W Chinach od 1979 roku obowiązuje polityka jednego dziecka, która według władz gwarantuje normalny rozwój temu krajowi, zamieszkanemu przez półtora miliarda ludzi. W myśl zasady, mieszkańcy miast mogą sobie pozwolić tylko na jedno dziecko, a ludzie ze wsi na dwójkę, jeśli pierwsze jest dziewczynką.
Sytuacja Arzigul jest jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ wywodzi się z muzułmańskiej mniejszości Ujgurów, dodatkowo jest zameldowana na wsi, a jej mąż w mieście. Co gorsza, będzie to już ich trzecie dziecko. Ujgurzy ze wsi mogą mieć trójkę dzieci, a z miasta tylko dwójkę. Kobieta początkowo uciekała przed urzędnikami, chroniąc się w górach. Wróciła jednak, gdy zagrożono jej mężowi odebraniem domu i ziemi.
Arzigul od 11 listopada znajduje się na oddziale porodowym w Gulja - prowincja Xinjiang. Zabieg miał się odbyć w zeszły czwartek, „egzekucję" odroczono z powodu zainteresowania opinii publicznej. W sprawie kobiety zapytanie do chińskiego ambasadora w USA wysłał republikański kongresmen, Chris Smith.
Bezduszność urzędników nie jest ich własnym widzimisię, urzędy narzucają im liczbę narodzin, od których uzależnione są ich pensje, premie i awanse. Sytuacja w miastach jest bardziej unormowana, jednak im dalej na prowincji, tym gorzej.