Niby XXI wiek to czas racjonalizmu i zdrowego rozsądku, a jednak niektóre zabobony wciąż mają się świetnie. Najbardziej widoczne jest to w temacie ślubu, gdzie odwieczne zwyczaje nie przemijają. To nic, że domagamy się równouprawnienia, na ślubnym kobiercu wcale nie jesteśmy dziewicami, a weselne zabawy wydają nam się żenujące. Kiedy przyjdzie ten szczególny moment, szybko o tym zapominamy i robimy to, co nakazuje tradycja.
Dosyć tego! - zachęca publicystka portalu Elite Daily, która jak na wyzwoloną kobietę przystało, sprzeciwia się utartym wzorcom. Według niej ceremonia zaślubin jest zbyt archaiczna i nie przystaje do współczesności. Nie podoba jej się m.in. biała suknia, welon czy rzucanie bukietem. A na wszystkie zarzuty ma racjonalne wyjaśnienie.
Posłuchasz jej planując własny ślub? Dla gości to mógłby być szok...
fot. Thinkstock
Chyba wszyscy zdają sobie sprawę, co pierwotnie miała symbolizować tak jasna i czysta kreacja. Był to oczywiście symbol dziewictwa – nietknięta kobieta wchodzi w związek małżeński i zniecierpliwiona czeka na noc poślubną. Można przypuszczać, że w 99 procentach przypadków zwyczaj ten stracił na aktualności, bo zakochani konsumują związek znacznie wcześniej. Jeśli nie chcesz odgrywać takiej szopki – postaw na inny kolor i nie przejmuj się ludzkim gadaniem.
fot. Thinkstock
Od kilkuset lat większość populacji świata wierzy w zabobon, który mówi, że wszystko, czego dotknie panna młoda, z automatu staje się symbolem szczęścia. Pewnie dlatego obecne na weselu panny potrafią bezwzględnie walczyć o to, by zdobyć jej wiązankę. Zdaniem dziennikarki wzbudza to niezdrową rywalizację, może być źródłem napięć i wpływać na samopoczucie przegranych. Cieszy się tylko ta, której udało się złapać bukiet – reszta odchodzi zazwyczaj smutna i pozbawiona wszelkiej nadziei, że kiedyś się ustatkuje.
fot. Thinkstock
Prawdopodobnie zwyczaj ten pochodzi jeszcze z czasów starożytnych, kiedy uważano, że zasłona na twarzy panny młodej uchroni jej duszę przed nieczystymi siłami. Dzisiaj, zdaniem publicystki, zupełnie mija się to z celem. Nie po to wydajesz setki złotych na spektakularną fryzurę, solarium i makijaż, żeby później to wszystko ukrywać przed światem. Dodatkowa płachta materiału na głowie jest także bardzo niewygodna. Zawsze może wpaść do talerza lub utrudnić swobodną zabawę na parkiecie.
fot. Thinkstock
Zwyczaj obecny od setek lat, a jego źródło nie napawa specjalnym optymizmem. Można to uznać za transakcję – rodzice wydają córkę za mąż i finansując ceremonię dają jej przepustkę do jeszcze lepszego życia. Od tego momentu to ukochany mężczyzna będzie odpowiedzialny za jej utrzymanie. Problem w tym, że już dawno minęły czasy utrzymanek i dzisiaj karierę zawodową robimy bez względu na płeć. Z tego powodu rachunek za wesele powinien być pokryty w połowie przez jedną, a w połowie przez drugą stronę rodziny.
fot. Thinkstock
W Polsce przez lata obowiązywał zwyczaj, że para młoda żegnając gości wręcza im paczuszkę z wypiekami, ewentualnie butelkę weselnego trunku. Niestety, tradycyjny obyczaj zastępowany jest powoli przez modę prosto z Zachodu, która nakazuje przygotowanie bardziej wartościowych upominków. Zazwyczaj są to okolicznościowe gadżety, których nikt tak naprawdę nie chce. Kolejnego dnia trafiają w najlepszym przypadku na dno szuflady, a o wiele częściej do kosza. Zdaniem dziennikarki to strata pieniędzy. Kawałkiem sernika za to nikt nie pogardzi.
fot. Thinkstock
Zwyczaj ten pochodzi jeszcze z czasów, kiedy aranżowane małżeństwa były na porządku dziennym. Wierzono, że zapewni im to szczęście, a także zmniejsza się ryzyko, że jedna ze stron się rozmyśli. Dzisiaj brzmi to wręcz absurdalnie, bo zdecydowana większość narzeczonych od dawna ze sobą mieszka. Nagła wyprowadzka jednej z osób na dzień przed ślubem wydaje się nienaturalna i całkowicie zbędna. Nie wspominając o tym, że wiele par jeszcze przed ceremonią uczestnicy w sesji ślubnej, gdzie pan młody i tak zobaczy ukochaną w białej sukni.