W większości krajów Unii Europejskiej ta wiadomość przeszła niemal bez echa. Wieść o tym, że Komisja Europejska zezwoliła i wręcz wymaga, by pigułki „dzień po” były sprzedawane w aptekach bez recepty, przyjęto bez zbędnych emocji. W kraju nad Wisłą rozpętała się kolejna światopoglądowa awantura. Można odnieść wrażenie, że każdy Polak powinien mieć w tej kwestii zdanie. A jeśli nie ma, to i tak należałoby się wypowiedzieć, co też czynię.
Nie bez obaw, bo jestem kolejnym facetem, który komentuje sprawę bezpośrednio mnie niedotyczącą. Ale skoro posłowie, ministrowie, księża, lekarze, aptekarze, dziennikarze i etycy tak chętnie wydają wyroki, to i ja nie mogę sobie odmówić tej przyjemności. Najwięcej do powiedzenia w kwestii kobiecej płodności zawsze mieli mężczyźni. Nie dlatego, że jesteśmy tacy mądrzy. Po prostu nie mamy skrupułów, by Was zakrzyczeć.
Czy mam ku temu kompetencje? Raczej nie, ale to zupełnie jak 99 procent wszystkich tych domorosłych specjalistów. Jednak, w przeciwieństwie do nich, ja dopuszczam różne argumenty i nie stoję na stanowisku, że „nie, bo nie”. Co statystyczny facet wie na ten temat i czy warto się tak emocjonować niepozorną pigułką?
CO O PIGUŁCE „DZIEŃ PO” WIE FACET
W kwestii antykoncepcji awaryjnej posiadamy taką samą wiedzę, jak w temacie kolorów. Rozróżniamy kilka podstawowych, ale écru i magenta to już zupełna abstrakcja. Wiemy to, czym karmią nas media, ale z oczywistych względów nie możemy tego zweryfikować. Nasze wiadomości ograniczają się do...
1. Istnieje czarodziejska pigułka, która nie dopuszcza do zapłodnienia.
2. To całkiem fajne, bo żaden z nas nie chce zaliczyć wpadki.
3. A w sumie, to jednak niezbyt fajne, bo mówią, że to aborcja w białych rękawiczkach.
4. Skoro jest możliwość, a inne metody zawiodły, to warto skorzystać.
5. Chociaż, może nie, bo od podobnych specyfików kobiety stają się bezpłodne i rosną im wąsy.
I jak na podstawie takich szczątkowych informacji wyrobić sobie zdanie? Istnieje spore ryzyko, że trafią do nas argumenty wyłącznie wykrzyczane, czyli te autorstwa przeciwników. W telewizji znowu słyszę katolickiego redaktora, księdza, prawicowego posła, a nawet lekarza kierującego się sumieniem, którzy mówią, że łykanie pigułki niczym nie różni się od chwycenia za nóż i zamordowania dzieciątka.
CO O PIGUŁCE MÓWIĄ KOBIETY
Nie bez powodu zacząłem od męskich przekonań, bo to właśnie one dominują w dyskusji na ten temat. Kobiety milczą. Przynajmniej w mediach. Czyżbyście nie miały w tej kwestii zdania? Dochodzi do absurdalnej sytuacji, kiedy w komentarzach na portalach i Facebooku ujawniają się setki, tysiące Polek opowiadających się za prawem do wyboru, a w medialnym przekazie są zupełnie pominięte. Jeśli już kogoś zaprasza się do studia i prosi o komentarz, to wyłącznie przeciwniczki. A raczej jedną konkretną – żonę katolickiego publicysty, podobno także publicystkę.
1. Pigułka „dzień po” to nic innego, ale trutka na dzieci. Traktujemy je jak szczury.
2. To nie lek, bo nie leczy, ale niszczy płodność. Płodność nie jest chorobą.
3. Teoretycznie chodzi wyłącznie o hamowanie płodności, ale w sumie, to chodzi o aborcję.
4. Zachęceni młodzi ludzie zaczną kopulować ze sobą jeszcze wcześniej i częściej.
5. Specyfiki tego typu prowadzą do wymiotów, krwotoków, a nawet przewlekłych chorób.
Same zainteresowane, bo ta pani uznawana jest za Waszą rzeczniczkę, uważają więc, że pigułka to zło w najczystszej postaci i dyskusję należałoby zamknąć. Tego chcecie?
DLACZEGO TO DOBRA DECYZJA
Z drugiej strony, ministerstwo zdrowia twierdzi, że sprawa jest już przesądzona. Zamiast powiedzieć wprost, że nie ma się czego bać, to bezpieczny środek i nie ma sensu tak tego demonizować, słyszę, że „już nic nie da się zrobić, Komisja Europejska postanowiła”. Czyli, gdyby nie postanowiła, to w ogóle byśmy o tym nie rozmawiali? Zamiast prostować nieprawdziwe informacje i uspokajać, znowu nie wiemy nic. Mimo wszystko, pomimo zmasowanego ataku przeciwników, dostrzegam kilka zalet tego rozwiązania.
1. Skoro jesteśmy wolni, to miejmy wolny wybór. Środek jest dostępny w sprzedaży, nikt od niego nie umarł, więc po co tworzyć biurokratyczną barierę w postaci recepty.
2. Pigułkę należy przyjąć natychmiast, a to w Polsce nie było do tej pory proste. Jeśli nie stać Cię na wizytę w prywatnym gabinecie ginekologicznym, to zapomnij. Dostaniesz termin za miesiąc i po sprawie.
3. To bat na lekarzy i farmaceutów, którzy zamiast wykonywać swoje obowiązki, coraz częściej zasłaniają się klauzulą sumienia.
4. Młodzież wcale nie jest taka głupia, jak się uważa. Być może naiwnie, ale wierzę, że pigułka nadal będzie rozwiązaniem awaryjnym, a nie codziennością dla nieodpowiedzialnych nastolatek.
5. Wreszcie ktoś coś postanowił. W przeciwnym wypadku nic by z tego nie wyszło, bo kobiet w Polsce o zdanie zazwyczaj się nie pyta.
DLACZEGO TO (MOŻE BYĆ) ZŁA DECYZJA
To przykre, że w Polsce nic nie da się załatwić tak po prostu, normalnie, bez zbędnych emocji i wielkich haseł. Ministerstwo, rząd, a przede wszystkim kobiety (a jesteście w większości) niewiele mogą. Wystarczy kilku radykalnych krzykaczy, by uciąć dyskusję i niczego nie zmieniać. Decyzja o sprzedaży pigułek „dzień po” bez recepty nigdy by nad Wisłą nie zapadła. Na szczęście uratowali nas wyszydzani biurokraci z Brukseli.
1. Może się zdarzyć, że pigułkę przyjmie kobieta, która absolutnie nie powinna tego robić. W życiu nie była u ginekologa (są takie), niewiele wie o swoim organizmie i coś pójdzie nie tak.
2. Pigułka stanie się równoprawną formą antykoncepcji. Od teraz możesz wybierać – jeśli nie prezerwatywa, to załatwimy problem po fakcie. A nie o to w tym wszystkim chodzi.
3. Dla nielicznych może to być argument za tym, by rozpocząć współżycie jeszcze wcześniej, bo w razie czego jest ratunek.
4. Będzie nas jeszcze mniej. Dodatni wskaźnik narodzin mógł wynikać z faktu, że niektórzy nie potrafili się zabezpieczyć i nie wiedzieli, że problem można rozwiązać jeszcze kilka dni „po”. Dyskusja na ten temat jest najlepszą reklamą podobnych środków.
5. Ta decyzja jest najlepszym dowodem na to, że państwo w temacie płodności było, jest i będzie bezradne.
CZY PIGUŁKA POWINNA BYĆ BEZ RECEPTY?
Biorąc pod uwagę wszystkie argumenty za (niemal nieobecne w dyskusji) i przeciw (dominujące), utwierdzam się w przekonaniu, że to jedyne słuszne wyjście. Nie ma sensu zaklinać rzeczywistości – wpadki się zdarzają (bez względu na wiek), młodzi uprawiają seks, dla niektórych ciąża to kara, a nie błogosławieństwo, lekarze często nie informują o takiej opcji i tak dalej. Musicie o siebie zadbać same.
Wycofanie się z tego zapisu może dać jeszcze większe pole do popisu radykałom. Skoro same nie potrafiłyście tego wywalczyć, to podziękujcie unijnym urzędnikom. I nie dajcie sobie wmówić, że macie krew na rękach. Pigułka to nie skrobanka.
Grzegorz Lawendowski