W XXI wieku mało kto używa termoloków, ich miejsce dawno zajęły lokówki. Jednak stara szkoła pozostaje wierna tradycji. Dla pani Krystyny to przyzwyczajenie w codziennym dbaniu o wygląd mogło się skończyć tragicznie.
55-letnia gdynianka szykowała się na wizytę o 2 lata od siebie starszego Romana. Chciała, aby wszystko było perfekcyjne. Kolacja była już prawie gotowa. Krystyna włączyła na gazie garnek z termolokami - wiedziała, że jej przyjaciel uwielbia podkręcone włosy. Historię walki na śmierć i życie z termolokami opowiedziała „Faktowi”:
„Jak zawsze do garnka nalałam wody, włożyłam do niego wałki wypełnione wodą i postawiłam na gazie. Potem poszłam nakryć do stołu. Nagle poczułam swąd spalenizny, a z kuchni dochodziły dziwne dźwięki".
Gdy po powrocie do kuchni nachyliła się nad garnkiem, wałki zaczęły wystrzeliwać w nią niczym armatnie kule.
„Wszystko z tego garnka na mnie wyleciało z ogromną siłą, a garnek zaczął płonąć. Wrzątek i stopione wałki poparzyły mi czoło i prawą rękę”.
Na szczęście, w drzwiach pojawił się wybawca, pomógł ugasić płonący garnek i zaczął pocieszać swoją przyjaciółkę. Pani Krystyna z rozmarzeniem wspomina tę chwilę:
„Pocieszał mnie i mówił czule: „Dla mnie jesteś piękna nawet bez loków”, te słowa w jego ustach brzmiały jak najlepsze lekarstwo”.
Krystyna deklaruje, że już nigdy nie użyje termoloków, zastąpiła je współczesną lokówką.