Kilka dni temu do szpitala w Lublinie, z raną ciętą brzucha trafił 31-letni Jacek Kalaniec. Lekarze o zdarzeniu powiadomili policję, która po zabiegu przesłuchała pacjenta. Mieszkaniec Lublina gubił się w zeznaniach, opowiadał, że został napadnięty przez 3 wyrostków. Policjanci nie dali wiary w jego wersję zdarzeń. Na komisariat wezwano żonę poszkodowanego, Agnieszkę (26). Kobieta opowiedziała śledczym całą tragiczną historię, której ona była sprawczynią.
Wszystko zaczęło się od męskiej imprezy, jaką urządził sobie z kolegą jej mąż. Panowie umilali sobie czas wódką i opowieściami. Żonie Jacka coraz mniej podobała się ta zabawa. Kiedy poprosiła męża o koniec biesiady, dostała od niego cios w twarz. Jacek wrócił do kolegi i dopiero po chwili zauważył, że w szamotaninie dostał cios nożem w brzuch. Agnieszka wezwała pogotowie, które zabrało Jacka do szpitala.
Żona trafiła do policyjnego aresztu. Mąż nie ma do niej żalu i zrozumiał swoje złe postępowanie. Boi się, że przez incydent jego małżeństwo się rozpadnie. W rozmowie z „Faktem" Kalaniec błaga:
„To był wypadek. Sam nadziałem się na nóż. Nie chcę żadnego sądu. Proszę, wypuśćcie moją żonę z aresztu. Chcę, żeby jak najszybciej wróciła do domu. Do dzieci i do mnie. Wybaczam jej wszystko".