“Podstawą praw reprodukcyjnych jest uznanie podstawowego prawa wszystkich par i jednostek do decydowania swobodnie i odpowiedzialnie o liczbie, odstępach czasowych i momencie sprowadzenia na świat dzieci, prawa do informacji, dostępu do środków które to zapewniają, a także prawa do utrzymania najwyższego standardu zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”. Tak głosi oficjalna definicja prawa reprodukcyjnego stworzona przez WHO, czyli Światową Organizację Zdrowia.
Zobacz również: Polki dalej bez łatwego dostępu do tabletek „dzień po”. Ministerstwo Zdrowia ignoruje rekomendacje WHO
Tymczasem w Polsce, jak wynika z różnych raportów, te prawa są notorycznie łamane. Prawa reprodukcyjne zakładają m.in. swobodny dostęp do środków antykoncepcyjnych, jednak w naszym kraju jest on znacznie ograniczony. Mówiąc jeszcze dosadniej, Polki mają najgorszy dostęp do antykoncepcji w całej Europie.
Tak wynika z danych zamieszczonych w raporcie “Contraception Atlas” za rok 2020 przygotowanym na zlecenie Europejskiego Forum Parlamentarnego ds. Populacji i Rozwoju. W naszym kraju dostęp do środków antykoncepcyjnych wynosi tylko 35,1 proc. Jest to najgorszy wynik spośród 46 badanych europejskich państw. W krajach zachodnich ten wskaźnik jest niemalże dwukrotnie wyższy – w Belgii wynosi 96,4 proc., we Francji – 90,1 proc., a w Niemczech – 75,1 proc.
Lepiej niż w Polsce jest nawet u naszych wschodnich sąsiadów. Na Ukrainie wskaźnik dostępności do antykoncepcji wynosi 59,8 proc., a na Białorusi - 44,4 proc. W lepszej sytuacji niż Polki znajdują się też Turczynki, których dostęp do środków zapobiegających ciąży oceniono na 55,7 proc.
Metodologia Atlasu opiera się na badaniu dostępności środków antykoncepcyjnych, poradnictwa i informacji. Nie badaliśmy skali rozpowszechnienia antykoncepcji. Wyniki pokazują, że kraje z lepszym dostępem do antykoncepcji są również krajami o najwyższych współczynnikach dzietności w Europie
- wyjaśnia Remigiusz Bak z Europejskiego Parlamentarnego Forum dla Praw Seksualnych i Reprodukcyjnych cytowany przez Federę, czyli Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Wśród barier w dostępie do antykoncepcji w Polsce można wymienić kulejący system refundacji nowoczesnych środków zapobiegania ciąży, obowiązkowe recepty nawet na antykoncepcję awaryjną (tzw. pigułka „dzień po”), brak edukacji szkolnej na ten temat czy wymóg zgody rodzica na wizytę lekarską nastolatka/ki, nawet jeśli ukończyli już 15. rok życia i mogą zgodnie z polskim prawem legalnie uprawiać seks. Za te bariery odpowiada rząd, który mimo interpelacji nie interesuje się tym tematem i nie dba o tę sferę naszego zdrowia. Należy pamiętać, że brak dostępu do antykoncepcji uderza mocniej w osoby mniej zamożne
- komentuje Kamila Ferenc, prawniczka Federy.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Na stronie organizacji czytamy również, że posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus oraz posłanka Katarzyna Kotula zapowiedziały podjęcie kroków legislacyjnych w celu usunięcia barier w dostępie do antykoncepcji. Klub Lewicy we współpracy z Federacją na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny złoży projekt ustawy o zniesieniu recepty na ellaOne (tzw. pigułkę “dzień po”) oraz o efektywnym dostępie do ginekologa/androloga/urologa/dermatologa dla nastolatków między 15. a 18. rokiem życia. Posłanki zaangażują się też w projekt stworzenia ogólnopolskiego, finansowanego z budżetu, portalu z informacjami o metodach antykoncepcji.
Raport "Contraception Atlas" za rok 2020 zobaczycie tutaj.
Co sądzicie o wynikach tego raportu? Jak oceniacie pozycję Polski na tle innych krajów europejskich?
Zobacz również: Przez pandemię 2 mln kobiet zostało bez antykoncepcji. Efekt? 900 tys. niechcianych ciąż