Kujawsko-pomorski inspektor jakości towarów rolno-spożywczych, Marek Szczygielski, opowiedział niedawno gazecie „Duży Format” o wynikach kontroli jakości towarów sprzedawanych w polskich sklepach. Okazało się, że producenci dopuszczają się wielu naruszeń, faszerując swoje produkty nielegalnymi substancjami. Co naprawdę jemy i jak się chronić przed żywieniowymi oszustami?
Pasztet z bażanta i wędlina z bambusem
Szczygielski przyznał w wywiadzie, że największe nieprawidłowości zdarzają się w branży mięsnej. Na porządku dziennym jest manipulowanie nazwami produktów – zdarzają się „pasztety z bażanta” z 15-procentową zawartością bażanta czy „parówki cielęce” z mniej niż 6-procentową ilością cielęciny. Ale producenci mają swoje sposoby na przechytrzenie i klientów, i kontroli. Kiedy inspekcja zakwestionowała nazwę pewnego popularnego „pasztetu z zająca”, ponieważ zawierał śladowy procent mięsa z zająca, wytwórca znalazł i zatrudnił technologa żywności o nazwisku Zając, który miał opracować wspaniałą, nowatorską recepturę i nazwać swoim nazwiskiem ów pasztet.
Ogromnym problemem jest również sposób przetrzymywania mięsa. Kilka lat temu znaleziono u jednego z większych producentów kontener z przeterminowanym mięsem, przeznaczonym dla wojska. Podobno jego zapach był tak odpychający, że inspektorzy, którzy na niego natrafili, prawie wymiotowali.
Oprócz tego, właściwie normą jest dodawanie spulchniaczy do wędlin i parówek. Wśród nich najbardziej popularne są: karagen, skrobia modyfikowana oraz błonnik. Prawdziwym hitem stał się jednak ostatnio błonnik z bambusa, który jest delikatniejszy i mniej wyczuwalny od innych dodatków. Najgorsze jednak wydaje się to, że w tej kwestii inspekcja nie wiele może zmienić. Polscy producenci nie mają obowiązku utrzymywania żadnych standardów, więc jeśli piszą, że szynka zawiera do 70% wody i nie przekraczają tego poziomu, nie łamią prawa.
Ryba w glazurze
Do masy uchybień dochodzi również w przetwórstwie rybnym. Powszechne jest mrożenie ryb w tzw. glazurze, która często stanowi około 50% masy kupowanej przez nas ryby. Ostatnio jednak producenci znaleźli nowy sposób na obejście przepisów i pompują do wnętrza ryby wodę z polifosforanami, które ją utrzymują, żeby nie wypływała. A specjaliści alarmują, że większa ilość tych substancji może być szkodliwa i spowodować zaburzenia metabolizmu.
Masło z sadłem świni
Większość sprzedawanych w Polsce maseł to miksy tłuszczowe zawierające 7% prawdziwego masła plus kwasy mlekowe, emulgatory, sól, przeciwutleniacze, aromaty, barwniki i regulatory kwasowości. Oprócz tego, często dodaje się do nich tłuszcz okołojelitowy z uboju świń oraz oleinę, czyli olej palmowy najgorszej jakości, który w normalnych warunkach jest przeznaczony do produkcji smarów.
Kontrole nie przynoszą rezultatów
Niestety, bardo trudno jest udowodnić nieprawidłowości w produkcji towarów spożywczych. Tuż przed kontrolą, główny prezes zarządu potrafi się rozchorować albo niespodziewanie wyjechać. A nawet jeśli już dojdzie do inspekcji, producenci mają swoje sposoby, aby skutecznie obejść prawo lub nagiąć je na swoją stronę. W takiej sytuacji, nam, klientom, nie pozostaje nic innego, jak być bardziej czujnymi i z większą uwagą robić zakupy. Marek Szczygielski zdradził „Dużemu Formatowi”, że nigdy nie kupuje chleba w supermarkecie, jak ognia unika salami i jaj z ferm, a najlepsze wędliny znajduje w małych masarniach.
Zobacz też: Spleśniałe hamburgery w McDonald’s