Badania dotyczące stosunku Polek do mody przeprowadził portal Prekursorki.pl. Wynika z nich, że praktycznie wszystkie z nas – bo aż 99 proc. – lubią kupować ubrania. Respondentek, które stwierdziły, że za tym nie przepadają, było zaledwie 0,45 proc. Każdego miesiąca na ubrania wydajemy średnio 500 zł, choć są wśród nas takie, którym z portfela ubywa przynajmniej dwukrotnie więcej. Większość Polek na zakupy chodzi spontanicznie. Najczęściej w nowe ubrania zaopatrujemy się galeriach handlowych, second handach i przez internet.
Sukienka za darmo
Nie każda z nas może sobie jednak pozwolić, by w ciągu miesiąca wydać kilkaset złotych na ciuchy – szczególnie gdy nie możemy pochwalić się wysoką pensją. A są przecież sytuacje, gdy bez nowego stroju się nie obędzie, np. na weselu. Co wtedy? Jest trend, który daje odpowiedź na pytanie, jak wyglądać modnie, ciągle pojawiać się w czymś innym i przy tym nie zbankrutować. To wardrobing (z ang. wardrobe – garderoba, szafa). Zasada jest prosta: kupujesz coś, używasz, a potem zwracasz do sklepu. Moda na to przyszła do nas z zagranicy – np. w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii robi się tak od lat.
Wardrobing ma zastosowanie przede wszystkim do ubrań drogich, ekskluzywnych, noszonych na specjalne okazje (np. wesele, rozmowę o pracę, spotkanie rodzinne, kolację z szefem itp.). Kobieta, która wybiera się na eleganckie przyjęcie, według zasad wardrobingu powinna sprawić sobie wymarzoną sukienkę w drogim butiku, bawić się w niej przez całą noc, a potem po prostu ją… zwrócić, odzyskując wydane na nią pieniądze. Za granicą trend ten ma zresztą zastosowanie nie tylko do ubrań, ale też gadżetów elektronicznych czy różnych akcesoriów.
Praktykę wardrobingu z premedytacją zastosował twórca filmu „Randka z gwiazdą” Brian Herzlinger, który kupił sprzęt do nagrywania w sklepie sieciowym Circuit City, korzystał z niego przez miesiąc, a następnie zwrócił go, odzyskując pieniądze.
Poczuć się jak celebrytka
Zwracane ubranie nie może mieć oczywiście śladów noszenia ani żadnych defektów. Do zwrotu w większości sklepów konieczna jest metka, więc osoby korzystające z tej metody zdobywania ubrań muszą ją umiejętnie ukryć, gdy mają na sobie strój, który zamierzają zwrócić. Największym „wzięciem” cieszą się ubrania, do których metki przyczepiane są na agrafki – można ją wtedy spokojnie odpiąć, a po okazji, na którą strój został kupiony, przypiąć z powrotem i zwrócić do sklepu. Kobiety korzystające z wardrobingu często przed oddaniem ubrania spryskują go odświeżaczem.
Za granicą to szczególnie popularny trend wśród celebrytów, którzy pożyczają ubrania od projektantów czy z showroomów.
Z poczuciem winy?
Badania dotyczące wardrobingu przeprowadził brytyjski serwis VoucherCodes.co.uk. Wynika z nich, że jednej na sześć kobiet zdarza się zwracać kupione wcześniej ubrania, natomiast co dziesiąta uczestniczka badania zdradziła, że zwracanie ubrań to jej stały nawyk, wręcz element zakupów. „Nasze badania wskazały, że jedna czwarta kobiet czuje się winna temu, że kupuje, a następnie zwraca ubrania. Jednak jak przyznają same ankietowane, presja wyglądania modnie jest silniejsza. Równocześnie opisana metoda jest jedynym sposobem na to, żeby prezentować się w nowych ubraniach, nie wydając przy tym dużo pieniędzy” – wyjaśnia cytowana przez Polską Agencję Prasową Anita Naik z serwisu VoucherCodes.co.uk.
Wardrobing jest tak popularny w niektórych krajach, że sklepy zabezpieczają się przed tą praktyką, ograniczając możliwość zwrotu niektórych produktów. PAP informuje, że elegancki dom towarowy Bloomingdale umieszcza na ubraniach, których wartość przekracza 150 dolarów, specjalne znaczniki, bez których sklep nie przyjmuje zwrotu. Podobne zabezpieczenia umieszczane są na wielu ubraniach dostępnych w popularnych sieciówkach.
Jakość, nie ilość
Zdaniem specjalistów od mody wardrobing jest wynikiem obowiązującego trendu „fast-fashion”, w którym ubrania modne są jedynie przez kilka miesięcy, a następnie stają się nieaktualne, czyli po prostu bezwartościowe. Swoje robi również presja mediów i otoczenia, by wyglądać dobrze, modnie, z klasą. W wielu społecznościach pokutuje przekonanie, że kobiecie nie wypada pojawić się dwa razy w tej samej sukience, gdy w grę wchodzi eleganckie przyjęcie. „Kupujemy zbyt wiele ubrań. Konsumujmy mniej, wybierajmy starannie. Jakość, nie ilość!” – taką deklarację z wybiegu złożyła brytyjska projektantka mody Vivienne Westwood.
„Rzeczpospolita” opisuje historię Agaty, która jest opiekunem klienta w jednej ze znanych sieci w centrum Warszawy. Dopóki nie zaczęła pracy w sklepie, nie wiedziała, że pożyczanie ubrań to nagminne zjawisko. Jak donosi „Rzeczpospolita”, z obserwacji Agaty wynika, że jest spora grupa klientów, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, którzy korzystają z wardrobingu. Jednocześnie Agata przyznała, kierownictwo sklepu każe pracownikom przymykać oko na takie praktyki.
Nie podążać ślepo za modą
Polki do wardrobingu podchodzą jednak z dystansem. „Mnie by było wstyd zwrócić uranie, w którym już chodziłam. Najlepiej nie podążać ślepo za modą, tylko kupować ubrania, w których będziemy chodzić i dobrze w nich wyglądamy, a jeśli nie jesteśmy pewne, czy tak jest, to zawsze można poprosić o opinię np. w aplikacji toptof” – podpowiada internautka Teska.
Z sondy zakupowej Silesia City Center, którą przeprowadzono na grupie 200 kobiet w wieku 18-55 lat, wynika, że w Polsce do korzystania z wardrobingu przyznaje się 7 proc. kobiet. Są to głównie młode dziewczyny – licealistki, studentki, blogerki modowe.
Ewa Podsiadły-Natorska