Sarah Graham miała tylko 29 lat, gdy usłyszała druzgocącą diagnozę. Młoda Australijka początkowo zmagała się z objawami, które mogły wydawać się niegroźne i nie wskazywały na śmiertelną chorobę. Jej historia powinna być ostrzeżeniem dla wszystkich. Rak jelita grubego, choroba dotychczas kojarzona głównie z osobami starszymi, coraz częściej dotyka młodsze pokolenia.
Zobacz także: Udar mózgu boli? Neurolog mówi, co naprawdę oznacza, kiedy pojawia się ból
Wszystko zaczęło się od dość niewinnych objawów. Sarah zauważyła u siebie m.in. przyrost masy ciała o 20 kg, silny ból podczas wypróżnień oraz krew w stolcu. W lipcu 2024 r. poszła do lekarza rodzinnego, który zlecił badanie kału. Wynik okazał się niejednoznaczny. Lekarz zalecił też kolonoskopię, jednak uznał, że procedura nie jest pilna, dlatego najbliższy termin wyznaczono dopiero na listopad.
Sarah, zaniepokojona brakiem poprawy, postanowiła zasięgnąć drugiego specjalisty. To właśnie wtedy usłyszała diagnozę, która zmieniła jej życie. Po przeprowadzeniu kolonoskopii lekarze odkryli złośliwy nowotwór jelita grubego. – Pierwszą rzeczą, jaką zapytałam chirurga, było: "Czy umrę?". Odpowiedział: "Mam nadzieję, że nie" – mówiła Sarah w rozmowie z "People".
Diagnoza była dla niej szokiem, szczególnie że wcześniejsze sugestie lekarzy wskazywały na zespół jelita drażliwego lub chorobę Leśniowskiego-Crohna. - Powiedziano mi nawet, że jestem za młoda na raka jelita grubego – dodaje.
Sarah przeszła operację usunięcia części okrężnicy oraz sześciomiesięczną chemioterapię. Obecnie jest zdrowa, ale musi pozostawać pod ścisłą obserwacją lekarzy.
Jej historia to apel do innych, by nie ignorowali sygnałów wysyłanych przez organizm. - Najlepszą radą, jaką otrzymałam, jest to, aby prosić lekarzy o zapisanie odmowy wykonania badań na piśmie. Wtedy szybko zmieniają zdanie – podkreśla Australijka.
Według danych American Cancer Society, liczba diagnoz raka jelita grubego wśród osób poniżej 50. roku życia stale rośnie.
Więcej przeczytasz w Onecie.