Tajemniczy orientalny termin gua sha coraz częściej dobiega do naszych uszu. Cóż to takiego? Otóż gua sha nazywa się niewielkich rozmiarów płaską kamienną płytkę posiadającą charakterystyczny owalny, lekko sercowaty kształt bądź masaż wykonywany za jej pomocą.
Owa przyjemnie gładkie akcesorium wykonane z kamienia o delikatnie chłodzących właściwościach, nie dość że atrakcyjnie wygląda i może stać się ozdobą toaletki, to jeszcze zbawiennie działa na wygląd skóry. Ponadto ten popularny kosmetyczny gadżet włączony do codziennej pielęgnacji ma działanie relaksacyjne.
Zobacz także: Wazelina w służbie pięknu. Czym jest hitowy slugging?
Mówi się, że gua sha jest następcą kultowego już jadeitowego rollera do twarzy, którego używanie swego czasu spopularyzowały Koreanki. Gua sha to akcesorium chińskie, którego - co ciekawe - używa się już od czasów starożytnych. Gua w języku chińskim oznacza pocieranie, sha natomiast czerwoną wysypkę. Pojawia się ona na skórze tuż po sesji gua sha, ale nie należy się nią przejmować, jako że na szczęście szybko znika.
Co zyskujemy dzięki używaniu tego orientalnego masażera? Automasaż wykonywany płytką sprawia, że skóra zaczyna stawać się niebywale ujędrniona. Dzięki niemu spłycają się zmarszczki, twarz zostaje świetlnie dotleniona, a co więcej szybciej zaczynają ulatniać się z niej wszelkie toksyny. Technika pocierania twarzy i szyi gua sha powoduje też, że szybciej tworzą się nowe komórki, a więc jest to proces mający charakter odmładzający.
Ważne jest, aby przed użyciem płytki skóra była dokładnie oczyszczona, ale i nawilżona. Kremujemy ją tuż przed samym masażem, dzięki czemu gua sha osiągnie pożądany poślizg, a masaż stanie się przyjemnym odczuciem.
Warto zaczynać masowanie od szyi, powoli przesuwać się do linii żuchwy, a potem zająć się twarzą. Zgodnie z chińską medycyną najlepiej najpierw rozmasować policzki, potem okolice oczu, następnie czoło i rejon przy nasadzie włosów.
Zobacz także: Warto ich używać. Czego możesz się spodziewać po wegańskich kosmetykach?