Od wielu tygodni nasze życie zupełnie nie przypomina tego sprzed pandemii. Zagrożenie związane z wirusem SARS-CoV-2 i towarzyszące mu środki ostrożności to dla wszystkich nowa rzeczywistość. Zamknięte szkoły, ograniczenia w poruszeniu się, kryzys gospodarczy, obowiązkowe maseczki ochronne - lista zmian i restrykcji jest naprawdę długa.
Zobacz również: „Pandemiczna grzywka”. Dziewczyny znudzone kwarantanną masowo sięgają po nożyczki
Sytuacja wygląda naprawdę poważnie, ale to nie oznacza, że zapominamy o kwestiach bardzo przyziemnych. Dla wielu osób sporym utrudnieniem jest m.in. brak dostępu do działalności usługowej, w tym konkretnie - salonów piękności i fryzjerów. Efekty są widoczne gołym okiem, bo dziś trudno o siebie zadbać.
Chyba wszyscy zadajemy sobie pytanie, ile to jeszcze potrwa. Nie mamy dobrych wieści.
Od kilku dni pojawiają się informacje mówiące o tym, że mniej więcej w połowie maja rząd zdecyduje się znieść kolejne ograniczenia. Chodzi m.in. o otwarcie sklepów w galeriach handlowych czy umożliwienie działalności usługowej. Trudno jednak sądzić, by ostateczne decyzje już zapadły, bo sytuacja wciąż jest dynamiczna. Wszystko zależy od liczby chorych i tendencji.
Informacje, do których dotarł portal „Daily Star” potwierdzają, że lepiej zachować spokój i na nic się nie nastawiać. Powrót do normalności może potrwać nie kilka tygodni, ale miesięcy. Choć te konkretne obawy dotyczą rynku brytyjskiego, to jednak sporo nas łączy. Wirus nie zniknie z dnia na dzień.
Kiedy znowu pójdziemy do fryzjera?
Zobacz również: W czasie kwarantanny przestały myć głowę. Zobacz, jak wyglądają ich włosy
Przecieki z brytyjskiego rządu mówią o przedłużeniu obowiązujących obostrzeń nawet do października 2020. Oznacza to, że klienci salonów piękności, manikiuru i fryzjerskich będą mogli skorzystać z tego typu usług najwcześniej za pół roku. Wcześniejsze otwarcie tego rynku mogłoby skutkować drugą falą epidemii.
Naukowcy pracujący na zlecenie władz nie zaproponowali żadnego bezpiecznego rozwiązania, które umożliwiłoby tego typu działalność. Osoby pracujące w branży związanej z urodą mają bliski i bezpośredni kontakt z klientami, co sprzyja rozprzestrzenianiu się choroby.
- czytamy na dailystar.co.uk.
Bardzo prawdopodobne, że polskie władze dojdą do podobnych wniosków i przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.
Zobacz również: Tak wyglądają paznokcie po kilku tygodniach bez manikiuru. Kwarantanna im nie służy