć się wokół siebie.
Zobacz również: 8 powodów, dlaczego nie warto się malować
Nie brakuje wyjątkowo pięknych kobiet, które z uporem maniaka próbują się oszpecić. Robią to całkowicie nieświadomie - żyjąc w przekonaniu, że dziwny kolor włosów, przerośnięte brwi, wulgarny strój czy makijaż przypominający maskę to strzał w dziesiątkę. Raczej trafienie kulą w płot - twierdzą moi rozmówcy.
Ich zdaniem coraz więcej Polek ma kłopot z podkreślaniem swoich atutów i maskowaniem niedoskonałości przy pomocy kosmetyków. A make-up grozy wygląda według nich tak…
Nie wiem, czym maluje się całą twarz, ale zazwyczaj odcień tego specyfiku nijak ma się do reszty. Buzia jest bardzo ciemna, a uszy, szyja i skóra pod włosami - biała. Albo na odwrót: dziewczyna robi z siebie albinoskę, a cała reszta ma brzoskwiniowy odcień. To tylko potęguje efekt maski.
Mam wrażenie, że to element makijażu, z którym Polki mają największy problem. Kiedyś skubały brwi i niewiele z nich zostawało. Teraz robią wszystko, by były jak najbardziej wyraźnie. Jest ich czasami za dużo i pokryte są bardzo ciemnymi malowidłami. To nigdy nie wygląda dobrze.
Lubię efekt wydłużonych rzęs. Nie przeszkadzają mi nawet, jeśli są sztuczne. Ale bardzo łatwo to zepsuć nieumiejętnie wybierając i nakładając tusz do rzęs. Kobieta prezentuje się wyjątkowo tanio, kiedy ten skleja się w grudki. Wygląda wtedy, jakby malowała się tanimi kosmetykami dla dzieci.
Kiedyś to nie było tak modne i chętnie wróciłbym do tych czasów. Teraz dziewczyny konturują całe twarze - policzki, podbródek, nos, czoło i wszystko jak leci. Okazuje się jednak, że to wyjątkowo trudna sztuka, bo zazwyczaj przypomina czarne kreski na białym tle.
Znam kobiety, dla których to podstawowy element codziennego makijażu. Mogą zrezygnować z pudru, tuszu i cieni, ale oko musi być zrobione. I pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie nadmiar czarnej kredki. W efekcie wygląda jak panda i nie ma to nic wspólnego z zalotnością.
Zobacz również: Nastolatka została upokorzona przez salon kosmetyczny. Wyśmiano jej makijaż
Aż chciałoby się powiedzieć, że mniej naprawdę znaczy więcej. Najgorzej jest wtedy, kiedy amatorka naogląda się makijażowych poradników w Internecie i próbuje to powtórzyć na własnej twarzy. Na powiekach powstają ciężkie, osypujące się plamy wychodzące na skronie.
Mam na to wyjątkową alergię. Regularnie widuję kobiety, które przy pomocy różnych specyfików próbują uzyskać efekt porównywalny do wstrzyknięcia kwasu w wargi. Konturówką wyznaczają zupełnie nowe granice ust, a potem z uporem maniaka wypełniają ten kształt kolorem. I każdy to widzi.
Delikatny rumieniec wygląda fajnie, świeżo i zdrowo. Umiar to jednak deficytowa cecha, bo bardzo często wymalowana w ten sposób dziewczyna przypomina postać z kreskówki. Gruba warstwa różu pokrywa połowę twarzy i tworzy nieregularne plamy.
Im większy pryszcz, tym więcej kryjących substancji. Prawda jest jednak taka, że wtedy tym bardziej go widać. Delikatne muśnięcie pudrem czy innym ustrojstwem zakrywa niedoskonałości. Gruba warstwa tynku jedynie podkreśla, że pod spodem dzieje się coś niedobrego.
A może to bronzer? Mniejsza z tym. Faktem jest jednak, że wiele Polek ma problem z brązującymi kosmetykami. Te wymykają się spod kontroli i wyglądają jak zmiany chorobowe, a nie makijaż.
Zobacz również: Fatalna wiadomość dla kobiet, które nie lubią się malować. Źle na tym wyjdziesz