Bez względu na to, czy wybieramy się do ginekologa po raz pierwszy, czy też idziemy do niego na kolejną z rzędu wizytę, zawsze jest to dla nas stresujące przeżycie. W końcu rozbieranie się przed zupełnie obcą osobą i rozmowa na tematy intymne nie należy do rzeczy najprzyjemniejszych. Jeśli jednak lekarz jest dyskretny i taktowny, badanie nie pozostawia po sobie niemiłych wspomnień. Gorzej, kiedy ginekolog mówi słowa, o których trudno zapomnieć…
Udało mi się porozmawiać z czterema dziewczynami, które w gabinecie lekarskim zostały potraktowane wyjątkowo nietaktownie. Na potrzeby tego artykułu zgodziły się opowiedzieć o tym, co usłyszały podczas wizyty u ginekologa. Te zdania są tak obraźliwe, że nigdy nie powinny były paść z ust lekarza…
- Nie znoszę chodzić do ginekologa. Chciałabym robić to najrzadziej, jak tylko się da, ale wiadomo, że nie należy zaniedbywać okresowych badań, itp. Raz na pół roku chodzę więc kontrolnie do lekarza, ale zawsze wiąże się to dla mnie z nieprzyjemnym stresem. Wszystko przez doktora, do którego trafiłam dwa lata temu – zaczyna swoją opowieść 21-letnia Asia z Warszawy.
- Pamiętam tę wizytę dokładnie. Były wakacje, sierpień dokładnie, a ja rozpoczęłam wtedy współżycie z Jarkiem, moim ówczesnym chłopakiem. Poszłam do lekarza po pigułki antykoncepcyjne. Bałam się zwyczajnie, że prezerwatywy mogą nie wystarczyć i zajdę w ciążę – opowiada Joanna.
W czasie badania zaczęła biadolić, że lada moment będę za stara na dziecko i że natychmiast powinnam zabrać się za szukanie męża i zakładanie rodziny. Nie wytrzymałam tych nacisków i wypaliłam jej w końcu, że nie każda kobieta marzy o rodzeniu dzieci i zmienianiu pieluch. Dodałam też, że jak chce namówić jakąś pacjentkę na ciążę i na prowadzeniu tej ciąży dodatkowo zarobić, to trafiła pod zły adres, bo ja jeszcze długo nie zamierzam być matką. To była oczywiście moja ostatnia wizyta w tym gabinecie – mówi z zażenowaniem Maja.
- Uważam, że nie każdy nadaje się do tego, żeby być ginekologiem. A już zwłaszcza nie powinien nim być pan doktor M., do którego trafiłam dwa miesiące temu – twierdzi ostro 23-letnia Karolina.
- Na pierwszy rzut oka lekarz wydał mi się w porządku. Facet po 40-tce, uśmiechnięty, opanowany. Kiedy powiedziałam mu, w jakim celu do niego przyszłam, stwierdził, że chętnie przepisze mi tabletki, ale najpierw musi mnie zbadać. Poprosił, żebym się rozebrała, po czym… nie spuszczał ze mnie oczu. Czułam się nieswojo, kiedy ściągałam z siebie dżinsy, ale tłumaczyłam sobie, że to przecież ginekolog i taki widok to dla niego nie pierwszyzna. Kiedy stałam tak przed nim w samych majtkach, on nagle się roześmiał i zadrwił: `Dziewczyno, po co ci pigułki antykoncepcyjne? Twoja bielizna to najlepsza antykoncepcja! Twojemu chłopakowi od razu się odechce wszystkiego na widok takich zabudowanych majtek!`.
- Przyznam szczerze, że zdębiałam – wspomina z odrazą Asia. – Roześmiałam się razem z nim, bo byłam wtedy gówniarą i wstydziłam się zwrócić mu uwagę za taki tekst. Dzisiaj dostałby ode mnie w twarz – kończy Joanna.
- Rok temu przeprowadziłam się do Warszawy z małego miasta. Siłą rzeczy musiałam więc też zmienić swojego dotychczasowego ginekologa. Zanim jednak znalazłam cudowną panią doktor, do której chodzę obecnie, trafiłam na wyjątkowo walniętą lekarkę – opowiada 27-letnia Maja.
- Ta kobieta miała jakąś obsesję na punkcie dzieci i macierzyństwa. Jak tylko weszłam pierwszy raz do jej gabinetu, natychmiast zapytała mnie o nazwisko i mój wiek. Kiedy dowiedziała się, że mam 26 lat, zaczęła dopytywać o mój stan cywilny. Mówię jej więc, że jestem panną, nie mam męża, ani dzieci. Ona nie potrafiła tego pojąć. Zaczęła robić mi wyrzuty: `Jak to? 26 lat i nie ma pani narzeczonego?`. `Nie mam nawet chłopaka` - odpowiedziałam nieco już zmęczona całą rozmową. Ona zaczęła wzdychać: `Niedobrze, niedobrze…`.
- Co najlepsze, poleciła mi go koleżanka ze studiów. Zachwycała się tym, że jest wesoły i wyluzowany. Powiedziała mi też, że jest świetnym specjalistą w swoim fachu. Po takiej rekomendacji postanowiłam zaryzykować i zapisać się do niego na cytologię.
- Na początku rzeczywiście w jego gabinecie było bardzo miło. Pożartował ze mną chwilkę, rozluźnił atmosferę, a potem zabrał się za badanie. Usiadłam na fotelu, on pochylił się nad moim kroczem… i nagle bardzo głośno parsknął: `Ale pani się nierówno ogoliła! Co za fantazyjny wzór! Istne fale Dunaju!`. Myślał, że jest zabawny, dopóki nie spojrzał na moją twarz. Byłam czerwona ze złości. W milczeniu dokończył badanie i więcej słowem nie wspomniał nic na temat mojej fryzury intymnej. Chyba zrozumiał, że to był z jego strony nietakt – podsumowuje Karolina.
- Mam problemy z upławami i infekcjami, odkąd pamiętam. Zrezygnowałam nawet ze stosowania tamponów, żeby zmniejszyć ryzyko zachorowania na te dolegliwości, ale niewiele to dało. Mimo to ginekolog jest osobą, która powinna mi w takiej sytuacji pomóc, a nie się ze mnie nabijać – opowiada 24-letnia Martyna.
- Z innego założenia wychodziła chyba pani doktor, u której byłam w zeszłym roku. Przed rozebraniem się i zdjęciem bielizny dość długo rozmawiałyśmy o moich przypadłościach, sytuacjach, które sprzyjają infekcjom, skutkach ubocznych leków i o wielu, wielu innych kwestiach. Rozmowa była rzeczowa i bardzo pouczająca dla mnie. Nie sądziłam, że po kilku minutach lekarka mnie boleśnie upokorzy – wspomina 24-latka.
- Zdjęłam majtki i usiadłam na fotelu. Ona usiadła przede mną, a kiedy zakładała gumowe rękawiczki, powiedziała nagle: `No widzi pani, jaką ja mam pracę niełatwą? Muszę wdychać takie przykre zapachy z pochwy. No nic, może lekami jakoś temu fetorowi zaradzimy`.
- Dosłownie mnie zamurowało. OK., nie pachniałam w miejscach intymnych najprzyjemniej, ale przecież miałam infekcję!!! A lekarka była od tego, żeby mi pomóc i mnie wyleczyć, a nie poniżać. To była strasznie upokarzająca wizyta… - dodaje Martyna.
Co o tym sądzicie, dziewczyny? Wam również zdarzyło się usłyszeć od ginekologa coś obraźliwego?