Kiedy kilka tygodni temu świat usłyszał o Omikronie, wszyscy wpadliśmy w panikę. Nowy, zmutowany koronawirus miał być bowiem znacznie bardziej zaraźliwą odmianą. Zresztą już w naszym kraju prawie połowa infekcji to właśnie jego sprawka. Plusem był jednak fakt, że mniej osób nim zarażonych wymagało hospitalizacji lub przegrywało z nim walkę o życie. I choć mogłoby się wydawać, że już bardziej „groźnej” odmiany nie będzie, wówczas pojawia się wiadomość, że właśnie odkryto jego podwariant…
Przeczytaj też: Naukowcy przebadali skuteczność różnych szczepionek na koronawirusa. Która z nich okazała się najlepsza?
Pierwszy raz Omikron wykryto w RPA. Wówczas w sieci pojawiły się informacje, że nowa odmiana koronawirusa daje objawy inne, niż klasyczna wersja. Konkrety? Chodziło przede wszystkim o przyspieszony puls, nocne poty, drapanie i ból gardła czy silne zmęczenie. Co ważne, zarażenie Omikronem nie odbiera ani węchu ani smaku. A co z podwariantem tej mutacji? Na ten moment wiadomo jedynie, że jest i odnotowano jego występowanie już w ponad 40 krajach. Mówi się też, że rozprzestrzenia się on jeszcze szybciej, aniżeli „zwykły” Omikron. A czy BA.2, bo tak właśnie się nazywa, jest dla nas jeszcze groźniejszy? Naukowcy na ten temat na razie nie udzielają żadnych odpowiedzi. Tłumaczą, że nie dysponują wystarczającą ilością danych.
Strach się bać?