Większość z nas narzeka na swoje piersi. Moje one dla nas ogromne znaczenie, bo nie od dziś uważane są za jeden z głównych atrybutów kobiecości. Jeśli nie są odpowiednio duże, może to oznaczać... wcale nie jesteś kobietą. Przynajmniej nie do końca. Choć rozsądek podpowiada, żeby przesadnie się tym nie przejmować, mało co wzbudza w nas takie kompleksy, jak rozmiar biustonosza. Zwłaszcza wtedy, kiedy okazuje się zupełnie zbędny. Tak jak w przypadku Malwiny.
26-latka twierdzi, że jej klatka piersiowa to jedyna część jej ciała, która nie zmieniła się od czasów wczesnego dzieciństwa. Jest dokładnie tak samo rozwinięta, jak wtedy, kiedy przyszła na świat. Zupełnie płaska.
Nasza rozmówczyni, chociaż nigdy nie wyglądała inaczej, wciąż nie potrafi się do tego przyzwyczaić. Wątpliwości i przerażenie pojawiają się za każdym razem, kiedy spogląda na hojnie obdarzone koleżanki. Szczerze im zazdrości i jest wściekła, że natura poskąpiła jej nawet najmniejszej miseczki. Czasami odnosi wrażenie, że bardziej kobieco wyglądają niektórzy jej znajomi płci brzydszej... Jak być kobietą bez podstawowego kobiecego atrybutu?
Papilot.pl: Nie ma co udawać, że jest inaczej. Rozmawiamy o piersiach, więc opowiedz coś o nich.
Malwina: Wydaje mi się, że nie ma piersi, nie ma tematu. Nie potrafię określić ich wielkości, bo są poza jakąkolwiek skalą. Mam zupełnie płaską klatkę piersiową. To, że są tam piersi, można stwierdzić wyłącznie po sutkach. Zresztą, też płaskich. Nie potrzebuję biustonosza i nie mam nawet ich jak powiększyć. Najpierw musiałabym mieć co. Chyba, że włożyłabym tam sobie pomarańcze, to może wtedy ktoś by się zorientował.
Wiele kobiet przesadza i widzi swoje piersi jako znacznie mniejsze, niż są w rzeczywistości. Może na tym polega twój problem?
Bardzo bym chciała, ale podejrzewam, że lekarze nie patrzą na ten temat już tak emocjonalnie. A u mnie stwierdzono niedorozwój piersi, a nawet próbowano mnie z tego leczyć. Efektów niestety nie zauważyłam. Chyba, że gdzie indziej. Po kuracji hormonalnej piersi nie urosły, ale ja przytyłam. Gdyby przy okazji urósł biust, to przyjęłabym z zadowoleniem nawet te dodatkowe kilogramy. Niestety tak się nie stało.
Mówiąc o piersiach, stwierdzasz fakty, czy trochę jednak się użalasz?
Jestem kobietą i chciałabym wyglądać kobieco. Jeśli to jest użalanie się nad sobą, to mogę się do tego przyznać.
Jak wyglądało twoje dorastanie z tym kompleksem?
Nie wspominam dobrze dzieciństwa i wieku nastoletniego. Wiadomo, na co patrzą chłopcy i czym chwalą się dziewczyny. W klasie i szkole wszyscy patrzą na to, która z nas pierwsza dojrzeje i się zaokrągli. Kolejne koleżanki wyglądały coraz bardziej kobieco, a ja zostałam sama z figurą chłopaka. Można sobie wyobrazić, jak mnie wtedy traktowano. Określenie „deska” to najdelikatniejsza obelga. Koledzy zakładali się, kiedy urosną mi piersi i czy w ogóle kiedyś się to stanie.
Naprawdę było się czym przejmować? Młodzi ludzie zawsze znajdują sobie ofiarę. Nie potrzebują racjonalnych przesłanek.
Ale to nie było tak, że oni mi coś wmawiali, a ja widziałam coś innego. Stawałam przed lustrem i też mówiłam do siebie „ty paskudna desko”. Dorobiłam się poważnych problemów z kręgosłupem. Nie dlatego, że coś mi z przodu ciążyło. Wręcz przeciwnie – specjalnie chodziłam zgarbiona, żeby inni nie mogli dostrzec, że nic tam nie mam. Niewiele to dawało, bo czasami trzeba było się wyprostować. Zresztą, wszyscy i tak wiedzieli, że jestem chłopakiem o imieniu Malwina.
Szukałaś pomocy u nauczycieli albo rodziców?
Przecież to by nic nie zmieniło. Rozpłakałam się kiedyś przy mamie, ale sama stwierdziła, że trzeba przeczekać. Gdyby przyszła ze skargą do szkoły, to rówieśnicy w ogóle nie daliby mi żyć.
Skończyłaś szkołę, poszłaś na studia i chyba skończyły się ataki związane z twoim wyglądem?
Oczywiście ludzie w tym wieku są bardziej odpowiedzialni i wyrozumiali, ale to nie oznacza, że nagle problem zniknął. Nikt mi nie musi o tym mówić. Mam lustro, mam oczy i wiem co jest grane. Mam teraz 26 lat i mogłabym chodzić po plaży bez biustonosza. Nikt by się nie oburzył, bo przecież wyglądam jak pierwszy lepszy facet. A jak zakładam górę od bikini, to czuję się jak transwestyta, który udaje kobietę.
Chyba przesadzasz...
Chyba jednak nie. Były sytuacje, kiedy trzeba było się rozebrać i to naprawdę traumatyczne przeżycie. Zwłaszcza, kiedy liczysz na wyrozumiałość, a zamiast tego pojawia się pytanie „co się stało z twoimi piersiami?!”. Tak zareagował pewien chłopak, kiedy przyszło co do czego. Zdawał sobie sprawę, że za wiele tam nie ma, ale inaczej coś sobie wyobrażać, a inaczej zobaczyć.
Jesteś singielką?
Na pewno nie z przekonania, ale z przymusu. Nie mówię, że wszyscy są beznadziejni i z nikim nie byłam nigdy blisko, ale to zawsze kosztuje mnóstwo nerwów. Ale faktem jest, że nie udało mi się stworzyć stałego związku.
Chyba nie powiesz, że wszystko z powodu „braku piersi”?
Pewnie, że to nie jest jedyny powód, ale wszystko się z tym łączy. Być może, a nawet na pewno budowa ciała wpłynęła na moją pewność siebie. A raczej jej zupełny brak. Dziwnie się żyje ze świadomość, że nawet twój brat ma więcej tkanki w piersiach, niż ty. U niego piersi są zarysowane, widać ich męski kształt. U mnie nie ma nawet tego. Płaska, cienka skóra i maleńkie sutki. Chowam się przed ludźmi, a jak już się otworzę, to zazwyczaj przeżywam rozczarowanie. Oni na pewni też, bo kto chciałby się zadawać z taką dechą.
Może warto byłoby coś z tym zrobić, skoro tak cię to ogranicza?
Byłam u chirurga plastycznego. Wspominał coś nawet, że byłaby możliwość zabiegu refundowanego, bo to nie jest moja zachcianka, ale oczywisty defekt. Z tym, że nie dawał mi dużych nadziei. Niewiele można tam wsadzić. Najpierw trzeba rozciągnąć skórę ekspanderami, czy jak to się nazywa, a potem najwyżej minimalne implanty. Nie wyglądałabym jak chłopiec, ale dorastająca 13-latka.
Nie jesteś zdecydowana?
Chciałabym więcej, a wiem, że to niemożliwe. Czy warto ryzykować operacją i znosić ten ból dla niewielkich efektów? Zastanawiam się nad tym od kilku tygodni, ale nie wiem. Nie dość, że nadal byłoby tam niewiele, to jeszcze z bliznami.
Poza brakiem pewności siebie, czy niewielkie piersi wpływają na ciebie w jeszcze jakiś sposób?
Nie mogę się ubierać tak, jakbym chciała. Wszystkie damskie stroje są z założenia dla osób, które mają jakikolwiek dekolt. Ja ratuję się pstrokatymi koszulami, które nie przylegają do klatki piersiowej i odwracają uwagę od tego, co pod nimi. Nawet zwykły t-shirt odpada, bo wtedy już ewidentnie widać, że nic tam nie ma. Ostatnio byłam na weselu i czułam się strasznie. Co z tego, że sukienka ładna. Siedziałam w zapiętym bolerku przez całą noc.
Jak chcesz żyć dalej z tym kompleksem?
Nie wiem i to jest najgorsze. Gdybym chociaż miała na horyzoncie operację i nadzieję, że zacznę wyglądać inaczej, to byłoby inaczej. Ale to i tak niewiele zmieni. Jedyna rada to budować swoją pewność siebie na czymś innym, niż tylko wyglądzie. Na razie wydaje mi się to jednak tylko teorią. Nie wierzę, że tak się da. „Deski” przez całe życie walczą, żeby nie zwariować.