Zaradna, wdzięczna i bezkonfliktowa - tak mówią o niej znajomi. Popularność przyniosły jej role w thrillerach „Strach” i „Twilight”. Prawdziwy rozgłos zdobyła jednak dzięki roli Elle w „Legalnej blondynce”.
„Jej talent jest wart dziesięciu Drew Barrymore i dwudziestu Cameron Diaz” – pisali o niej krytycy. Jakby tego było mało, Reese jest właścicielką dochodowej firmy producenckiej „Type a Films” i prowadzi bardzo aktywny tryb życia. Regularnie odwiedza siłownię i fitness klub, od niedawna ćwiczy jogę. Relaksuje się, gotując – jej specjalnością jest ryba w warzywach, podawana z ryżem. Przyznaje jednak, że jak każdy, ma swoje słabości:
„Uwielbiam słodycze. I jak tylko nie muszę trzymać linii, pozwalam sobie na wiśnie w czekoladzie, batoniki z nadzieniem kokosowym, gorące kakao. Jestem też niewolnicą telewizji. I coraz trudniej mi się od niej oderwać, bo jak na złość, pokazują coraz więcej starych filmów. A ja uwielbiam klasykę. Greta Garbo, Marlena Dietrich, Marylin Monroe… One wciąż żyją. Chciałabym, by za kilkadziesiąt lat ktoś z łezką w oku obejrzał też jakiś mój film” – wyznaje.
Reese to prawdziwa elegantka. Od kiedy zamieniła ogrodniczki na modne kostiumy, pięknieje z dnia na dzień. Na wyjątkowe okazje zakłada suknie wieczorowe od Niny Ricci (np. na rozdanie Oscarów w 2007 roku). Ma słabość do szpilek od Jimmy'ego Choo i do koloru różowego:
„Wiem, że w różowym wyglądam jak landrynka, ale przecież każdy ma jakąś piętę Achillesa. Dopóki Keanu Reeves nosi poplamione koszule w kratę, a Jennifer Lopez czesze się na pudla, dopóty ja nie zamierzam walczyć ze swoją miłością do różu” – stwierdziła kiedyś.
Oprócz tego, Reese jest fanką klasycznej biżuterii marki Ippolita i nie rozstaje się z kosmetykami Avon: kremowo-pudrowym podkładem w kompakcie oraz błyszczykiem Plump Pout.