Zespół napięcia przedmiesiączkowego to niezbyt przyjemna dolegliwość, która stała się tematem niewybrednych żartów. Kobieta na kilka dni przed menstruacją postrzegana jest jako ktoś nie do końca zrównoważony, komu lepiej nie wchodzić w drogę. Inaczej źle się to dla niego skończy.
Zobacz również: Awantura o wkładki higieniczne. „Nie mogę uwierzyć w to, co usłyszałam od koleżanki”
Szacuje się, że doświadcza tego nawet co trzecia kobieta, a za wszystko odpowiadać mają zmiany hormonalne zachodzące w organizmie. Brzmi bardzo poważnie, ale nawet w środowisku naukowym nie ma co do tego pełnej zgody. Niektórzy eksperci, w tym kobiety, podważają istnienie PMS.
Jedną z nich jest Jane Ussher, której teoria wywołała prawdziwą burzę.
Australijska psycholożka, specjalizująca się w tematyce zdrowia kobiet, mówi wprost: PMS to szkodliwy mit, którym usprawiedliwiamy własne słabości. Dałyśmy sobie wmówić, że możemy zachowywać się nieracjonalnie, bo z hormonami jeszcze nigdy nikt nie wygrał - przekonuje na łamach podcastu „Clue Hormonal”.
Zjawisko to jest uzależnione kulturowo. Kobiety w Europie, Stanach Zjednoczonych czy Australii dały sobie wmówić, że powinny czuć się rozdrażnione, bo tak działa cykl menstruacyjny. W innych częściach świata nie jest to wcale takie oczywiste
- twierdzi.
Zobacz również: Miesiączka to nie tylko krwawienie. 9 dziwnych rzeczy, które dzieją się z ciałem
Krótko mówiąc - zespół napięcia przedmiesiączkowego ma być wymysłem Zachodu.
Według niej rozdrażnienie odczuwamy tak naprawdę bez względu na okoliczności. Różnica polega na tym, że kiedy zbliża się miesiączka - uznajemy to za jej objaw. Najlepszym przykładem ma być historia opowiedziana przez jedną z pacjentek.
Stoję przy kuchennym zlewie, zmywam naczynia, na kuchence gotuje się obiad, a moje dzieci awanturują się ze sobą. Próbowałam zagonić je do odrabiania lekcji, a w tym czasie mój mąż odpoczywał w ogrodzie popijając piwo. Wściekłam się na niego i zaczęłam krzyczeć. Później zrozumiałam, że to typowy objaw PMS
- wspomina.
Ekspertka uznaje to za próbę usprawiedliwiania złości, która miała zupełnie inne podłoże. W tym przypadku chodziło raczej o relacje z partnerem, a nie zmiany hormonalne. Sfrustrowana matka i żona czasami musi wybuchnąć i miesiączka nie ma nic do tego.
Kobiety pozostające w zdrowych relacjach rzadziej skarżą się na tego typu dolegliwości, co ma być dowodem na to, że PMS to w większości przypadków tylko wymówka.
Myślicie, że jest w tym trochę prawdy?
Zobacz również: 7 absurdalnych mitów na temat okresu. Niektóre kobiety nadal w to wierzą