Dzisiaj mało która z nas zastanawia się nad tym czy piękno musi kosztować, ale raczej z jakim wydatkiem musi się wiązać. Media i reklamy utwierdzają nas w przekonaniu, że bez drogich kosmetyków trudno się obejść. Im więcej na siebie wydajesz, tym bardziej o siebie dbasz. To bardzo złudne przekonanie, co udowodnił ten prosty eksperyment. Możesz się o tym przekonać na własnej skórze. Wystarczy najzwyklejszy krem za kilka złotych i jego ekskluzywny odpowiednik.
Fakt, najpierw trzeba zainwestować w bardzo drogi specyfik, ale w gruncie rzeczy to bardzo rozsądny krok. Jeśli efekt będzie podobny, to w przyszłości już nigdy więcej nie przepłacisz. Czasami najprostsze i najtańsze rozwiązania okazują się najbardziej skuteczne. Sprawdziła to na swojej twarzy dziennikarka „Daily Mail”, którą zainspirowały do tego gwiazdy przyznające się do stosowania wyłącznie tanich kosmetyków. Efekt przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
fot. dailymail.co.uk
Potwierdziły to badania dermatologiczne. Skóra po lewej stronie (Nivea) była bardziej nawilżona, zmniejszyło się zaczerwienienie, a zmarszczki wokół oczu wyraźnie się zmniejszyły. Drogi krem także poprawił kondycję cery, ale zmiany nie były już tak spektakularne. Chyba więc nie warto przepłacać?
O jakich gwiazdach mowa? Piękna Kate Winslet (37 lat) oraz wiecznie młoda Joan Collins (80 l.) przyznały publicznie, że do pielęgnacji twarzy używają przede wszystkim kremu Nivea. Kosmetyk ten obecny jest na rynku od ponad 100 lat i świetnie się sprzedaje, więc może rzeczywiście coś w tym jest? Dziennikarka kupiła wspomniany krem za równowartość 5 zł oraz znacznie bardziej zaawansowany specyfik za ponad 500 zł. Czym się różnią? Działanie Nivea opiera się przede wszystkim na glicerynie. Droższy krem został stworzony przez naukowca, który uległ wypadkowi w laboratorium. Doszło do eksplozji, substancja chemiczna dotarła do jego twarzy i pozostawiła blizny. W składzie znalazły się m.in. wodorosty, witaminy i minerały.
Na zdrowy rozum, produkt kosztujący 100 razy więcej, powinien zadziałać zdecydowanie lepiej. A przynajmniej tak samo dobrze, jak tani krem. Powinien, ale wcale nie jest to reguła. W przypadku dziennikarki o wiele lepsze efekty przyniosło tańsze rozwiązanie. Nie był to zwykły eksperyment „na oko”. Działanie specyfików zostało dokładnie zbadane...
Przed rozpoczęciem testu, dziennikarka udała się do wykwalifikowanego dermatologa, który zbadał stan skóry na twarzy. Określił m.in. poziom nawilżenia, głębokość zmarszczek, występowanie przebarwień i wszelkich innych niedoskonałości. Po takim badaniu eksperyment mógł się rozpocząć. Claire Cisotti przez 30 dni miała stosować obydwa kosmetyki równocześnie. Żeby efekt był bardziej widoczny, jeden krem stosowała na prawą część twarzy, drugi na lewą.
Swoje spostrzeżenia opisywała na bieżąco. W pierwszym tygodniu autorka opisała stan swojej skóry. Jest wrażliwa, pojawiają się zaczerwienienia, czasami się łuszczy i swędzi. Przez pierwsze dni nie widziała żadnej różnicy. Pod koniec tygodnia zauważyła, że po prawej stronie (droższy krem) skóra prezentowała się nieco lepiej i nie była już tak wrażliwa. W drugim tygodniu pojawiły się krosty. Najpierw z prawej, ale później także z lewej strony. Na szczęście szybko zniknęły. Nadal brak zdecydowanych różnic. Trzeci tydzień przyniósł spore zaskoczenie. Zmarszczki po stronie Nivea wydawały się mniejsze, a skóra była bardziej napięta. Kiedy poprosiła znajomych o porównanie – wszyscy wskazywali, że połowa twarzy smarowana systematycznie Nivea wygląda lepiej. Po czwartym tygodniu wszystko wskazywało na to, że krem za 5 zł wygrał z tym za 500.