Okazuje się, że dosłownie wszystko może być źródłem kompleksów. Wbrew pozorom, na swoje ciało narzekają nie tylko pulchne kobiety. Niedowaga i koścista sylwetka też spędzają sen z powiek. Osoby naturalnie chude mają dosyć podejrzeń o anoreksję i ciągłego dopytywania, czy cokolwiek jedzą. Bo szczupłość jest nie tylko podziwiana, ale coraz częściej potępiana.
Doskonale wiedzą o tym nasze rozmówczynie. Są wątłe, wychudzone i jakkolwiek by się nie odżywiały, nie są w stanie przybrać na wadze. Ich wygląd jest tematem żartów, a nawet powodem do zmartwień. Wszystkie bez wyjątku przyznają, że większym kobietom żyje się łatwiej. Przynajmniej nie muszą się ciągle tłumaczyć.
Istnieje społeczne przyzwolenie na komentowanie wyglądu szczupłych. I nawet nie podejrzewasz, jak bardzo potrafi to boleć…
Zobacz również: Jak groźna jest niedowaga? Bardziej niż myślisz...
fot. Thinkstock
- Teoretycznie nie powinnam się niczego wstydzić. Praktycznie jest jednak na odwrót. Chociaż mam sylwetkę, o jakiej większość kobiet może tylko pomarzyć, nie wolno mi się tym szczycić. Natychmiast zostałabym określona mianem anorektyczki. To oczywiście nonsens i wie o tym każdy, kto mnie trochę zna. Pochłaniam ogromne ilości jedzenia, a szczególnie uwielbiam fast foody i słodycze. To się jednak nie przekłada na wygląd, bo moja waga stoi w miejscu. Mam 176 cm wzrostu i ważę 49 kilogramów. Co z tego, że to kwestia genów i ogólnie czuję się świetnie. Dla podejrzliwych to sygnał, że jestem chora i mam obsesję na punkcie wagi. Być może mam, ale nie w tym sensie. Ja naprawdę chciałabym przytyć - zwierza się Ola.
fot. Thinkstock
- Zawsze byłam nazywana chudzielcem i nic na to nie poradzę. Mój wygląd zawsze był dla wszystkich wdzięcznych tematów. Jak ktoś nie wie, o czym mówić, to zaraz pojawiają się teksty w stylu „ale ta Magda chuda”, „czy ty w ogóle coś jesz?”, „mam wrażenie, że jeszcze schudłaś”, „byłaś u lekarza?”, „przez skórę widać ci wszystkie kości”. Możecie sobie wyobrazić, co ja wtedy czuję. Jak jakiś dziwoląg, którego można zlustrować od stóp do głów. O puszystych jakoś się tak nie rozmawia. Oni mają taryfę ulgową. Jak ważysz niewiele, to nagle wszyscy dają sobie prawo do komentowania tego. Wiem jak wyglądam i mam na tym punkcie wystarczająco dużo kompleksów. Nie potrzebuję kolejnych ciosów. Czasami mam ochotę na odwet i podyskutować o cudzej nadwadze - dodaje zirytowana Magdalena.
Zobacz równiez: Chuda modelka ma dość: „Ludzie obrażają mnie za szczupłe ciało!”
fot. Thinkstock
- Od kiedy pamiętam, to ważę 63 kilogramy. Przynajmniej tak wszystkim wmawiam, żeby nie robić jeszcze większej sensacji. O moim ciele mówi się przy byle okazji. Słyszę komentarze od koleżanek, rodziny, nawet pań w sklepie. Najbardziej mnie boli określenie „chuchro”. Nikt nie mówi, że zgrabna, wysoka, ładna, ale jakieś chuchro. Brzmi jak nazwa choroby albo obelga. Tak naprawdę nie jestem w stanie dobić nawet do 50 kg. Czasami po zimie jest mnie trochę więcej, ale o 63 mogę tylko pomarzyć. Wymyśliłam to sobie, żeby ludzie się o mnie nie martwili. Nawet u lekarza zdarza mi się kłamać, jak nie widzę w gabinecie wagi. Wbrew pozorom wychudzone osoby wcale się tym nie szczycą. To raczej źródło kompleksów i ogromnej niepewności - wyznaje Karolina.
fot. Thinkstock
- Dziwne czasy nastały. Dziewczyny plus size chodzą z wysoko podniesionymi głowami i chwalą się nadwagą, a chudsi muszą się ukrywać. Czasami mam wrażenie, że jestem gorsza od nich. Jakaś wybrakowana. Bo „prawdziwe kobiety mają krągłości” i tak dalej. Ja nie mam, bo cierpię na niedobór tkanki tłuszczowej. Płaska z każdej strony, praktycznie szkielet zapakowany w cienką skórę. Jest to widoczne także na twarzy, bo policzki zapadnięte, ostre rysy, już nawet zmarszczki mi się robią. Wszyscy mają dla mnie jakieś dobre rady - musisz jeść i będzie dobrze. Lekarze są innego zdania, ale co to kogo obchodzi. Każdy uważa się za specjalistę. Gdybym mogła się zamienić, to chętnie wzięłabym sobie pulchne ciało. Przynajmniej ludzie by nie gadali - żali się Weronika.
fot. Thinkstock
- Kilka lat temu przeszłam na wegetarianizm i od tego czasu sporo schudłam. Waga utrzymuje się teraz na stałym poziomie i wyniki badań mam w normie, ale dla niektórych jest to dowód na to, że dieta bezmięsna jest szkodliwa. Dlatego nie przyznaję się, ile tak naprawdę ważę. Wiem, że różnicę widać gołym okiem, ale nie chcę robić jeszcze większej sensacji. Nie zmieniłam sposobu żywienia, żeby ważyć mniej. Chodziło wyłącznie o względy etyczne. Nawet nie jest mi na rękę, że waga spadła. Nie chcę być chodzącą antyreklamą wegetarianizmu. A tak niestety może być, bo ludzie nie akceptują żadnych skrajności. Krzywdzeni są nie tylko puszyści, ale ci „niedożywieni” też. Podobno chudzi są szczęśliwsi. No nie wiem, nie zauważyłam tego po sobie - twierdzi Ela.
Zobacz również: Co i jak jeść, by przytyć? Oto kilka rad jak przybrać na wadze