Kobiety bardzo rzadko myślą o swoim wyglądzie w ten sposób. Zdecydowanie częściej szukamy powodów, dlaczego lepiej drastycznie schudnąć. Udało nam się wmówić, że krągłości nie należy pielęgnować, ale radykalnie z nimi walczyć. Ona jest innego zdania. Erin Brown, blogerka girlsgonestrong.com, jednoznacznie stwierdza, że „lubi być duża” i szczerze wylicza dlaczego.
- Przez większą część życia miałam obsesję na punkcie swoich wymiarów. Brzydziłam się samej siebie, bo byłam przy kości albo za bardzo umięśniona. Uważałam, że z takim ciałem nie mogę poczuć się piękna. Wierzyłam, że kiedy schudnę, stanę się urocza. Po latach już tak nie myślę - twierdzi.
Dlaczego wreszcie pokochała swoje gabaryty i już nie marzy o byciu mniejszą?
Zobacz również: Normalna kobieta ma 20 proc. tkanki tłuszczowej. Ona - ZERO! (Wygląda zdrowo?)
źródło: Instagram (instagram.com/iamerinbrown)
Erin twierdzi, że odniosła moralne zwycięstwo. Od lat słyszała, że duża kobieta nie może być szczęśliwa i pewna siebie. Tylko te drobne podobają się płci przeciwnej. Z każdej strony atakują ją komunikaty - weź się za siebie, ty też możesz schudnąć, faceci lubią kruszynki. Ale ona już w to nie wierzy i w głębi duszy czuje się buntowniczką. Akceptuje siebie i nie ma zamiaru się zmieniać, bo inni tego od niej oczekują.
źródło: Instagram (instagram.com/iamerinbrown)
Amerykanka kiedyś uległa złudzeniu, że mniejszym żyje się lepiej i rzeczywiście schudła. Nie wspomina tego najlepiej. Jako przykład podaje… siedzenie na krześle. Przy mniejszej masie mięśniowej i tkanki tłuszczowej bardzo się męczyła. Podkładała sobie pod pupę i plecy poduszki, bo kości wbijały się w twarde podłoże. Dziś jest większa, a jej ciało składa się z naturalnych „poduszek” w postaci mięśni i tłuszczu.
źródło: Instagram (instagram.com/iamerinbrown)
Według Erin wychudzone kobiety nie są zbyt przyjemne w dotyku. Koścista sylwetka i brak krągłości odbiera im to, co najlepsze. Ona uwielbia swoje większe ciało. Twierdzi, że teraz jest miękkie, jędrne i konsystencją przypomina plusz. Szczególnie zadowolona jest ze swoich dużych piersi, które przypominają poduszki. Kiedy kilka lat temu schudła - szybko je straciła. Teraz już nie popełni tego samego błędu.
Zobacz również: Gdzie się podziały ich piersi? Odchudzone internautki opłakują zupełny ZANIK biustu!
źródło: Instagram (instagram.com/iamerinbrown)
Większości kobiet mogłoby to przeszkadzać, ale ona jest zachwycona. Jej drobne koleżanki wydają się przy niej niewidzialne. To jej pokaźna sylwetka dominuje na każdej fotografii. Dziś to powód do zadowolenia. Przede wszystkim dlatego, że jeszcze do niedawna płakała z tego powodu. Takie myślenie jest najlepszym dowodem na to, że autentycznie zaakceptowała i pokochała siebie. „Może jestem największa, ale i najszczęśliwsza” - twierdzi.
źródło: Instagram (instagram.com/iamerinbrown)
Pokaźna sylwetka kojarzy się jednoznacznie - z ociężałością, powolnością, brakiem energii, niezdarnością. Ludzie spoglądający na Erin nie przypuszczają, jak wielka siła i wytrzymałość w niej drzemie, a ona uwielbia ich zaskakiwać. Nagle okazuje się, że ma lepszą kondycję od nich. Bawi ją, kiedy jest niedoceniana, ale w każdej chwili może udowodnić swoją niezwykłą moc.
źródło: Instagram (instagram.com/iamerinbrown)
Większość kobiet robi wszystko, by nie wybijać się na pierwszy plan. Chcemy być drobne, niepozorne i wizualnie słabsze, bo tego oczekują od nas faceci. Ona myśli zupełnie inaczej. „Lubię pokazywać swoją siłę, imponować swoją fizycznością, zabierać jak najwięcej przestrzeni” - wyznaje. Nie chodzi o bezczelność i pokazywanie swojej wyższości. Cieszy ją jednak, że na przekór wszystkim potrafi wyjść do ludzi i maszerować z podniesioną głową.
Przekonała Cię?
Zobacz również: Ciało jak narkotyk