Marysia Sadowska, mimo że nie ma figury i wymiarów modelki, nie boi się odważnych strojów i chwała jej za to, bo robi to z pewnym wdziękiem. Wykreowała dosyć ciekawy wizerunek na mdłej polskiej scenie muzycznej. Podczas imprez czy koncertów zazwyczaj pojawia się w sukienkach bądź sukniach i za to drugi raz należą się jej pochwały.
Tym razem Marysia, tak jak przed rokiem, była na Festiwalu Country w Mrągowie. Mimo jasno sprecyzowanej konwencji imprezy piosenkarka nie popłynęła w stylizacje rodem z Dzikiego Zachodu, co było jedynym słusznym wyborem. Drobny akcent w postaci kapelusza był tylko wisienką na torcie, która nie zaburzała jego smaku. Jasna sukienka we wzorzyste motywy kwiatowe, porażające orgią barw i kolorów, idealnie komponowała się z jasnymi włosami i lekko opaloną skórą gwiazdy. Asymetryczny dół, zaczynający się lekko powyżej kolana i kończący nad łydką, wydłużał Marysię, do tego delikatny makijaż i lekkie srebrne szpilki.
Sceniczna kreacja Sadowskiej skojarzyła mi się z Tiną Turner i jej miniówkami akcentującymi zgrabne nogi. Marysia nie ma nóg Tiny, ale sukienkę wybrała piękną, trochę w stylu retro, bardzo seksowną i przykuwającą uwagę. Jedynym jej mankamentem jest to, że uwydatniła mocno zbudowane uda piosenkarki. To jednak drobny minusik, niwelowany skutecznie przez urok sukienki.
Trzecia kreacja Sadowskiej wypadła najgorzej - rozłożysta błękitna sukienka, odcięta pod biustem paskiem sprawiała, że Marysia wyglądała jak prostokąt, z daleka przypominała drzwi w kolorze morskim. Szeroki dekolt, w połączeniu z paskiem po biustem, sprawił, że piersi kompletnie zniknęły. W tym wypadku wokalistka powinna była wybrać coś bardziej odpowiedniego do swojej figury. Na osobie wyższej i szczuplejszej błękitna suknia prezentowałaby się oszałamiająco.
Podsumowując, Marysi należą się pochwały za odwagę i swobodne poruszanie się po świecie scenicznej mody.