Kobiety z całego świat oszalały na punkcie wypełniaczy. Zwłaszcza tych aplikowanych bezpośrednio w usta. Choć eksperci od dłuższego czasu wieszczą, że moda na przerośnięte wargi powoli mija - chętnych wciąż nie brakuje. „Glonojady” otaczają nas ze wszystkich stron i są przekonane, że zwiększają tym swoją atrakcyjność. Popyt rodzi podaż, dlatego zabiegi tego typu wykonywane są masowo i nie zawsze przez wykwalifikowany personel.
Przekonała się o tym Sara, która na powiększanie ust dała się namówić zwykłej kosmetyczce. Tej samej, która wcześniej dbała o wygląd jej cery albo przedłużała rzęsy. To był jej błąd. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że tego typu procedury powinien wykonywać zawsze lekarz medycyny estetycznej, a nie pani po 2-dniowym kursie malowania paznokci i wizażu. Efekty tego błędu są przerażające, bo nasza bohaterka jeszcze długo nie wróci do dawnego stanu.
W rozmowie z nami zdradza, dlaczego nie zachowała czujności i jak się dziś czuje, kiedy spogląda w lustro…
Zobacz również: 22-latce grozi AMPUTACJA UST i ich rekonstrukcja. Wypełniacz w wargi wstrzyknęła jej... fryzjerka!
fot. Unsplash
Papilot.pl: Od dawna myślałaś o powiększeniu ust?
Sara: Od kilku lat chodziło mi to po głowie, ale myślałam, że mnie na to nie stać. Kiedyś trafiłam na artykuł z cennikiem tego typu zabiegów i nie jest to tania przyjemność. Poza tym, twarze niektórych celebrytek mnie do tego zniechęcały. Kobiety nie znają umiaru i zamiast powiększyć usta - modelują je sobie od nowa. Wtedy wargi wyglądają jak dwie parówki.
Twierdzisz, że porzuciłaś ten pomysł, ale wreszcie się jednak zdecydowałaś. Dlaczego?
Zachęciła mnie do tego kosmetyczka, którą odwiedzałam regularnie. Korzystałam z zabiegów na twarz - oczyszczanie, nawilżanie, kiedyś laser. W tym samym salonie robiłam sobie czasem makijaż i manicure. Fajne dziewczyny, które znały się na swojej robocie i zawsze byłam zadowolona z ich pracy. Niedawno padła propozycja, żeby zrobić coś z ustami.
Nie zdziwiło cię to? Nałożenie maseczki i wszczepienie substancji pod skórę to dwie zupełnie różne procedury.
Trochę zdziwiło, ale oferta padła oficjalnie. Oczywiście z zapewnieniem, że mają wiele zadowolonych klientek. One robią to po kosztach, dlatego cena taka atrakcyjna. W jakiś sposób zaufałam, bo to przecież legalny biznes działający w centrum miasta. Nie podejrzewałam, że ktoś chce mnie skrzywdzić.
Ile kosztował zabieg?
150 zł za jedną wargę. Razem 300. O wiele mniej, niż w klinice medycyny estetycznej.
Zobacz również: SILIKONOWE POTWORY - twarze zdeformowane przez operacje (Usta za chwilę eksplodują!)
fot. Unsplash
Nie wydało ci się to podejrzane? Pani, która cię maluje i robi paznokcie nagle okazuje się specjalistką od zabiegów bardziej inwazyjnych.
Nie do końca znałam się na temacie. Wydawało mi się, że do tego też wystarczy jakiś kurs. Poza tym, kiedyś rozmawiałyśmy i ona twierdziła, że studiowała jakiś pokrewny kierunek. Na mnie zrobiła wrażenie profesjonalistki. Upewniłam się tylko, że oferowana substancja nie jest jakąś chińską podróbką. Otrzymałam zapewnienie, że to taki sam wypełniacz, jak wszędzie.
Na jaki efekt liczyłaś?
Delikatne podniesienie kącików i powiększenie. Odrobinę dolnej wargi i nieco więcej w górnej, bo tę mam naturalnie mniejszą. Nie chciałam mieć pontonów zamiast ust, ale wyraźniejszy uśmiech. Pani przyniosła napełnioną strzykawkę, fabrycznie zapakowaną, zdezynfekowała skórę i zrobiła swoje. W ogóle nie bolało. W trakcie zabiegu nie miałam żadnych wątpliwości.
A jaki był ostateczny efekt?
W salonie wszystko było w porządku. Zauważyłam zmianę wielkości i konturu ust. Substancja miała jeszcze wchłonąć wodę z organizmu i wargi miały być jeszcze pełniejsze. Dopiero wieczorem w domu zaczęłam odczuwać mrowienie, ale myślałam, że tak ma być. Rano obudziłam się z nabrzmiałymi i sklejonymi wargami. Coś z nich wyciekło. Prawdopodobnie surowica albo ropa.
Co zrobiłaś?
Wróciłam do kosmetyczki, żeby zapytać, co dalej. Ona stwierdziła, że zabieg został wykonany prawidłowo, ale „taka moja uroda”. Delikatna reakcja alergiczna. Za chwilę wszystko wróci do normy.
Zobacz również: Jakie to uczucie mieć powiększone usta?
fot. Unsplash
Nie wróciło.
Kolejnego dnia usta dalej były pokryte jakąś dziwną mazią i wtedy odważyłam się pójść na pogotowie. Długo czekałam, bo zdaniem dyżurnego lekarza to drobnostka, a nie stan zagrażający życiu. Po kilku godzinach obejrzał mnie dermatolog, a potem chirurg. Ten drugi ścisnął wargę i znowu coś z niej wypłynęło. Tym razem o wiele bardziej gęstego. Byłam konsultowana wiele razy, ale niewiele udało się zrobić.
Co się stało z ustami?
Nie do końca wiadomo, co ona mi wstrzyknęła. Na pewno zrobiła to źle. Wypełniacz wywołał reakcję alergiczną i zamiast rozejść się pod skórą - zaczął się zbrylać. Teraz mam wielkie wargi wypełnione sporymi grudkami. Widoczne są też otwory po igle. Nie będę przebierała w słowach i powiem, że kosmetyczka spartaczyła robotę. W ogóle nie powinna wykonywać takiego zabiegu.
Zgłosiłaś to gdzieś?
Rodzina namówiła mnie, żeby złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Prokuratura bada sprawę. Salon dalej działa, ale mojej pani już tam nie ma. Wiem, bo koleżanka poszła to sprawdzić. Czekam na rozwój wydarzeń. Chcę wywalczyć odszkodowanie, bo naprawienie jej błędów będzie sporo kosztowało. Najprawdopodobniej czeka mnie chirurgiczne usunięcie wypełniacza. Pewnie zostaną blizny.
Masz sobie coś do zarzucenia?
Za bardzo zaufałam i nie zbadałam dokładnie tematu, zanim zgodziłam się na jej ofertę. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak przestrzec wszystkich. Mnie już niewiele pomoże, ale może ktoś inny uniknie podobnych problemów.