Gigantyczna popularność książek autorstwa E.L. James fascynuje i zastanawia. A niektórych także przeraża. Jak to możliwe, że w XXI wieku, kiedy nie ma już praktycznie żadnych tematów tabu, a pornografia otacza nas ze wszystkich stron, międzynarodowym hitem stała się kiepskiej jakości powieść erotyczna? Co takiego jest w „Pięćdziesięciu twarzy Greya” i kolejnych tomach, że kobiety na samą myśl dostają gęsiej skórki i spazmów podniecenia?
Tej zagadki pewnie nie uda mi się rozwikłać, ale czas spojrzeć na temat z męskiej perspektywy. Fenomen historii Christiana i Anastazji dostrzegają przecież także faceci. I nawet jeśli znamy ją jedynie z przekazów i nigdy nie sięgnęliśmy po książkę, mamy swoje zdanie o najwierniejszych czytelniczkach (i fankach kolejnych ekranizacji). Zanim przyznasz się przed partnerem do swojej fascynacji tym tytułem - lepiej sprawdź, jak może zareagować na to wyznanie.
Czy jest się czego wstydzić?
Zobacz również: REPORTAŻ: Mój facet chciał być w łóżku jak Grey, ale mu… nie wyszło
źródło: YouTube (youtube.com/watch?v=vnLqJLeTMVU)
Powiedzmy to sobie szczerze - raczej niewiele. Kojarzymy bogatego przystojniaka w garniturze, który na obiad lata helikopterem. Z jednej strony mu zazdrościmy, ale chyba bardziej współczujemy. To mężczyzna wyraźnie niespełniony, zaburzony i chyba jednak niezbyt odpowiedzialny.
Jest też Anastasia, którą można potraktować na kilka sposobów. To zakompleksiona nimfomanka, ofiara losu marząca o lepszym życiu albo zwykła prostytutka, która za pieniądze zrobi wszystko. Wbrew pozorom, mało który z nas o niej marzy.
Z kolei łóżkowe zabawy głównych bohaterów kojarzą nam się raczej z chorą dewiacją, niż fajnym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Ogólnie - wszystko to wygląda dziwnie i podejrzanie.
źródło: YouTube (youtube.com/watch?v=vnLqJLeTMVU)
Nad tym zastanawia się wielu, ale mało która teoria brzmi do końca wiarygodnie. Jedni twierdzą, że to współczesna wersja Romea i Julii. Zboczona, bo w takich przecież żyjemy czasach. Inni podejrzewają, że współczesne kobiety, choć niby wyzwolone, wcale nie są usatysfakcjonowane seksualnie. Zamiast działać, mocniejszych wrażeń szukają na kartach powieści. Mówi się również o tym, że tylko głupia i źle napisana książka może stać się hitem, bo mądrzejszej nikt nie zrozumie.
Czy cokolwiek z tego jest prawdą? Całkiem możliwe, że zagrało wszystko równocześnie. Sam skłaniam się ku temu, że „Pięćdziesiąt twarzy Greya” to… antidotum na emancypację kobiet. Niby chcecie coraz więcej i czujecie się silniejsze, ale w głębi duszy marzycie o tym, by mieć nad sobą pana i władcę. Tak naprawdę nie lubicie dominować, ani nie obchodzi was równość. Facet ma być silniejszy.
Christian idealnie do tego pasuje, bo jest przystojny i bogaty.
Zobacz również: 7 powodów, dlaczego nie należy wyśmiewać „50 twarzy Greya”
źródło: YouTube (youtube.com/watch?v=vnLqJLeTMVU)
Nie prowadziłem na ten temat badań, ale mam oczy, rozglądam się, słucham i wyciągam wnioski. Poznałem przynajmniej kilka z nich i dziwnym trafem wszystkie mają ze sobą wiele wspólnego. Co je łączy?
Niepewność siebie - wszystkie bez wyjątku trudno nazwać duszami towarzystwa i królowymi życia. To raczej szare myszki, które tylko udają siłę przebicia. Tak naprawdę nad niczym nie panują, a w życiu kierują się zasadą, że „jakoś to będzie”. Polegają na innych, a nie na sobie.
Samotność lub nudny związek - wśród nich nie brakuje singielek, ale kobiety w związkach też fascynują się Greyem. Te pierwsze można jeszcze zrozumieć, bo skoro w życiu wieje nudą, to przynajmniej chcą sobie poczytać. Te drugie w sumie też są usprawiedliwione, skoro facet nie potrafi ich zaskoczyć, to niech przynajmniej zrobi to biznesmen z kart książki.
Kompleksy - może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że mają problem z polubieniem samych siebie. Często udają i nie potrafią opowiadać o swoich prawdziwych potrzebach.
źródło: YouTube (youtube.com/watch?v=vnLqJLeTMVU)
Podobno szczerość w związku to podstawa, ale wcale nie jestem pewien, czy w tej kwestii także jest wskazana. Wszystko zależy od twojego podejścia. Jeśli lekturę tego typu treści traktujesz wyłącznie jako dobrą zabawę i sposób na zabicie nudy - nie ma problemu. Kiedy jednak za bardzo się wkręcisz i postanowisz zrobić ze swojego partnera kolejnego Christiana - daj sobie na wstrzymanie.
Pamiętaj, że to jedynie wybujała/chora fantazja autorki, a nie rzeczywistość. Papier przyjmie wszystko, a podobny układ w prawdziwym życiu raczej się nie sprawdzi. Porównywanie własnego faceta do Greya i sugerowanie, że ten sadysta jest ideałem, to raczej kiepski pomysł na budowanie związku i podniesienie temperatury w sypialni.
źródło: YouTube (youtube.com/watch?v=vnLqJLeTMVU)
Oczywiście, że tak! Zwłaszcza wtedy, kiedy akcję książki (lub filmu) zapragniesz wprowadzać w życie. Istnieje spore ryzyko, że partner nie podzieli twojej fascynacji i tylko go do siebie zrazisz. Sugerowanie facetowi, że powinien być jak Christian, to zwykła dziecinada. Sado-maso i inne pikantne zabawy to nie chwilowa moda, ale kwestia indywidualnych potrzeb i temperamentu. Nie zmienisz swojego faceta tylko dlatego, że akurat masz fazę na pejcze i sznury.
Znane są mi przykłady kobiet, które dzięki dziełu E.L. James „na nowo odkryły swoją seksualność”. To wspaniale, ale zaczynam wątpić w waszą dojrzałość, skoro potrzebujecie do tego tak marnej książki. Jeszcze gorzej, kiedy zaczynacie wierzyć, że sytuacje rozgrywające się na kartach powieści są absolutnie normalne, a to wasz facet jest beznadziejny, skoro sam na to nie wpadł.
Jako rozrywka - w porządku. Jako podręcznik życia i seksu - zdecydowanie nie.
Grzegorz Lawendowski
Zobacz również: 20 rzeczy, których nie znosi Christian Grey