Każdy sposób na podryw jest dobry, ale oczywiście pod warunkiem, że okazuje się skuteczny. Z tym jednak różnie bywa, bo nie istnieje uniwersalna metoda. Do każdego należy podejść indywidualnie. Chyba, że nie chcemy się przemęczać i brakuje nam inwencji twórczej. Tak jak jemu.
Zobacz również: Zdradził, z jakimi dziewczynami nigdy się nie umówi. Internautki są oburzone
Młody mężczyzna wymyślił całkiem zabawną historyjkę, która miała mu zapewnić szczęście w miłości. Problem w tym, że nie do końca potrafił wykorzystać swój pomysł i został wreszcie zdemaskowany. Po ostatniej wpadce zagroził nawet, że raz na zawsze kasuje Tindera, bo widocznie aplikacje randkowe nie są dla niego.
Internautki są pod wrażeniem jego poczucia humoru, ale to, co stało się później - ma być dla niego dyskwalifikujące.
Wyobraź to sobie. Jesteśmy nieznajomymi w sklepie spożywczym, ale nawiązujemy kontakt wzrokowy na dziale z owocami i warzywami. Trzymam w dłoniach mnóstwo limonek. Tak dużo, że nie jestem ich w stanie utrzymać. Powoli wypadają mi z rąk i zaczynają toczyć się po sklepowej posadzce. Poruszają się w lewo, w prawo, a jedna dociera wprost do ciebie. Pod wpływem impulsu postanawiasz mi pomóc. Spoglądam wtedy głęboko w twoje oczy i mówię: „przepraszam, jestem kiepski w te klocki”
- brzmi dość abstrakcyjnie, ale trzeba przyznać, że sympatycznie. Zawsze to lepszy sposób na podryw, niż słynne „hej, u ciebie czy u mnie?”. Być może bohaterowi tej historii nawet by się poszczęściło, ale nie przewidział jednego.
Oto odpowiedź, którą otrzymał od niejakiej Angie.
Okej, to było naprawdę dobre. Myślę, że zasłużyłeś sobie na mój numer telefonu
- odpisała po chwili.
Zobacz również: Ona dotarła na koniec Tindera. Nie rozumie, dlaczego od lat wciąż jest sama
W czym więc problem? Kilka minut później otrzymał odpowiedź od innej dziewczyny, którą także próbował uwieść historyjką o limonkach.
Okej, to było naprawdę dobre. Myślę, że zasłużyłeś sobie na mój numer telefonu
- przeczytał, będąc przekonanym, że to jakiś błąd aplikacji. A jednak nie. Okazało się, że tym samym tekstem próbował poderwać dwie dziewczyny - współlokatorki. Dlatego one też odpowiedziały identycznymi słowami.
Problem w tym, że opowiedziały sobie o zabawnej wiadomości z Tindera i zrozumiały, że ktoś rozsyła ją w hurtowych ilościach. A przecież żadna z nas nie chce być jedną z wielu, dlatego do randki jednak nie doszło.
Zobacz również: Polubił ją na Tinderze, żeby skrytykować jej wygląd. Ujawniła bezczelną wiadomość