Sprawy damsko-męskie przechodzą cały czas transformacje. To, co kiedyś mogłoby się nie mieścić w głowie, teraz jest na wyciągnięcie ręki. Coraz powszechniejsze staje się swingowanie, czyli seks par z innymi parami. Nie jest to wcale wynik zepsucia XXI wieku, bo zjawisko swingowania powstało w latach 60. i było efektem ówczesnej rewolucji seksualnej.
Moda na swingowanie dotarła do Polski stosunkowo późno, bo na początku lat 90. Wtedy zaczęły powstawać pierwsze kluby dla par, które zapragnęły seksu z innymi osobami. Według badań, na dzień dzisiejszy swinguje jedynie 1 - 4 proc. Polaków, ale osób zainteresowanych tą formą uprawiania seksu wciąż przybywa. Co najmniej 15 procent wyraża chęć swingowania.
Postanowiliśmy sprawdzić, czym kierują sie osoby „znudzone w sypialni swoim partnerem”. Pierwszym krokiem było wejście na portal internetowy zrzeszający swingersów. Musimy dodać, że właśnie Internet jest formą kontaktu dla takich osób. Tam się poznają, omawiają szczegóły spotkania, itd.
Wyszukaliśmy kilka par, z którymi chcieliśmy porozmawiać. Swingersi skorzy do spotkania nie byli. Najczęściej to zamożni ludzie, którzy chcą się trochę „rozerwać”, ale wolą pozostać anonimowi. W końcu Polska nie jest otwartym krajem na wszelkie odstępstwa od normy. Jednak się udało. Po żmudnych próbach, umówiliśmy się na trzy rozmowy.
Piotr i Anna są małżeństwem od 20 lat. Mieszkają w Warszawie, są przedsiębiorcami. Ona - wysoka, zadbana, stylowa, on - umięśniony, dobrze ubrany typ metro faceta. Pewni siebie, dobrze sytuowani, jeżdżą luksusowymi autami, mieszkają w segmencie na Żoliborzu. Jedyne, czego nie mogą mieć, to dzieci.
Początek był niewinny. Piotr zaczął się interesować tematem w tajemnicy przed Anną. Trochę się wstydził swoich fantazji. Nie wiedział, jak małżonka zareaguje na jego pomysł. W końcu, mimochodem, Anna dowiedziała się o „fantazjach” męża. Po długich negocjacjach uległa.
Ich małżeństwo przechodziło kryzys. Jak wspólnie twierdzą, za dużo pracy, za mało przyjemności. I jeszcze coś, brak budulca w związku, czegoś takiego, co by ich spoiło na wieki. Do wspólnego majątku brakowało dziecka. Adopcja nie wchodziła w grę.
Pozornie wydawało im się, że małżeństwo wychodzi z kryzysu. Dlatego umawiali się więcej i więcej, w pewnym momencie ich życie zaczęło się obracać głównie wokół spotkań z innymi parami. Doszło do tego, że oboje stracili kontakt z rzeczywistością. Dziś przyznają, że przesadzali. Zamiast wyluzowania, była zazdrość i wieczne awantury, a nawet groźba rozwodu. Ona jest typem wrażliwca, nie potrafiła się do końca otworzyć, obnażyć przed obcymi ludźmi. On nerwowy, wybuchowy, szybko się irytuje.
Wspólnie zdecydowali, że ograniczą spotkania z innymi parami, a nawet całkowicie je wyeliminują z życia. Teraz swingują raz na jakiś czas. Anna dodaje, że to głównie w celu zaspokojenia potrzeb Piotra. Zapytana przez nas, czy jest szczęśliwa, milczy, uśmiechając się dwuznacznie. Coś nam mówi, że szczęśliwa to była przed decyzją o swingowaniu...
Jak wynika z badań, swingują osoby na poziomie, dobrze sytuowane, zarabiające ponad przeciętną średnią. Zazwyczaj trzydziesto- i czterdziestolatkowie, biznesmeni, handlowcy, pracownicy agencji reklamowych. Takie zabawy wiążą się z kosztami - dojazdami, alkoholem, noclegami w drogich hotelach. Nie każdego na to stać.
Druga para to Aneta i Artur - małżeństwo z Gdańska. Akurat przyjechali do Warszawy na spotkanie w klubie dla swingersów. Zostaną tutaj cały weekend. Ona w wyzywającym stroju i makijażu, nieco obsceniczna, arogancka. On - wysoki, postawny, wydaje się szorstki i znudzony. Swingować zaczęli trzy lata temu, w momencie kiedy ostatnie dziecko poszło na studia i wyprowadziło się na swoje. Jak mówią, „to w nich drzemało od lat”. I nagle się obudziło. Z czasem odkryli też, że oboje są biseksualni. Ale z miłości i szacunku do siebie postanowili się nie zdradzać solo. Tylko wspólne zabawy wchodzą w grę.
Z racji, że oboje są bi, takich par też szukają. Nie chcą wdawać się w szczegóły. Artur pokazuje na zegarek, sygnalizując, że już powinni iść. Na koniec, oboje dodają, że taka forma uprawiania seksu i spędzania czasu bardzo im odpowiada i na pewno będą ją praktykować przez długie lata. Dla nich swing to sposób na życie – styl życia.
Zdaniem seksuologów, udział w spotkaniach w domach dla par to jedna z form zaspokojenia swoich seksualnych potrzeb, która, o ile nie dzieje się w wyniku przymusu, może przemóc na bardziej otwarte rozmowy z partnerem o seksie.
Spotykamy się też z Marią, która próbowała swingować ze swoim byłym mężem. Trwało to ponad rok. Ona nigdy nie pracowała, zajmowała się domem i dziećmi. To ona pierwsza zaproponowała Jankowi, byłemu mężowi, „spotkanie w większym gronie”. On z początku nie był zainteresowany, potem mu się bardzo spodobało. Maria była prowodyrką, chciała zobaczyć, jak to jest z kobietą. Dodaje, że nie jest biseksualna, to była zwykła ciekawość. Nie spodobało jej się, Jankowi przeciwnie. Tak bardzo, że rozbił swoje i inne małżeństwo. Po prostu nie był w stanie kochać się już z samą Marią.
Dziś Maria żałuje, że w ogóle kiedykolwiek o tym pomyślała. Ale, niestety, jest za późno na refleksje. Dodaje, że jeżeli kiedyś kogoś pozna, na pewno nie będzie praktykować swingowania, nawet jeśli partner będzie ją błagał i zapewniał, że to tylko jeden, jedyny raz.
„Swing zniszczył mi życie, straciłam męża, mieszkanie, samochód i środki do życia – rozdzielność majątkowa” - kwituje.
Zabawa w parach to balansowanie na granicy zdrowego rozsądku, uczuć wyższych i poczucia godności. Nie każdy jest w stanie obserwować, jak jego partner/partnerka uprawia seks z obcą osobą. Bo to, co jest w sferze fantazji, nie zawsze sprawdza się w praktyce.
Trzeba też pamiętać, że jeśli swingowanie dzieje się bez przyzwolenia obu stron w związku, może doprowadzić do jego rozpadu.