Mówi się, że dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, ale czasami jednak trzeba. Zwłaszcza w związku. Tradycyjny podział, w którym mężczyzna płaci za wszystko, a kobieta może od niego tylko wymagać - ma niewiele wspólnego z rzeczywistością i jest zwyczajnie niesprawiedliwy. To sprowadzanie przedstawicielek płci pięknej do roli utrzymanek. Świat już tak nie działa. A przynajmniej nie powinien.
Zobacz również: Facet z taką pensją zdobędzie każdą kobietę. Znamy konkretne stawki
Partnerstwo w związku nie powinno dotyczyć jedynie podziału obowiązków, ale także finansów. Tak przynajmniej twierdzą moi rozmówcy, którzy mówią wprost: nie mamy zamiaru płacić za wszystko. Wymaganie od faceta, by wyciągał portfel przy każdej możliwej okazji, to przykład jawnej dyskryminacji. Pieniądze nie mają płci, a partnerzy są pod tym względem równi.
Za co nigdy nie mają zamiaru płacić i w jakich sytuacjach oczekują, że wybranka sięgnie do własnej kieszeni?
Oczywiście wszystko zależy od okoliczności i stażu związku. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zapraszam dziewczynę do restauracji i oczekuję, że to ona ureguluje cały rachunek. Połowa też nie wchodzi w grę. Na początku znajomości organizator pokrywa 100 procent kosztów. Z czasem jednak byłoby miło, gdyby to ona wyszła z inicjatywą i sama kupiła np. bilety do kina. Nie miałbym też nic przeciwko, gdyby zaprosiła mnie do lokalu i wzięła to na siebie
- przekonuje Dawid.
Jest taka tradycja, która bardzo mi się podoba, ale coraz częściej od niej odchodzimy. Według mnie za organizację przyjęcia weselnego zawsze powinna płacić panna młoda. Jeśli nie sama, to z pomocą najbliższej rodziny. Tak jest zwyczajnie fair, bo na faceta spadnie milion innych wydatków - najpierw pierścionek zaręczynowy, później obrączki, podróż poślubna, przydałby się samochód, mieszkanie i tak dalej. Rachunek za imprezę to nic w porównaniu z całą resztą
- zdradza Tomek.
Układ, w którym kobieta ciągle oczekuje finansowania jej zachcianek uważam za patologiczny i toksyczny. Nie może być tak, że partnerka tylko pokazuje palcem i mówi „chcę to”, a partner płci. Zwłaszcza, jeśli są to rzeczy całkowicie zbędne i sprawiające przyjemność tylko jej. Wtedy mężczyzna zaczyna czuć się jak sponsor, a ukochana staje się zwyczajną utrzymanką. Jeśli czegoś bardzo chcemy - kupujmy to sobie sami. Tak będzie najzdrowiej
- radzi Patryk.
Zobacz również: Dylemat Karola: „Czy związek bogatego informatyka z biedną kasjerką ma sens?”
Wspólne życie kosztuje i to naprawdę sporo. Nie może być tak, że facet zarabia i wydaje wszystko na utrzymanie, podczas gdy pensja kobiety przeznaczona jest na przyjemności. Domowy budżet musi być wspólny. Trzeba ustalić, że ja płacę np. za prąd i wodę, ale moja ukochana reguluje inne rachunki. Oczywiście wszystko proporcjonalnie do zarobków. Chodzi jednak oto, by obie strony miały poczucie, że biorą odpowiedzialność za szarą rzeczywistość
- to teoria Rafała.
Obserwuję to w wielu związkach i sam też kiedyś wpadłem w tę pułapkę. Oczywiste jest, że kiedy zapraszam do lokalu, kina czy na koncert, wtedy płacę. Problem pojawia się wtedy, gdy dziewczyna rzuca propozycjami, ale już nie poczuwa się do tego, by je finansować. Jej rola ogranicza się do organizacji, a facet tradycyjnie robi za bankomat. Jeśli chcesz wybrać się na premierę do teatru - kup bilety i zaproś swojego ukochanego, zamiast czekać na jego gest. Tak to powinno działać
- sugeruje Emil.
Ten niezręczny moment, gdy kupujemy rzeczy niezbędne do życia pod jednym dachem, a w momencie płacenia nikt nie chwyta za portfel. Wtedy nie ma wyjścia i to facet musi wyskoczyć z gotówki, bo w końcu to jego uważa się za głowę rodziny. Moim zdaniem to przesada. Prawdziwe życie to nie amerykański film i musimy dzielić swoje zaangażowanie finansowe. Raz ty, raz ja i jakoś się to kręci. Inaczej mężczyzna poczuje się wykorzystywany, a w pewnym momencie zwyczajnie mu zabraknie
- mówi Krzysztof.
W Polsce przyjęło się, że facet jest od rozpieszczania swojej kobiety upominkami. Kwiaty, czekoladki, bielizna, drobne przyjemności. Fajnie, ale tylko pod warunkiem, że działa to w obie strony. Ja też chciałbym od czasu do czasu dostać coś od ukochanej. Jestem człowiekiem, bywam trochę próżny i lubię być rozpieszczany. Nie widzę powodu, żebym tylko ja musiał się starać. Chodzi o naprawdę drobne rzeczy, które pokażą mi, że tobie też zależy
- zachęca Radosław.
Zobacz również: Szymon obliczył, ile kosztuje go związek. „Lekką ręką 2000 zł miesięcznie”