Drogie Papilotki,
Piszę do was w dość żałosnej sprawie, ale zupełnie nie wiem do kogo się z nią zwrócić. Próbowałam rozmawiać o moim problemie z przyjaciółkami, jednak żadna z nich tak naprawdę nie zrozumiała o co mi chodzi. A ja nawet tego od nich nie wymagałam, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo ciężko zrozumieć to, co siedzi w mojej głowie. Zacznę więc od początku.
Nie podam swojego imienia, bo to nie jest istotne. Mój nick [Serena] wcale nie wziął się od Panny Van Der Woodsen z serialu "Plotkara". Po włosku oznacza "pogodna" i w zasadzie jest to słowo, którym można mnie opisać, gdyż często się śmieje. Jednak jest pewna rzecz, która blisko rok nie daje spokoju mojej duszy i sprawia, że co raz częściej uśmiech na mojej twarzy jest wymuszony. Mam na myśli cień przeszłości, który wisi nade mną i moim ukochanym i nawiedza mnie, budząc najgorsze demony moich myśli. Tym cieniem jest... była mojego faceta.
Niedawno odkopałam na Papilocie artykuł o zazdrości wstecznej i podpisałam się pod nim obiema rękami, chociaż z drugiej strony to co czuję trudno nazwać zazdrością. Bo ja nie jestem zazdrosna o nią, o to, że kiedyś mi go odbierze (chociaż kilka razy mi się to śniło), bo wiem, że to się nie stanie. I wiem, że mój chłopak mnie kocha, a ona jest ostatnią osobą, która się dla niego liczy. W zasadzie to jest nawet tematem tabu. I chyba to boli mnie najbardziej.
Z byłą M. wiąże się bardzo nieciekawa historia, którą ja znam od osób trzecich, bez szczegółów i może nawet nie do końca prawdziwą. On nie chce o niej rozmawiać. Kilka razy udało mi się dowiedzieć czegoś o niej bezpośrednio od M., jednak to tylko kropla w morzu. A ja czuję jej oddech na plecach. Nasi znajomi ją znają i kiedy pada jej imię w towarzystwie atmosfera się zagęszcza. Każdy wtedy patrzy na mnie lekko zażenowany i skrępowany, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ogólnie jest niezręcznie.
Trudno mi pisać o szczegółach, bo boję się, że ktoś znajomy nam obu (a może nawet ona sama) to przeczyta i domyśli się kto jest autorem tekstu. A sytuacja jest bardzo specyficzna. Dlatego napiszę tylko o tym co burzy mój wewnętrzny spokój i jednocześnie wyprowadza z równowagi.
Przede wszystkim nie mogę sobie poradzić z tym, że byli zaręczeni (co jest dość nietypowe biorąc pod uwagę, że mój chłopak ma teraz 24 lata, a razem jesteśmy już 1,5 roku), że była bardzo związana z jego rodziną (dalej utrzymują kontakt) i ciągle ma jakieś urzędowe załatwienia z tym związane. Próbuję o niej nie myśleć, bo za każdym razem kiedy to robię, łapię niesamowitego doła. Po nocach śnią mi się koszmary, że On zostawia mnie dla niej, a kiedy raz - przez przypadek - zobaczyłam jej zdjęcie, z nerwów miałam ochotę zwymiotować.
Dlaczego o tym wszystkim wam pisze? Nie wiem. Może chcę usłyszeć, że nie tylko ja tak mam. Że nie tylko ja stwarzam sobie paranoję. I że ktoś zrozumie, że to nie jest zazdrość, ale jakiś nieuzasadniony strach. Mogę tylko przypuszczać, że wynika to z faktu, iż M. jest moim pierwszym facetem i nie mogę znieść myśli, że był ktoś przede mną. Jednak to sięga głębiej.
Marzę o tym, żeby ona kiedyś zniknęła, nie zostawiając żadnych śladów po swoim istnieniu. Szkoda, że to nierealne. Czuję, że tylko w ten sposób mogłabym uzyskać spokój.
Kochane Papilotki, czy to paranoja?