Kobietom, które mają „na liczniku” trochę więcej niż zakładają to szeroko rozumiane normy bez wątpienia w dzisiejszych czasach żyje się ciężko, bowiem we współczesnym świecie to wygląd często określa wartość człowieka. Od najmłodszych lat wmawia się nam, że największym atutem są długie nogi, płaski brzuch i wąskie ramiona.
Nic dziwnego, że z międzynarodowego reportu Health Behaviour in School-aged Children wynika, że co czwarta 11-latka uważa się za zbyt grubą. W gronie 15-latek ten odsetek sięga już 61 proc., co sprawia, że polskie nastolatki okazują się najbardziej zakompleksionymi w Europie. Co ciekawe, wysoki odsetek krytycznych ocen swojej sylwetki nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistym poziomie nadwagi czy otyłości – z badań wynika bowiem, że tylko 7 proc. 15-letnich Polek ma z tym rzeczywisty problem.
Sprawdź także: 19 błędów, przez które nigdy nie schudniesz
Nie zmienia to faktu, iż coraz więcej dziewczyn i kobiet ma z tego powodu problemy psychiczne, zwłaszcza, że na depresję czy stany lękowe jesteśmy narażone znacznie bardziej niż mężczyźni. Konsekwencją jest zwykle niskie poczucie własnej wartości, fatalna samoocena, przewrażliwienie na punkcie wyglądu, a także wycofywania z kontaktów ze światem zewnętrznym, szczególnie wtedy, gdy otyła dziewczyna doznaje upokorzeń i wyśmiewania, co niestety zdarza się całkiem często.
O presji otoczenia sporo może powiedzieć aktorka Dominika Gwit, czyli „Gruba” z serialu „Przepis na życie”. „Czułam presję, że muszę być szczupła, bo kiedy jestem gruba, to jestem gorsza od innych” – opowiada w rozmowie z magazynem „Viva!”. „Nie jestem atrakcyjna, zawsze jestem tylko koleżanką, a nie dziewczyną. Wszystkie koleżanki miały chłopaków, a ja nie. Właściwie jedyną sferą mojego życia, jaką niszczyła otyłość, była seksualność, sfera damsko-męska. Problem polegał na tym, że kiedy mijałam na ulicy takie dziewczyny jak ja, z chłopakami pod rękę, to zastanawiałam się, co ze mną jest nie tak. To była moja największa bolączka i to pchało mnie do tego, by zmienić się fizycznie” – dodaje.
W efekcie Gwit przeszła spektakularną metamorfozę, zrzuciła ponad 50 kilogramów i napisała nawet książkę o odchudzaniu. Jednak równie szybko dopadł ją efekt jojo, o czym mogli przekonać się widzowie ostatniej edycji show „Taniec z gwiazdami”, w którym wystąpiła aktorka. Po jednym z jej występów Beata Tyszkiewicz skomentowała: „Jest pani bardzo apetyczną jagodzianką i wiem, że wszystkie kostiumy są specjalnie dla pani szyte na miarę. Ale myślę, że te wszystkie żarty z pani strony mają tylko zasłonić prawdę. Po prostu myślę, że jakby pani tak zrzuciła ze 20 kilo to byłoby pani lżej”.
Fot. iStock
Jednak Gwit przyznaje, że teraz, mimo nadwagi, czuje się ze swoim ciałem bardziej szczęśliwa niż wtedy, gdy radykalnie się odchudzała. „Liczyły się tylko kilogramy, ile schudłam, ile straciłam w obwodach, co dzisiaj zjadłam. Nic innego mnie nie interesowało, o niczym innym nie mówiłam. Wpadłam w obsesję. Okazało się, że właśnie na diecie żyłam tylko po, to by jeść. Opowiadałam wszędzie, że jest super, a prawda jest taka, że nie miała innego życia poza odchudzaniem. Zgasłam, Czułam się źle. Nie umiałam się cieszyć, bo wciąż chciałam więcej i więcej. Wydawało mi się, że jestem szczęśliwa, ale nie byłam” – przekonuje celebrytka.
Swoje gabaryty zaakceptowała też Dorota Wellmann. „Jestem gruba. Wyróżniam się tuszą i energią” – przyznaje Dorota Wellman w rozmowie z magazynem „Viva!”, udowadniając jednocześnie, jak ważna jest samoakceptacja. Dziennikarka potrafi śmiać się ze swojego wyglądu, który – jak sama twierdzi – odbiega od telewizyjnych standardów. „U nas na ekranie mogą pojawiać się jedynie piękni i młodzi. A ja jestem po pięćdziesiątce i mam to centralnie w nosie. Nie zastanawiam się też nad tym, czy na ekranie lepiej prezentuje się mój prawy czy lewy profil i czy widać mi fałdkę na brzuchu. Szkoda na to czasu” – zapewnia w jednym z magazynów.
Podobne podejście do swojego wyglądu prezentuje autorka popularnego bloga „Gruba i szczęśliwa”, choć przyznaje, że we wczesnej młodości nie było jej łatwo. „Nigdy nie potrafiłam zaakceptować swojej fałdy brzusznej ani tego, że mam grube nogi i latem nie mogę chodzić w szortach, bo się boleśnie obcierają – żadna z moich koleżanek ani nikt z najbliższego otoczenia nie mieli tego problemu. Bardzo długo czułam się z tym źle, co przekładało się na nienawiść do mnie samej. Dodajcie sobie do tego nastoletnie nieudane pierwsze miłości i macie pełny obraz wkraczającej w dorosłe życie mnie” – pisze Agata.
Fot. iStock
W pewnym momencie uświadomiła sobie jednak, że ludziom, których lubi, i którzy lubią ją, nie przeszkadza, czy ma fałdę na brzuchu, czy nie. „Ważniejsze dla nich było (i jest!), jakim ja jestem człowiekiem, czy mogą na mnie liczyć i czy się po prostu dogadujemy. Zaczęłam łatwiej nawiązywać relacje międzyludzkie i chętniej poznawałam nowych ludzi, nie zamykałam się na nich. Wiem, że miałam strasznie dużo szczęścia, bo trafiłam na ludzi, którzy nie byli powierzchowni, bo pomogło mi to uwierzyć w siebie” – przekonuje blogerka.
Dziś radzi internautkom, jak pokochać siebie. M.in. już od liceum wyznaje zasadę „skoro już jestem gruba, to przynajmniej nikt mi nie powie, że do tego brzydka”, dlatego bardzo dba o ładny makijaż i odpowiedni strój. „Brzuch mi zdecydowanie za bardzo odstaje, ale mimo to stawiam na ciuchy blisko ciała. Nie obcisłe. Dopasowane. Nie za duże, nie za małe, takie w moim rozmiarze” – wyjaśnia Agata.
Jej zdaniem warto poznać swoje mocne strony, a przede wszystkim robić wszystko, by nie być postrzeganą przez pryzmat swojej wagi. Warto dużo się uśmiechać, być miłym, a przede wszystkim aktywnym. Ludzie lgną do takich dobrze nastawionych do życia – nikt nie lubi smutnych ponuraków, nawet tych szczupłych.
I trzeba pokochać siebie. „Bo jak ktoś ma cię kochać, skoro sama siebie nienawidzisz? Zacznij od siebie, a reszta przyjdzie sama. Zobaczysz” – zapewnia blogerka.
RAF