Pandemia koronawirusa radykalnie zmieniła nasze życie, i to właściwie na wszystkich jego polach. Wirus COVID-19 ma olbrzymi wpływ na naszą pracę, relacje z bliskimi, plany podróżnicze, a także samopoczucie i zdrowie psychiczne. Teraz okazuje się, że do tej listy należy dopisać również zdrowie intymne, a konkretnie cykl menstruacyjny.
Zobacz również: Przymusowa kwarantanna zbliża nas do siebie. Czy za 9 miesięcy czeka nas baby boom?
Koronawirus może mieć istotny wpływ na cykl menstruacyjny i sam okres. Nie chodzi co prawda o przypadek zakażenia wirusem, ale o stres, jaki wprowadza on w nasze życie. A to właśnie zwielokrotniony i długotrwały stres oraz uczucie niepokoju mogą sporo namieszać w kwestii cyklu menstruacyjnego. W jaki sposób?
Jeżeli twój okres się spóźnia albo w ogóle nie wystąpił, niekoniecznie musisz od razu biec do apteki po test ciążowy. To jeden z najczęstszych skutków odczuwania silnego stresu i niepokoju. Dzieje się tak dlatego, że stres ma wielki wpływ na gospodarkę hormonalną. Jednym z tzw. hormonów stresu jest kortyzol, który może zahamować produkcję hormonów płciowych i zakłócić cykl menstruacyjny.
Fot. iStock
Długotrwały stres potrafi też skutecznie zaburzyć długość cyklu miesiączkowego - wydłużyć go, albo skrócić. Potwierdza to szereg badań. W jednym z nich brały udział pielęgniarki. Okazało się, że występuje zależność między stresem a brakiem jajeczkowania. Dodatkowo stres może przyczynić się do wydłużenia cyklu miesiączkowania.
Kolejnym efektem długotrwałej ekspozycji na stres może być zwiększony ból menstruacyjny oraz bardziej dokuczliwe dolegliwości związane z PMS-em, czyli zespołem napięcia przedmiesiączkowego. Możesz czuć się o wiele bardziej rozbita niż dotychczas i odczuwać większe wahania nastroju. Jednak eksperci uspokajają - ten efekt pojawia się zazwyczaj dopiero po kilku miesiącach życia w ciągłym stresie. Istnieje więc nadzieja, że do tego czasu wszystko znów będzie dobrze.
Zobacz również: Okres wolny od pracy. Pierwsza polska firma wprowadza urlop menstruacyjny